środa, 9 grudnia 2009

Hello!

Mam teraz urwanie głowy, więc nie uda mi się napisać nowego rozdziału, ale na święta obiecuję skończyć opowiadanie !

Więc czekajcie cierpliwie, postaram się. 


A teraz tak na odrębie. Jeżeli ktoś czytał Miasto Kości ( i Popiołów) To tłumaczenie (nieoryginalne, ale naprawdę świetne!) znajdziecie na tym chomiku 


Naprawdę polecam.

A zakończenie tej historii już się zbliża!

wtorek, 13 października 2009

(23) Go Back!

Wróciłam!!!! I to nie z pustymi rękami. Pracuję już nad zakończeniem tej historii, a póki co mam dla was kolejny rozdział. 

I teraz troszkę formalności zanim go zamieszczę:

*Na moim chomiku dostępny jest już gokument ze wszystkimi dotychczasowymi rozdziałami (włącznie z dzisiejszym).

*Stałam się ogromną fanką serii meg cabot, pt Pośredniczka, którą nawiasem mówiąc bardzo wam polecam ;) 

Jeśli jesteście fanami wampirów, znajdziecie u mnie również nowy serial, pamiętniki wampirów, z polskimi napisami do pobrania. 

*Poza tym, moja fascynacja Zmierzchem już przygasła, i po dokończeniu tego bloga, zakończę moją przygodę z Edwardem i Bellą. Wezmę się za pisanie książki. 

Nie przedłużam już bardziej, i bez zbędnych formalności zapraszam na kolejny rozdział.

Rozdział 26
Pierwszy dzień w szkole. Przynajmniej, który pamiętam. Tyle myśli kotłujących się w głowie.
Co mówić? Jak się zachowywać? Przyjść i przywitać się ze wszystkimi, wkręcając się w
rozmowę, czy może lepiej pozostać w cieniu niezauważona. Brak doświadczenia w takiej
sytuacji zdecydowanie odbija się na moją niekorzyść. Tylko, co ja na to poradzę, że nigdy nie
przebywałam tak naprawdę z rówieśnikami.
A nawet, jeżeli, to już tego nie pamiętam. Przez pół nocy przeglądałam artykuły
młodzieżowych czasopism w poszukiwaniu jakiś cennych wskazówek. Nawet nie wiem w
którym momencie film mi się urwał. Naprawdę,
czytam czytam, a tu nagle coś dzwoni mi nad uchem, i okazuje się, że powinnam już być w
drodze! Na nic takiego się nie natknęłam. Trzeba było jakoś się do tego przygotować, a nie od
razu przeprowadzać się na drugi koniec świata w poszukiwaniu
całkiem obcych i niepewnych osób. Intuicja. To wszystko przez nią. I przez Demetriego. Po co
on mi to w ogóle mówił?! Przecież … przecież, co? Wolałabyś żyć tak dalej w kłamstwie?
Świetnie, znowu gadam sama ze sobą. Po prostu idealnie. Trasa
do szkoły liczy sobie dobre osiem kilometrów, zostało mi jakieś dziesięć minut, a ja nawet nie
wiem, co na siebie włożyć! Żenada, po prostu żenada.
Jak mogłam nie zwrócić uwagi na coś tak istotnego, jak czas? Przecież teraz będę musiała
łamać prawo przyśpieszając, co ja gadam, bijąc rekordy na ulicach. Trudno, ubiorę się w
pierwsze lepsze ciuchy. Weszłam do garderoby i przejrzałam kilka przygotowanych
kompletów. O ten! Padło na białą bluzkę z zaszewkami, do tego niewinny szary sweterek i
marszczona czarna spódnica od prady. Do tego botki na
cienkim obcasie i gotowe! Idealny strój. Powinnam uchodzić za grzeczną spokojną uczennicę.
Tylko co zrobić z tymi włosami? W nocy
całkiem mi się pofalowały. Trudno, nie mam teraz na to czasu.
Spięłam je w niedbały kucyk i w pośpiechu łapiąc kluczyki wskoczyłam do garażu.
Trudno, kogo obchodzi, że srebrne porsche nie pasuje mi do butów? Przecież na takie
szczegóły nikt nie zwróci uwagi. Wyjechałam. No nareszcie.
Nerwowo postukując na kierownicy jechałam z dużym, no dobra, bardzo dużym
wykroczeniem prędkości.
‘Liceum w Forks ‘
Minęłam właśnie taką tabliczkę. Świetnie jestem na miejscu.
Wszystkie spojrzenia zwróciły się w moją stronę, kiedy parkowałam na parkingu.
Edward
- Alice, pośpiesz się! –
Jasper woła ją już od piętnastu minut.
53
- Co wy tam robicie Rose?
Przecież, na boga, jesteście wampirzycami! Po co spędzacie tyle czasu w łazience?
- Zamknij się Em! – Piskliwy głos Rose uciszył osiłka.
Podczas kiedy oni wytykali sobie nawzajem kąśliwe uwagi, ja niemal padałem ze śmiechu.
- Co cię tak bawi durniu? –
Blondynka schodząc po schodach minę miała zdecydowanie złowrogo nastawioną. – W
przeciwieństwie do ciebie, jak widać, mamy zamiar w odpowiednim stroju przywitać
księżniczkę. – Taa.. I przy okazji zrobić wrażenie w szkole.
- Jedźmy już lepiej. – Zarządziłem.
- Edwardzie? – Usłyszałem wołającego mnie Carlisle’ya.
- Tak Carlisle?
- Pozdrów ode mnie pannę Volturi. – Uśmiechną się do mnie. A dlaczego niby ja? Co oni się
tak na mnie uwzięli?
Wreszcie wyjechaliśmy. Myślałem, ze już zawsze będą mi tak dokuczać.
Dotarliśmy na parking. W naszym kierunku podjeżdżało właśnie srebrne Porsche najnowszy
model. Jednak nie to przykuło moją uwagę. Zrobiła to wizja, która nagle pojawiła się w głowie
Alice…

sobota, 5 września 2009

Zawieszam

Niestety, ale nie mam już czasu na kontynuowanie pisania na tym blogu. Mam teraz dużo obowiążków związanych z nową szkołą i przez to bardzo rzadko mam czas na pisanie. Mam pomysł na zakończenie, i jak znajdzie się jakaś wolna chwila, to odezwę się. Poza tym mam teraz nowego sąsiada, i od dwóch tygodni obiecuję mu oprowadzić go po mieście. A że jest całkiem całkiem, to nie wolno odmówić :))

Do zobaczenia

Wasza Anne Cullen

~~#**#~~

niedziela, 9 sierpnia 2009

Bonus

Dzisiaj mam dla was jedynie bonusowy mini rozdział. Możecie go pobrać wraz z ostatnimi rozdziałami z mojego chomika*. Miłego czytania.

*Chomik Anne_Cullen

piątek, 31 lipca 2009

(25) Forks

Dzieki za wszystkie komentarze. Są napraw emotywujące.

Macie Nowy rozdział.

...............................................................................................................................

(Z punktu Anne)


Wysiadając z samolotu poczułam chłód. Będę się musiała przyzwyczaić do braku słońca i zachmurzonego nieba. Przynajmniej na razie. Tak jak mówił Demetri na lotnisku czekał transport. Chłopak w wieku 24/25 lat stał przy bramkach z moim imieniem i nazwiskiem na tabliczce. Widząc mnie mimowolnie zesztywniał i zaniemówił. Chyba nawet wstrzymał oddech. Byłam aż tak straszna? Po chwili jednak doszedł do siebie.
- Panienka Masen/ Volturi ? – Co tak oficjalnie?
-Anne – Uśmiechnęłam się chcąc dodać mu tym otuchy. Miało to odwrotny efekt. Czyli jednak się nie bał? Więc skąd to zakłopotanie? 1. - Jedziemy? Chciałabym jak najszybciej znaleźć się już w domu. – Westchnęłam widząc, że nie reaguje. 
- Proszę pana?
- Ach tak, - No nareszcie!- Oczy.. oczywiście. Proszę za mną. – Więc Demetri wynajął limuzynę. Nie ma to jak nie wyróżniać się. Chłopak włączył jakąś płytę. Po kilku minutach zaczęłam mimowolnie nucić za wokalistą. Śpiewałam o oktawę wyżej. Słyszałam jak chłopak zaczerpnął nagle potężny haust powietrza.
- Coś się stało? – Pomimo iż zadałam pytanie sama znalazłam na nie odpowiedź w jego umyśle Jaki cudowny głos, piękniejszy niż u wokalistki. Istny anioł. Po chwili opamiętałam się co robię. Och, a więc teraz to już rutyna?2. No ale w końcu teraz nie mogę już nikomu zaufać. Poczułam jakbym została sama. I tak właśnie było, chociaż dopiero teraz to sobie uświadomiłam. Moją ostatnią deską ratunku byli Cullenowie. Najwyraźniej Demetri doszedł do tego wcześniej. 
- Nie, wszystko ok. – Dopiero po chwili zdałam sobie prawdę, że była to odpowiedź na moje poprzednie pytanie. Kłamał, czyżbym jak na razie żyłą w iluzji? Najwyraźniej, bowiem wszyscy kłamią. Więc nie mam wyboru, od teraz będę korzystać ze swojej nadludzkości. Czas zacząć spełniać swoje przeznaczenie. Czas stać się tą najpotężniejszą.
 Zajechaliśmy pod całkiem spory względem innych mijanych wcześniej budynek. Leżał w lesie. Widać było iż jest w stylu nowoczesnym. Przestronne okna, symetryczne kształty. Demetriemu wybudowanie go musiało zająć parę dni. Więc to tym między innymi się zajmował. Mój kierowca wysadził mnie i podał kluczyki.
- Bagaże panienki są już w domu rozpakowane. Wszystko jest już przygotowane do użytkowania. Mam jedynie przypomnieć panience, że jutro ma pani szkołę na 8 :00. To chyba wszystko.
- Dziękuję. Do widzenia.
- Do widzenia. – Weszłam do środka. Wnętrze znacznie różniło się od komnat do których byłam przyzwyczajona, ale najwyraźniej tak miało być. Duża przestrzeń, całe mnóstwo jasnych kolorów, można się przyzwyczaić. Salon miał całkiem spore rozmiary, kuchnia też była niczego sobie. Kuchnia, gotowanie, będę musiała się chyba tego nauczyć. No ale przecież mam być w wszystkim najlepsza, nie? Mam na to cały długi dzień. przeszłam do zwiedzania piętra. Tak właściwie to był to jeden wielki pokój i drzwi – łazienka. Przypominała bardzo tą w Volterze, duża, przestronna z wielkimi lustrami, prysznicem wanną- spa. Pokój był wyposażony w nowoczesny sprzęt, ale do tego byłam już raczej przyzwyczajona. Równie przestronny co pozostałe pomieszczenia, jasny, z wielkim łózkiem na środku. Całkiem przytulne miejsce.
 Zaplanowałam sobie mój pierwszy dzień. Postanowiłam już dzisiaj wyjść na miasto, może akurat spotkałabym któregoś Cullena i mogła od razu przejść do rzeczy, a nie odgrywać całą tę szopkę ze szkołą. Ubrałam się w miarę ciepło, nie miałam ochoty testować mojej odporności w taką pogodę. Jeszcze przeziębiłabym się. A tego nie chciałam. Weszłam do garażu i zobaczyłam kilka wyrafinowanych wozów. No super Demetri, a niby jak ja mam się w tym nie wyróżniać?! Przecież w takiej dziuże, to takie wozy pojawiają się co najwyżej na okładkach magazynów. Postanowiłam nie wybierać tylko wzięłam pierwsze z brzegu kluczyki. Nacisnęłam przycisk otwierający drzwi, i okazało się, że kluczyki są od tego autka. W sumie mogło być gorzej. Mogłam trafić na porsche bez dachu, które równe jest w tej okolicy zapaleniu płuc. Wyjechałam na podjazd i skierowałam się na główną ulicę. Postanowiłam najpierw zacząć od odwiedzenia pobliskiego sklepu z artykułami spożywczymi. Zajechałam na parking jakiegoś marketu i wysiadłam. Wszystkie moje ruchy wykonywałam z gracją, było to dla mnie normalne, jednak dla pozostałych klientów najwyraźniej nie. Wszyscy wlepili we mnie wzrok jak tylko wysiadłam. Uśmiechnęłam się tylko przyjaźnie nieco speszona takim zachowaniem. Czy przyglądanie się komuś z natarczywością nie było czasami dowodem na brak kultury i dobrych manier? Najwyraźniej tutaj się tym nie przejmowano, i ludzie nie odwracali wzroku nawet kiedy odwzajemniałam spojrzenie. Postanowiłam zignorować to zainteresowanie moją osobą i weszłam do sklepu. Minęło mnie dwóch chłopców. szeptali sobie na ucho. Zapewne nie zdawali sobie sprawy z tego, że ich słyszę. Chociaż chyba normalny człowiek nie powinien tego słyszeć.
- To ta nowa z Włoch?
- Tak, widziałeś czym przyjechała?! To dowód na to, że kasy jej nie brakuje.
- Ale nie przypomina mi normalnej włoszki. Nie powinna być opalona?
- masz rację, tam jest tyle słońca, ale taka blada wygląda jeszcze seksowniej, no nie?
- Tak, niezła jest.
No świetnie. Czyli jestem tutaj na językach. Trudno, będę się musiała przyzwyczaić. Zaczęłam pakować do koszyka musli, jogurty niskotłuszczowe i mleko sojowe. Do tego kilka litrów wody mineralnej nie gazowanej. Powinno wystarczyć. Podeszłam do kasy. Ekspedientka przyglądała mi się natarczywie.
- 50$ panienko Volturi.
- Masen – Powiedziałam podając jej złotą kartę.
- Co słoneczko ?- Chyba nie zrozumiała.
- Masen – Volturi. – Odpowiedziałam. Uśmiechnęła się.
- No tak. Rzeczywiście. – Mimowolnie zerknęłam w jej myśli. Boże 18 lat i już żonata?! No po prostu świetnie! Nie dość że wiedzą nawet ile mam lat, to jeszcze uważają mnie za żonatą. Nie wytrzymałam i musiałam wyprowadzić tę kobietę z błędu. 
- To pierwsze to po mamie, drugie ojca. – Widziałam zmieszanie na jej twarzy. Oczywiście to była nieprawda, ale tej już nie mogłam wyjawić każdemu. Wychodząc natknęłam się na jakiegoś chłopaka. 
- przepraszam, nie chciałem. – Blondyn był w moim wieku, może rok starszy.
- Nic się nie stało. 
- Jestem Mike. A ty to pewnie ta słynna księżniczka z Włoch? – Cała sympatia do tego chłopaka wyparowała jeszcze szybciej niż się pojawiła. Czy oni nie mają tytaj innych tematów do plotek?! Tylko jeden związany ze mną?
- Och, więc jestem teraz waszą nową sensacją? – Włożyłam w to zdanie tyle sarkazmu, że nawet idiota skojarzył by o co chodzi. 
- Tak właściwie to jesteś tematem plotek odkąd wykupiłaś tu ten nowy Dom na przedmieściach. – Najwyraźniej do inteligentnych nie należał. Myślał, że pytam serio! Wsiadłam do auta i ruszyłam do domu. nie w smak było mi słuchać go dłużej.


(Z punktu Edwarda)

- Przyjechała! Przyjechała! – Piski Alice udawało się przekrzyczeć tylko Rose.
- Naprawdę nie wiem co w tym ciekawego. Zwykła dziewczyna przeprowadziła się do Forks. A wy zachowujecie się tak samo jak reszta tych przygłupów z naszej szkoły. – Oczywiście znałem już jej odpowiedź. Nie pierwszy raz mi jej udzielała.
- Ale to nie jest zwykła dziewczyna Edward. Czuję, że jest kimś więcej, i będzie naszą przyjaciółką!!! – Tak, bo nie ma co robić tylko chodzić z wampirzycami po sklepach. 
- Alice, to człowiek. Jak wyobrażasz sobie przyjaźń z nią? Ciebie Rose też to dotyczy.
- Ugh… Do ciebie to jak do ściany. Nie słyszałeś Alice? Ona nie jest jakąś zwykłą nastolatką!

- Och, ależ oczywiście. Przecież jest włoską arystokratką z bogatymi rodzicami. – Chociaż przekomarzałem się z nimi, sam w duch wierzyłem, że ta dziewczyna okaże się ta którą już spotkałem we Włoszech. – Jadę do Port Angeles. – W tej samej chwili w głowie Alice pojawiła się wizja.

 1. Wśród wampirów Anne nie spotykała się z widocznym wyraźnie zakłopotaniem na jej widok.
  2.Czyt. Anne nie lubi łamać cudzej prywatności czytając mu w myślach


...........................................................................................................................................................

I jak?

sobota, 25 lipca 2009

(24) Ucieczka

Dodaję wcześniej. A co mi tam!
Dzisiaj trochę dłuższy. Miłego czytania!
....................................................................................
(Z punktu Anne)

On wyjechał, a ze mną było z dnia na dzień coraz gorzej. Dodatkowo nurtowało mnie zachowanie Ara. Ciągle uważnie mi się przyglądał, jak gdyby chciał się upewni czy się czegoś nie domyślam. Prawdą było, że nasza ostatnia rozmowa nie dawała mi spokoju. W mojej głowie ciągle wirowało to jego niedokończone zdanie. Tyle pytań cisnęło mi się do głowy pod wpływem jednej wypowiedzi. Dlaczego przerwał? Co chciał powiedzie? Co przede mną ukrywa? Jeśli tak to czy ma więcej tajemnic? Te i wiele innych pozostawały bez odpowiedzi. Próbowałam zagadać o to Kajusza, ale ten zwinnie wywiną się od odpowiedzi mówiąc że nie wie o czym mówię. Ale to tylko potwierdziło moje podejrzenia dotyczące ich tajemnicy. Aro oczywiście również niemiał zamiaru szczerze mi odpowiedzieć. Poczułam się wręcz zdradzona. W tej sytuacji wczytywałam się w ich myśli. Było to jednak bezskuteczne. Przynajmniej na razie. Ich myśli było zbyt wiele, w końcu gromadzili je przez tysiąclecia, a ja sama nie wiedziałam czego powinnam szukać. Może gdybym miała większe doświadczenie z moimi zdolnościami poradziłabym sobie z tym wszystkim o wiele sprawniej. Z każdym dniem dowiadywałam się coraz więcej, miałam rację, te moje zdolności rozwijały się z czasem, ale w zawrotnym tempie. Intuicja podpowiadała mi, że zbliżam się do poznania prawdy, Jakby tego było mało od kilku dnie nie widziałam Demetriego. Czyżby on też zaczął mnie unikać? Od dwóch tygodni w pałacu niebyło Kajusza i Marka, Aro mówił iż wybrali się na "misję" do Ameryki Południowej. Ale nie zajęło by im to aż tyle czasu. Nie im. Wszyscy inni również nie widywali się ze mną zbyt często. Jedynie sam Aro towarzyszył mi w ciągu dnia - w nocy sypiałam- i przy posiłkach. Jednak był bardzo wybiórczy w tym co mówi bojąc się jakby, że mogę wywnioskować coś z samego tonu jego głosu. Znalazłam sobie pewne wytłumaczenie tej całej szopki jaka miała miejsce w Volterze. Przede wszystkim, wszyscy wiedzieli o czymś, o czym ja nie miałam pojęcia i najwyraźniej bali się, że dowiem się co to jest. Wiedzieli, i dlatego unikali mnie w obawie, iż mogę się czegoś domyśli. Jedynie Aro miał mnie " pilnować" i nadzorować moje zachowanie. Czułam się jak w klatce, chociaż nikt nie zmuszał mnie do pozostawania całe dnie w pałacu. Ale musiałam przedzierać się przez myśli ojca. Tak, tak go postrzegałam. To wszystko było niczym genialny spisek. Aro najlepiej potrafił coś zatajać, i choć mogłam przeglądać jego umysł, to, to czego szukałam mogło być ukryte gdzieś w głębi jego błyskotliwego umysłu. Jak szukanie igły w stogu siana, tyle że nie wiadomo którym. Pomyślałam.
Dzisiejszy dzień nie różnił się niczym od poprzednim w ostatnim miesiącu. Aro, jego umysł przestudiowałam już w 80 % i wciąż nie natrafiłam na nic co dotyczyło mnie, z czego bym nie wiedziała. Oczywiście Volterra była pusta (czyt. Nie było tam wampirów) i moim jedynym towarzyszem był Aro. Nie wiem czemu, może dlatego, że wszystko zaczęło się od ich wyjazdu, Albo dlatego, iż poczułam iż łączy mnie niesamowita więź z jednym z członków tej wegetariańskiej rodziny, ale wydawało mi się że to całe zamieszanie i Culenowie mają ze sobą coś wspólnego. Nie wiedziałam co. Prawdopodobnie miał mi to uświadomi ten ukrywany przez Aro fakt. To powodowało, że moja determinacja do osiągnięcia celu była jeszcze większa. A może po prostu byłam zbytnio zaślepiona tamtym chłopakiem? Może to było powodem dla którego wszędzie widziałam intrygi i szachrajstwa? Może mi po prostu odwaliło? Może Aro niczego nie ukrywał, Kajusz i Marek rzeczywiście pojechali spełnić swój obowiązek, a cała reszta mnie nie unikała?! Mylisz się. Nigdy nie wolno ci zwątpić w swoją intuicję. Nie daj się okłamywać...
- Mówiłeś coś Aro? - Ciągle czytałam mu w myślach więc nie musiałam czekać na jego przecząca odpowiedź.
- Pójdę już do siebie, czuję się taka zaspana powinnam już zasnąć. - Wiedziałam, że jeżeli chodziło o moje potrzeby, czegokolwiek bym potrzebowała miało być mi dane. Taką zasadą kierował się Aro. Jednak wcale nie byłam jeszcze zmęczona. Chociaż omamy słuchowe nie świadczyły o poczytalności umysłu...
- Anne! Chodź ze mną na wieżę! Szybko, musisz się pospieszyć! - ten głos był mi znajomy.
- Demetri? - zdołałam wykrztusi jedynie jego imię. Wrócił? Och, ile ja mam do niego pytań! - Musimy.. - przerwał mi w pół słowa.
- Cii...Na razie podążaj tylko za moim głosem na wieżę. Nie zadawaj zbędnych pytań. Za chwilę wszystko ci wytłumaczę. Zaufaj mi i chodź - Co miałam zrobi? Jeszcze kilka tygodni temu był moim najlepszym przyjacielem, wręcz bratem. Poszłam wiec za jego głosem. Czekał na mnie na szczycie wieży.
- Och, Demetri! -- Rzuciłam mu się na szyje. Dopiero po chwili oderwałam się od niego.
- Też miło mi cię znowu widzieć mała. - Powiedział to z dziwnym bladym półuśmiechem. A co z moim wiecznie żartobliwym Demetrim?
- Co się stało? Czemu tak długo cię nie było? Wszystko w porządku? - Zaczęłam zasypywać go masą pytań nie czekając na odpowiedzi. Wiedziałam, że każde z nich będzie doskonale pamiętał przy odpowiedzi, a ja nie potrafiłam zmusic się do czekania.
- Najpierw muszę cię przeprosić. - A niby za co? Moje pytanie było chyba wypisane na mojej twarzy.
- Kiedy ci wszystko wyjaśnię, nie jestem pewny czy będziesz chciała mnie znać. - Postanowiłam słucha dalej, nie odpowiadając na ten komentarz. - Widzisz, jest cos o czym nie wiesz. - A jednak! - Chodzi, chodzi o twoje pojawienie się w Volterze. - W Volterze? Czyli kwestia z Cullenami to nieporozumienie... - Wcale nie mieszkałaś tu przed przemianą. Nie byłaś umierająca, kiedy Aro cię przemieniał. Miałaś by czymś w rodzaju niezawodnej broni. Wszystko poszłoby po jego myśli, gdyby nie to, że zaczął się do ciebie przywiązywać. Jak do córki. Coraz trudniej było nam wszystkim ukrywać wszystko przed tobą w tajemnicy. I wtedy pojawili się Cullenowie. Nie wiem do końca jaki mają związek z tobą, ale wtedy z samego zachowania Ara można było wywnioskować, że martwi się twoją reakcja. Bał się, że jeżeli się dowiesz tego od kogoś z zewnątrz możesz go znienawidzić i opuścić Volterrę.
- Jeśli dowiem się czego? - Tyle rewelacji na raz! Tyle pytań, na które dostałam odpowiedzi, a zarazem tyle nowych!
- Tego co ci zrobili. Anne, nie zastanawiałaś się może dlaczego nic nie pamiętasz? - Oczywiście, że tak. Ale to było jedno z pierwszych rzeczy o jakich dowiedziałam się od Ara.- No tak, przecież według oficjalnej wersji straciłaś pamięć w wyniku wypadku. Na prawdę było inaczej. Nie było wypadku. Wiem tylko, ze Haidi wymazała ci przeszłość abyś uwierzyła w ich historyjkę. Nie znam szczegółów, nic nie wiem o twojej przeszłości. Wybacz, przez ostatni miesiąc starałem się czegoś dowiedzieć, ale najwyraźniej dokładnie pozbyli się wszelkich dowodów. Ale jednego jestem pewien, twoja przeszłośc ma coś wspólnego z Cullenami, i wydaje mi się, że są oni jedynymi od których możesz dowiedzieć się prawdy. - Przetworzyłam sobie to wszystko w ułamek sekundy. Kłamał, wszyscy kłamali.
- Oszukałeś mnie? Jak mogłeś Demetri?
- Wybacz. Aro nie przewidział iż możemy się tak z tobą zżyć. Że sam cię pokocha. Ale teraz musisz mnie wysłuchać i zaufa mi. Dobrze? - Jak mogłam się na niego gniewać? W końcu to on wyznał mi prawdę.
- Dobrze.
- Pomyślałem, że chciałabyś dowiedzieć się czegoś o sobie. Porozmawiać z Cullenami. Załatwiłem ci dom na obrzeżach Forks.
- Forks? - Ta nazwa niewiele mi mówiła.
- Tam mieszkają Cullenowie. Pomyślałem, że chciałabyś pożyć trochę jak normalna nastolatka. Zapisałem cię tam do szkoły, na wszelki wypadek, gdybyś miała zostać tam dłużej niż jeden dzień.
- Przecież w szkole mają bardzo niski zakres nauczania. Będę się nudziła.
- To kamuflaż. Ale wracając do tematu, zawiozę cię dzisiaj na lotnisko i polecisz do Seattle. Tam będzie na ciebie czekał szofer, który odwiezie cię pod sam dom. Ja nie mogę z tobą jechać. Przykro mi. - To było strasznie dziwne, takie inne. Chodzenie do szkoły, lotnisko. Nie posługiwałam się samolotami, nie były mi potrzebne. Mogłam w każdej chwili być tam gdzie chciałam bez ograniczeń. Ale zgrywanie pozorów i normalne zachowanie. Właśnie.
- A Jak ma się zachowywać?
- Tak jak wszyscy inni. Nie powinnaś mieć problemów. - Tu miał racje. Łatwo przychodziła mi nauka.
- Dlaczego to dla mnie zrobiłeś? Ryzykujesz, Aro..
- Jesteś jak siostra. Nie mogłem patrzeć na to jaka jesteś tutaj nieszczęśliwa. - Tak, zdecydowanie cieszyłam się z tego jak mnie postrzega.
- Kiedy dowiem się wszystkiego, odwiedzę cię.
- Trzymam cię za słowo mała. - Uśmiechnął się delikatnie. - Musimy już jechać, zaraz masz samolot.
- Nie mogę dostać się tam w swój sposób?
- nie, no coś ty! Wiesz ile musiałem da kasy takiemu facetowi, żeby dobrowolnie oddał ci swój bilet? - Wiedziałam, że to ten najmniej istotny powód. - Co do pieniędzy, musisz trochę mieć przy sobie. - Tym nie musiałam się przejmować. Miałam już kilkanaście pełnych kont, wystarczyło wyciągną tylko z komnaty lśniące karty.
- Zaraz je wezmę. Czy jest coś jeszcze co jest mi niezbędne?
- Tak właściwie, to chyba powinnaś założy na siebie inne ubrania. W tych Kliknij będziesz się za bardzo wyróżniać. - Miałam na sobie długą satynową suknię.
- Jakieś pomysły?
- W Forks czeka na ciebie pełna szafa najnowszych trendów sezonu, w nich nie powinnaś się wyróżniać, ale na podróż też powinnaś założyć coś bardziej... młodzieżowego. Po drodze wstąpiłem do takiego jednego centrum, i pewna kobieta poleciła mi to . Chyba nie powinnaś się w tym tak strasznie wyróżniać.
- Dzięki, pomyślałeś o wszystkim.
- Czyli nie jesteś już zła? - Tak
-- Jasne, że nie. To jedziemy na to lotnisko? - W mgnieniu oka stałam już we wcześniej trzymanych przez niego ciuchach.
- Pewnie. Mam już wszystko.
Wsiadłam w samolot. Czekała mnie teraz kilkugodzinna podróż w miejsce gdzie być może miałam dowiedzieć się prawdy. Forks – Cel mojej podróży.

(Z punktu widzenia Edwarda)

Dolecieliśmy do domu. Naszą nieobecność w szkole usprawiedliwiliśmy wyjazdem do znajomych rodziny. Po raz pierwszy nie było w tym aluzji. Szkoła niczym się nie zmieniła, jak zwykle ten sam nudny materiał powtarzany przez nas od tylu lat. Moje myśli ciągle były w Volterze. Cały czas zastanawiałem się nad tak prozaicznymi rzeczami jak co może w tej chwili robić. Było to dla mnie czymś nowym, nigdy nie skupiałem na kimś tyle uwagi. Było to do mnie nie podobne. Ale ona miała w sobie coś, co mnie do niej przyciągało. I nie była to bynajmniej jej wyjątkowość dostrzegana przez innych, było to coś więcej.

Miesiąc później…

W szkole od dłuższego czasu wszyscy mówili o tej nowej. Nikt nie wiedział jak ma się nazywać, i nie do końca wiedzieli skąd pochodzi ani dlaczego się przeprowadza.
- Mówię wam, to ma być jakaś włoska księżniczka! Wykupiła tę nową posiadłość na obrzeżach Forks, i jutro się tu przeprowadza. – Doszedł do mnie fragment rozmowy Mikea i jego paczki. Hmm, z Włoch? Księżniczka? Tylko jedna taka przychodziła mi do głowy.
- A to niby czemu miałaby się wyprowadzać ze słonecznej Italii do takiej zachmurzonej mieścinki jak Forks?!
- Nie mam pojęcia, ale musi być cholernie bogata, wiesz ile ta posiadłość musiała kosztować? Nie mówiąc już o tych wszystkich samochodach transporterowych jakie tam podjeżdżały z jej bagażem. Widziałem jak z jednego wyprowadzali nowiutkie Lamborghini!
- No coś ty?! – Nawet jeżeli to nie moja piękność z Volterry, i tak powinna swoim pojawieniem się wzbudzić niezłe zainteresowanie. W Forks nawet szara myszka byłaby atrakcją, a co dopiero włoska Princess*. Nie ma co, kimkolwiek jest, będzie miała pełno wielbicieli…
* Chodzi o księżniczkę ;P
...................................................................................
I jak? Czekam na opinię w komentarzach !!

poniedziałek, 20 lipca 2009

(23) Wyjazd

Witam was po długiej nieobecności. Dodaję Newsa, a kolejne dodam według podanych w poprzednim poście informacji.
2) Czy wiedzieliście, że 14 sierpnia ma się pojawić kolejny trailer New Moon? Już się nie mogę doczekać!
Miłego czytania, i komentujcie, to naprawdę motywuje! (A mi motywacja się przyda)
.............................................................
Charter 23

(z punktu widzenia Edwarda)

Przez całą noc nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Ciągle miałem dziwne uczucie deja vu.
Zupełnie jakbym już kiedyś spotkał zarówno Anne jak i Ara. Wiedziałem że to niemożliwe. Wampirza pamięć nie blaknie, a w ludzkim życiu nigdy nie opuściłem Chicago. Jednak mój instynkt podpowiadał mi iż wczorajsze spotkanie nie było naszym pierwszym. Co więcej czułem jakbym tę dziewczynę znał, i to bardzo dobrze. A w końcu nie siedziałem w jej głowie. Zastanawianie się nad tym zajęło mi całą noc i nawet nie spostrzegłem kiedy zaczęło świtać. W każdym razie są tylko dwa wytłumaczenia tego wszystkiego. Albo ktoś coś przed nami ukrywa, albo oszalałem. Pierwsza wersja wydarzeń z technicznego punktu widzenia jest w sumie bardziej prawdopodobna od drugiej, w końcu jestem wampirem, ale biorąc pod uwagę moje zachowanie w ciągu ostatnich miesięcy.. Ughhh. Nic nie układa się w logiczną całość. To wszystko nie ma sensu. Czułem jak najważniejszy element układanki sprytnie mi umyka. Jednak co to może być? Coś musi być wytłumaczeniem dla tej pustki, która towarzyszyła mi przez ponad pół roku i wraz z przyjazdem tutaj ulotniła się bez śladu. Moje rozmyślenia przerwało coś a raczej ktoś. Owa osoba wpadła na mnie niespodziewanie. Odruchowo złapałem ją. Okazało się, że była to Anne.
- Nic ci się nie stało? – Zapytałem pamiętając od Ara iż jest dość delikatna. To dziwne, ale poza tym, że zastanawiałem się w nocy nad swoimi uczuciami, cały czas podświadomie przywoływałem w myślach jej obraz i przetwarzałem każdą zdobytą o niej informację, chłonąc ją i pragnąc ich jeszcze więcej.
- Nie, w porządku. Przepraszam, zamyśliłam się. – Już miałem ją puścić, w końcu pomimo iż sprawiało mi to niewyjaśnioną przyjemność i za nić nie chciałem tego przerywać, trzymanie jej tak było w 100 procentach niestosowne. I wtedy Opadła na mnie bezwładnie. Najwyraźniej straciła przytomność. Zaraz, zaraz. Straciła przytomność?.. Dobra, może jednak coś jest ze mną nie tak, ale przecież ona nie powinna mdleć! Owszem, jest delikatna, ale omdlenia nie towarzyszą na co dzień nawet ludziom, a człowiekiem przecież nie była. Dobra Edward. Opanuj się i przypomnij sobie co Carlisle robi kiedy ludzie mdleją.. Cholera, czy tylko mi się wydaje czy mój mózg ostatnio coś za wolno kojarzy fakty?! Chwila, chyba sobie przypomniałem no tak!
- Coś ty jej zrobił?! – Wyczułem Demetriego. Kochany braciszek An był podenerwowany i jego myśli zaczęły zmierzać w nieodpowiednim kierunku. Musiałem coś powiedzieć, bo lada chwila był gotów roznieść mnie na strzępy. Zaczął już nawet wymyślać prze dziwaczne tortury…
- Chyba zemdlała, powinniśmy..- Nie zdążyłem dokończyć bo wszedł mi w słowo.
- Zemdlała?! Przecież ona … Nie to n niemożliwe Aro mówił.. – Z jego myśli nie dało się nic wyczytać. Najwyraźniej sam nad tym nie panował. Kiedy tak on układał swoje myśli i wypowiedzi Ara An zaczęła się przebudzać.
-Anne dobrze się czujesz? – To w sumie było najważniejsze z pytań ale Demetri najwyraźniej nie mógł się powstrzymać.
- Jak.. ty.. Co się… Dobrze.. Dobrze się czujesz? – Wydukał w końcu.
- Tak. W sumie to już nic mi Ne dolega. Jestem zmęczona więc jeżeli pozwolicie pójde teraz do siebie i położę się. Powinnam się zdrzemnąć na kilka godzin, żeby to się nie powtórzyło.
- Zdrzemnąć? Przecież ty nie sypiasz. Wampiry nie sypiają, i tak w ogóle to co to było z tym omdleniem? Na pewno dobrze się czujesz? Może zaprowadzić cię do Ara? – Demetri naprawdę się o nią martwił.
- Nie trzeba. Naprawdę już wszystko dobrze. Nic mi nie jest. Pośpię kilka godzin i będę jak nowonarodzona. – Nie czekając na dalszą odpowiedź zniknęła.
- Czułeś? – Od razu zrozumiałem o co mu chodzi. Był świetnym tropicielem więc nic dziwnego, że poczuł jej zapach. – Taki wyjątkowy, nigdy takiego nie czułem. – Miał rację. To był najcudowniejszy zapach jaki w życiu poczułem. Coś niesamowitego.
- Tak, wczoraj też. – Przypomniałem sobie jak wczoraj musiała włączyć tarczę, żebym nie musiał się męczyć przy tym cudownym zapachu.
- Z każdym dniem jest intensywniejszy, i wyczuwałem już jej krew. Coś tu nie gra. Będę musiał się dowiedzieć od niej co się tutaj dzieje. – A więc była coraz bardziej wyjątkowa. Z każdym dniem.
- A, właśnie. Aro cię szuka. Masz się u niego stawić. Twoja rodzina już tam jest. – U Ara? O co chodzi? I co się tutaj dzieje?
Wszedłem do komnaty Aro. Carlisle i reszta już tam byli.
- No to już wszyscy. Chciałbym was o coś zapytać przed wyjazdem – Wyjazdem? Jakim wyjazdem? Zaraz wracamy do domu Edwardzie. Nie ma powodów by zostawać tutaj dłużej, czyż nie? – No tak. Przecież przyjechaliśmy tylko na jeden dzień. A myślałem, że mógłbym się z nią jeszcze pożegnać.
- Chciałbym się was zapytać, czy któreś z was ma ochotę do nas dołączyć? – Nasze odpowiedzi były odruchowe i natychmiastowe, wszyscy zaprzeczyliśmy. Dołączyć? I stać się kimś takim? Żywić się ludzką krwią?
- To my już odejdziemy. – Carlisle zakończył naszą dyskusję.
- Mam jednak nadzieję, że wasza decyzja nie wpłynie na nasze stosunki?
- Oczywiście, że nie. – Po tej odpowiedzi wyszliśmy z pałacu. Czas wracać do domu, do Forks.


(Z punktu widzenia Anne)

Przebudziłam się. Było już dobre dwie godziny po południu, jednak tu w Volterze, człowiek nie zauważyłby różnicy. Słońce wciąż znajdowało się wysoko i niemiłosiernie grzało. Ale ja nie byłam człowiekiem, i ta różnica była dla mnie oczywista. Wampirem też nie byłam, i nikt nie wie czym jestem. Postanowiłam jednak ujrzeć Edwarda. Nie wiem dlaczego akurat jego. Przecież znałam go zaledwie od wczoraj, podczas kiedy taki Demetri był dla mnie prawie jak brat. Pomimo iż nie potrafiłam sprecyzować powodu postanowiłam udać się w poszukiwaniu go. Chciałam po prostu z nim porozmawiać, znów go zobaczyć. Wyszłam z komnaty i zmaterializowałam się u Demetriego. Pomimo iż sama mogłam wysilić się na poszukanie go, wolałam nie ryzykować. Chciałam być w pełni na siłach kiedy już go spotkam.
- Witaj, Demetri.
- An, jak wyspałaś się?
- Tak, mógłbyś powiedzieć mi gdzie aktualnie przebywa Edward Cullen? – Byłam tak ciekawa tego iż omal nie złamałam jednej ze swoich zasad i nie zajrzałam do jego umysłu.
- Och, ty jeszcze nić nie wiesz. – Zaraz, o czym on mówi? O czym nie wiem?
- Cullenowie wyjechali o dziesiątej. Tak jak pozostali goście. – Wyjechali? Nie pożegnał się ze mną? Dlaczego? No tak, w końcu znaliśmy się zaledwie jeden dzień.
- Dziękuję Demetri. – Odparłam wypartym z emocji głosem i wyszłam.
............................................................................
Mam taką sprawę do was, jeżeli chcielibyście być informowani o NN To podajcie adresy waszych blogów w komentarzach z informacją "typu chcę być informowany/a o NN" i adres bloga. Gdzieś mi się zapodziały poprzednie takie informacje a nie chce mi się przeglądać wszystkich postów od początku. Z góry dziękuję.

Sorry

Proszę (jeżeli ktoś to jeszcze czyta) o chwilę cierpliwości. Właśnie zasiadam przed klawiaturę i przepisuję kolejny rozdział. Trzeba w końcu zdusić tego lenia. Jak tylko skończę przepisywać ten rozdział, biorę się za kolejne dwa. Postaram się nie zejść dziś z komputera póki tego nie skończę. Będę je dodawać w następującej kolejności:
1. Zaraz jak tylko skończę przepisywać.
2. Kiedy pod pierwszym będzie co najmniej 16 komentarzy.
3. Kiedy pod 2 będzie tyle komentarzy co pod 1 (lub więcej).
Cierpliwości, już kończę!!!!!!!!

poniedziałek, 29 czerwca 2009

(22) Dyskusja

...................................................................................
(Z punktu widzenia Edwarda)


I znów zniknęła, zostawiając mnie tym razem na zamkowym korytarzu. Czułem pustkę. Nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić. Cały czas w mojej głowie była tylko ona. Aro miał rację, była wyjątkowa. Tak niesamowite uczucia kłębiły się w mojej głowie. Wręcz straciłem kontakt z rzeczywistością.
- Coś się stało braciszku? – Alice wyrwała mnie z zamyślenia.
- Co, co? – Na moją odpowiedz odezwała się gromkim śmiechem.
_ Tu chodzi o tę dziewczynę? Anne, zgadza się? – I kto tu komu czyta w myślach?!
- Nawet jeśli tak, to co? – Skoro znała przyczynę mojego zdezorientowania to miała w zanadrzu jeszcze inne pytania. Wolałem uporać się z nimi jak najprędzej.
- Tak tylko się upewniam. Wiesz, czy nie będziesz utrudniał mojej wizji. – Jakiej znowu wizji?! Widząc moje zaciekawienie, w jej głowie zaczął układać się obraz. Ja i Anne razem. Nagle wizja się urwała. oczy Alice zaszły mgłą. W jednej chwili w jej głowie zaczęły pokazywać się obrazy. A tak właściwie czerń zalewająca to co Alice, pokazywała mi przed chwilą.
- Co to było Alice?
- Nie mam pojęcia Edwardzie. Najwyraźniej je przyszłość jest tajemnicą. Nawet dla mnie.

(Z punktu Anne)

Zasnęłam! Naprawdę zasnęłam! Ostatnio moje zachowanie zmieniało się. Od jakiś 2 tygodni biło mi serce, od ostatniego treningu czułam zmęczenie, a teraz tak po prostu zasnęłam. Niby tylko na pare minut, ale jednak! Owszem, od początku różniłam się od reszty wampirów, większa delikatność, wszechstronne talenty, anielska uroda. Ale teraz czułam się jeszcze delikatniejsza. Zupełnie jak człowiek. Ale nim na pewno nie byłam. Pomimo tego wszystkiego, są żeczy, które się nie zmieniły. Moja uroda wciąż była nieskazitelna, a także żaden z moich talentów nie pobladł. Jedynie wampirze cechy, takie jak siła, czy chłód skóry powoli zanikały. Blada cera pozostawała, ale Aro wspominał coś, o tym, że nawet przed przemianą byłam strasznie blada. Moje przemyślenia przerwało jednak wspomnienie wczorajszego wieczoru, i nie myślałam już o niczym poza tą jedną osobą. Edward… To irracjonalne, ale mój instynkt podpowiadał mi, że z kąś go znam. Jednak umysł wciąż uparcie trzymał się kwestii, że w mojej pamięci wczoraj gościł poraz pierwszy. Teleportowałam się do Aro.
- Witaj Anne. Co porabiałaś w nocy? Nie widziałem cię w okolicy.
- Miałam kilka żeczy do przemyślenia, i zdrzemnęłam się na chwilę.
- Zdrzemnęłaś? Czyli jednak..
- Jednak co?
- Widzisz, od początku brałem pod uwagę to, iż bycie wampirem może być sprzeczne z twoją naturą. Jak widać nie myliłem się. Najwyraźniej twoja natura wyparła tę wampirze.
- Ale nie jestem człowiekiem. To było raczej stwierdzenie faktu.
- Nie, nie jesteś. Ale przecież nigdy nim nie byłaś. To od początku było w tobie. Jednak, chyba jest jedna osoba, która… - Przerwał jakby uprzytomnił sobie, że powiedział o jedno słowo za dużo. Zirytowało mnie to zachowanie.
- Chciałbyś mi coś powiedzieć?
- Może kiedy indziej. Muszę teraz coś załatwić. – Wyszedł. Nie mając nic innego do wyboru również opósciłam gabinet. Moje myśli z powrotem krążyły wokół tej jednej osoby. A raczej wampira o złotych tęczówkach.

środa, 24 czerwca 2009

Nieporozumienie

Dziękuję za informację, ale do żadnego kopiowania nie doszło. Sama umieściłam to opowiadanie na tym forum. Od dawna miałam zamiar dodać tam swoje opo, ale nie mogła, gdyż dopiero niedawno miną miesiąc od mojego dołączenia do forum. Tak w celu wyjaśnienia, na www.twilightseries.fora.pl figuruję jako Anne Cullen.

wtorek, 23 czerwca 2009

:((((

Rozdział mam napisany w zeszycie i jako nie mam ochoty na przepisywanie go. To chyba takie lenistwo po przyjeździe od taty. Mam nadzieję, że szbko mi przejdzie. Ale mogę wam spokojnie powiedzieć że w następnych rozdziałach będzie się działo. Liczę na motywujące do pracy komentarze.

Ps. Co czuję zbliżający się dobry humor, więc NN może się pojawić nawet szybciej niż przypuszczałam.

sobota, 20 czerwca 2009

Happy Birthday!

Dzisiaj nasz ukochany Edward Cullen obchodzi swoje 108 urodziny. (ur.20.06.1901r.)
Oby tak dalej!

Ps. Nowa notka się pisze!

wtorek, 2 czerwca 2009

New Moon

Uwaga!!!!!!!!!!!
Pojawił się pierwszy oficjalny trailer z New Moon!
Podaję wam link do niego z napisami.
http://www.youtube.com/watch?v=egr1z6eQ4pI&feature=related
I jak wrażenia? Według mnie jest cudowny, a fil musi być Boooski!!!!!!!

niedziela, 31 maja 2009

( 21) Błogość

No nareszcie. Ten długo oczekiwany rozdział. Jest standardowej długości. Wiem, że prosiliście o to aby były już takie długie jak ten poprzedni, ale mam swoje plany i staram się ich trzymać. W tym niewiele się dzieje, ale nie może być inaczej. Za to w kolejnym..... :P :P
Miłego czytania!!!!
...............................................................................
Natychmiast znalazłam się w gabinecie ojca. Stał i uśmiechał się do mnie promiennie.
- Wzywałeś mnie? – Wyczuwałam w jego emocjach podejrzany lęk. Czyżby nawet Aro się mnie boi? Myśli że coś mu zrobię?
- Tak właściwie to tak. Widzisz chciałem ci coś powiedzieć. Jest sprawa … - Nie zdąrzył dokończyć bo do sali wszedł Demetri.
- Hej Ann! – Krzykną i obejmując mnie w pasie podniósł do góry.
- Aż tak SIĘ ZA MNĄ STĘSKNIŁEŚ? – Wydyszałam przez jego kamienny uścisk.
- Pewnie. W końcu nie widzieliśmy się parę miesięcy. – Ja szczerze też za nim tęskniłam. Był jak kochany braciszek. – To jak, wracasz jeszcze na tę imprezę? Wiesz, ten cały Edward tam czeka..
- Daj sobie spokój! – Odpysknęłam.
- Widziałem jak na niego patrzysz. Zresztą on na ciebie też. – Cieszyło mnie że nie tylko mi jego spojrzenie wydawało się mieć w sobie jakieś uczucie.
- To jak?
- Już idę! – I „teleportowałam się z powrotem do sali. Wszyscy świetnie się bawili. Widziałam jednak Edwarda, który z nikim się nie bawił. Jego uczucia były dziwne. Jakby czekał na kogoś z utęsknieniem.
- Witaj.- Uśmiechnęłam się do niego. Nie wiem czemu, ale przy nim mój smutek towarzyszący mi przez ostatnie miesiące znikał. Rozmawialiśmy jeszcze przez dłuższy czas.
- Mogę ci coś pokazać? – Widziałam to jego pytające spojrzenie. Ale i tak się zgodził. Teleportowałam nas w miejsce gdzie uwielbiałam spędzać czas samotnie.

(z punktu widzenia Edwarda)

Poczułem jak delikatnie chwyta moją dłoń i przenosimy się gdzieś. Tylko tyle byłem w stanie zarejestrować.
- Jesteśmy. Lubię spędzać tu czas.
Usłyszałem ten anielski głos. Zdecydowanie była NAJPIĘKNIEJSZĄ istotą na świecie, blask księżyca dodawał jej urody. Staliśmy na jakimś wysokim dachu. W tedy poczułem niesamowity zapach. Tak kuszący, czułem jakby mnie do siebie przywoływał. Zacząłem go wyszukiwać. Kompletnie zawrócił mi w głowie. Anne najwyraźniej zauważyła zmianę w moim zachowaniu.
- Och.. – wyrwało jej się. Nie wiedziałem o co jej może chodzić. – Wybacz.- W sekundzie zapach znikł. To było straszne dziwne.
- Nie rozumiem.- Przyznałem z zdezorientowaną miną.
- Zapach. Zapomniałam go zablokować przenosząc się. – Nadal nic Ne rozumiałem. To takie frustrujące nie móc wyczytać sobie odpowiedzi z czyjejś głowy.
- No tak. Przecież ty nic nie wiesz. Widzisz ten słodkawy zapach który poczułeś to.. zapach.. mojej krwi. – Krwi?! Ona sobie ze mnie żartowała?
- Nie jesteś wampirem? – Nie docierało to do mnie. Poza tym, przecież teraz nie słyszę jej serca. No tak, zdolności.
- Oczywiście, że jestem. Tylko takim trochę innym.
- Idealnym- wtrąciłem. Zaśmiała się melodyjnie.
- Tak można by tak powiedzieć. Pomimo moich licznych talentów, ja w przeciwieństwie do innych wampirów żyję. W dosłownym tego słowa znaczeniu.
- Jesteś piękna, mam wrażenie jakbym już cię znał.- Teraz pewnie uzna że jestem walnięty.
Zaśmiała się jedynie po raz kolejny.
- Też mam takie wrażenie. – zbliżyłem się do niej. Dotknąłem jej policzka opuszkami palców. Były jeszcze gładsze od skóry na dłoni co wydawało się niemożliwe.
- Chyba muszę już iść.- Powiedziała. Posmutniałem i opuściłem dłoń z jej twarzy. – Mam nadzieję że jeszcze się zobaczymy.- Dodała i rozpłynęła się. Rozmyślałem tak, tylko o niej. A więc była od nas dużo bardziej delikatna. Niemożliwie piękna i utalentowana. A do tego posiadała najcudowniejszy zapach krwi jaki kiedykolwiek udało mi się poczuć.

( Z punktu widzenia Anne)

Przeniosłam się do siebie. Spojrzałam przez balkon na pokryty ciemnością gród. Zamyśliłam się tak przez chwilę. Boże! Jak on to robił?! Czułam się jak zahipnotyzowana. Nagle mnie olśniło. W zawrotnym tempie znalazłam się z powrotem przy Edwardzie.
- Już myślałem, że sam będę sobie musiał poradzić z drogą powrotną.- Powiedział to z wspaniałym uśmiechem na twarzy. No tak. Zostawiłam go tu. Rzeczywiście wytrącił mnie z równowagi.
- Przepraszam cię. Nigdy z nikim nie podróżuję …- Przerwał mi.
- Nie ma sprawy. Nic się nie stało. – Znów dotknął mojej twarzy. Przejeżdżał po niej delikatnie opuszkami palców podziwiając jej gładkość. Poczułam że zaraz mogę stracić nad sobą samokontrolę. A co ważniejsze, że on może ją stracić.
- Chodźmy już. – Powiedziałam.
- Poczekaj. – Zatrzymał mnie.- Zobaczymy się jeszcze? – zapytał.
- Oczywiście.- Uśmiech powrócił na jego twarz. Przenieśliśmy się pod wejście do mojej komnaty.
- Żegnaj księżniczko. – Powiedział. I znikł .
- Do zobaczenia.. – wyszeptałam. Był niesamowity! Poszłam do siebie i całą noc rozmyślałam o ty co się stało. Przecież on mnie prawie pocałował!
.................................................................................
I jak wrażenia? Mam małe pytanie: Czy chcielibyście abym dokładnie opisywała każdy pocałunek itp. Anne z Edwardem, czy mam podawać tylko krotka informacje typu pocaowal mnie ? Czekam na propozycje w komentarzach :)). Propos, im więcej ciekawych opinii w komentarzach, tym większa moja motywacja i szybsze pojawienie Sie rozdziału. Acha, przykro mi ale nie zdołam was poinformować o tym rozdziale.

czwartek, 21 maja 2009

(20) Spotkanie

To najdłuższy rozdział w historii mojego bloga. Liczy sobie aż 5s A4 w Wordzie. Miłego czytania!
...................................................................
(Anne)

Już grudzień się kończy. Kto by pomyślał że ten czas tak szybko leci. Ale dla mnie już zawsze będzie w pewnym sensie stał. Wieczna siedemnastolatka. Według Jane moje zachowanie jest już wręcz nie do zniesienia. No cóż zamykam się na całe dnie w komnacie i z nikim nie rozmawiam. Chyba rzeczywiście jestem załamana. A mój humor przerzuca się na innych. W końcu jestem ich „aniołem”.
- Anne, Aro cię prosi do siebie. Przekazać że nie przyjdziesz? – Nic dziwnego że przyszło jej to do głowy. W końcu ostatnio coraz częściej tak odpowiadałam.
- Nie już idę. – Zeszłam do komnaty głównej. Czekał tam już na mnie.
- Nancy? – Takiego zdrobnienia zawsze do mnie używa.- Mam do ciebie pytanie.
- Tak Aro? – Dziwne że nie pytał się mnie wprost.
- Widzisz robię dziś wieczorem taki mały zjazd i…
- I chciałbyś abym się na nim pojawiła ?
- Tak. Tak właściwie to tak. – Trochę rozbawiło mnie jego zachowanie. Czyżbym była ostatnio aż tak zrzędliwa że nawet on bał się chociażby zaproponować mi jakąkolwiek rozrywkę?
- Oczywiście przyjdę. – Zauważyłam ulgę w jego spojrzeniu.
- To dobrze. Cóż to by była za strata dla gości nie móc cię ujrzeć. – Tak jasne. Jest co oglądać. Zdesperowany wampir. Z sztucznym uśmiechem na twarzy udałam się do komnaty.
- Humorek nie dopisuje? – W ciągu ostatniego miesiąca Jane zrobiła się bardziej otwarta.- Nie cieszysz się na ten zjazd? Tyle wampirów w jednym miejscu. Aro podobno zaprasza tylko tych wyjątkowych znajomych.. – No się dziewczyna rozmarzyła.
- Niech zgadnę, Alec wraca? Stąd ten humor? – Alec wyjechał trzy miesiące temu razem z Demetrim ( Tego drugie traktowałam trochę jak starszego brata). Jane była z nim bardzo związana.
- Ej ja nie o tym. No dobra przyjeżdża, ale mi chodziło o resztę wampirów których większość przyjeżdża tylko po to aby poznać „wampirzycę idealną”. – Tak rzeczywiście super.
- No to mnie zachęciłaś. Rzeczywiście.
- A co w tym złego? – I ona się jeszcze pyta!
- To że miałam zamiar przesiedzieć ten wieczór w zacisznym koncie. – A zwłaszcza dlatego, że nie mam się z czego cieszyć.
- Nic z tego! Z twoją urodą musisz w przepięknej sukni przez całą imprezę tańczyć z zakochanymi w tobie po uszy wampirami. – No i jeszcze czego!
- Nie ma mowy! Nie zmusisz mnie. – Widząc że blednie jej mina zauważyłam że popełniłam błąd. No super, jeszcze tego mi brakowało żeby znowu zaczęła się mnie bać! – Żartowałam! Pokaż mi tę kreację. W końcu mamy czas ‘tylko’ do wieczora. No i zaczęło się. Przebieranie. Bo ta suknia mi nie pasuje do oczu, a ta ma nieodpowiedni krój. No w końcu makijaż mogłam sobie odpuścić. Po godzinach szykowania byłam już gotowa. Jane wraz z Heidi wybrały ten strój i tę fryzurę (oczywiście nie obyło się bez korony) :





Oczywiście nie próbowałam protestować. Ich reakcja mogłaby być podobna do tej Jane z rana. Słyszałam jak powoli wampiry zaczynają zjeżdżać się do pałacu. „ Niedługo wszystko się wyjaśni, poznasz przeszłość i przyszłość księżniczko słońca, księżyca i gwiazd”
- Mówiłaś coś Jane?
- Nie. Czemu pytasz? - Nie? Boże ja chyba wariuję!
-Nie, tak bez powodu, musiało mi się coś przesłyszeć. Chodźmy już.
- Tak, Aro z Haidi czekają na ciebie przy wejściu do głównej wieży. – No tak.
- Tak. – I zeszłyśmy do głównej wieży.
- Nancy, ja z Haidi wejdziemy i przywitamy gości, później zawołam ciebie. Dobrze? – Aro.
- Jasne. – Odpowiedziałam tylko. Słyszałam jak wchodzą, Aro uroczyście otworzył zjazd ( tak właściwie to bal). Przywitał wszystkich.
- Towarzyszyć mi będzie moja niezwykłą córka Anne Masen. – O, i czas na mnie. Powoli wchodziłam na salę. Czułam wzrok wszystkich gości skierowany na mnie. Wmawiałam sobie że to nie przez to jak wyglądam, tylko dlatego, że idę środkiem sali po białym dywaniku w stronę dwóch foteli na środku sali. Nie rozglądałam się. Szłam a raczej płynęłam rytmiczne wzdłuż sali docierając w końcu do Ara. Podał mi rękę i wreszcie mogłam odwrócić się tak żeby widzieć gości. Oczywiście nie myliłam się wzrok wszystkich skierowany był na mnie.
podeszła do nas grupka wampirów.
- Witaj Aro. Tak długo się nie widzieliśmy. – No tak. „starzy znajomi”.
- Witaj Carlise, Jak miło cię znowu widzieć! – Carlise? Nigdy o nim nie wspominał.
- Nam również jest miło. Och Edward jesteś – I wtedy go zobaczyłam. Boże jaki on był piękny! Po prostu idealny! – Aro, to moja żona, Eseme – Kobieta w wieku trzydziestu lat podeszła do nas. Wyglądała bardzo przyjaźnie. – Moje córki Alice i Rosaline – Dwie przeciwności. Pierwsza wyglądała bardzo ‘chochlikowato’ druga zaś była urodziwa. – I synowie Emment, Jasper i Edward – Bracia tego idealnego nie mogli się dla mnie z nim równać. Emment był umięśniony, Jasper miał liczne blizny widoczne na twarzy i dłoniach.
- Bardzo mi miło. Jestem Aro a to jest moja córka Anne. – Aro przedstawił mnie.
- Bardzo mi miło. – Uśmiechnęłam się słodko powtarzając słowa Ara.
- Wiesz Carlise, myślę że znajdziesz z Anne wspólny język. Widzisz ona też preferuje ten „wegetarianizm”.
- Bardzo się cieszę. – Jaki wegetarianizm? Spojrzałam pytająco na Ara.
- Och wybacz Anne. Chodziło mi o to że nie pijesz ludzkiej krwi.
- Ach to. Dla mnie to normalne. Nie potrafiła bym zabijać tych ludzi. – Mówiłam całkiem otwarcie.
- Musisz mieć niesamowitą samokontrolę skoro udaje ci się opanowywać chęć mordu. – Mordu? Przecież mi nawet raz przez głowę nie przeszła chęć zabicia jakiegokolwiek człowieka!
- Myli się pan. Wcale nie muszę opanowywać żądzy mordu.
- Nie rozumiem. – Wydawał się być zbity z tropu. Zauważyłam że cała jego rodzina przyglądała się i przysłuchiwała naszej rozmowie ze zdziwieniem.
- Anne jest chyba zbyt dobra aby móc skrzywdzić człowieka. Ona wręcz gardzi naszym sposobem odżywiania się. – Tak, tutaj Aro miał rację. – To trochę jak ty.
- Tak zgadza się. Muszę przyznać iż jesteś niesamowita. – No i się zaczęło.
- An jest nadzwyczajna pod każdym względem przyjacielu. Jej zdolności zadziwiają nas wszystkich. – Aro zaczął swoją regułkę. Teraz przedstawiał mu moje umiejętności i tak dalej…
- Przepraszam na moment, pójdę się czegoś napić. – Nie miałam ochoty wysłuchiwać jak to Aro się mną chwali. Poszłam w kierunku napojów.
- Pozwolisz? – No tak, Feliks. Jeden z podwładnych Ara. Czy ten wampir nigdy nie zrozumie że mi się nie podoba?
- Umm, Oczywiście. – I zaczełam z nim tańczyć. Wirowaliśmy po parkiecie. Feliks był okropny. Cały czas wpatrywał się we mnie jak w jakiś ósmy cud świata! Naszczęście utwór dobiegał już końca.
- Cudownie było móc z tobą zatańczyć, pani. – Bla, bla, bla…Koleś ma chyba obsesję!
- Tak. Teraz przepraszam. – Może i nie byłam zbyt miła, ale gościu był już zbyt nachalny. Poszłam w kierunku napoi .
- Nie przepadasz za nim? – Odwróciłam się i… i moim oczom ukazał się Edward!
- Witaj, Edwardzie. Nie, nie za bardzo. Jest zbyt natrętny. – Zaśmiał się tylko melodyjnie.
- Czy jeśli i ja poproszę cię do tańca, również uznasz mnie za natrętnego? – Poprosił mnie do tańca! Naprawdę poprosił! No tak, ale taki wampir na pewno ma już dziewczynę, albo nawet żonę!
- To zależy od ciebie. Niemniej jednak uważam że twoja dzisiejsza towarzyszka może nie być tym tańcem zadowolona. – Przy mnie nie jedna wampirzyca nabawiła się kompleksów! Znów się zaśmiał takim melodyjnym śmiechem!
- Nie mam partnerki na dziś wieczór, pani. – To chyba mój szczęśliwy dzień! No ale tą panią mógłby sobie darować.
- Mów mi Anne. – To dużo lepiej. Pani to mówi do mnie służba i Feliks. Brr…. natrętny Feliks się zbliża!
- An, tutaj jesteś. Zatańczymy? – O ho! I się zaczęło.
- Może innym razem Feliksie, ktoś już cię uprzedził. – Popatrzyłam znacząco na Edwarda. Chyba zrozumiał o co mi chodzi. Podał mi rękę i weszliśmy na parkiet. Popłynęły pierwsze nuty piosenki. Po chwili dołączył do nich mój głos. . Wirowaliśmy w rytmie utworu. Po raz pierwszy odkąd pamiętam czułam się szczęśliwa.


(Edward)

Minął kolejny miesiąc. Grudzień dobiega końca. A ja siedzę sobie w szkolnej ławce i mam już dość tego mojego pseudo życia. Dzwonek. Koniec lekcji. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu. Dzień jak co dzień nudny i szary.
- Dzieci, musimy porozmawiać. „Ty też Edwardzie”. – Carlise zwołuje naradę? Wszyscy weszliśmy do jadalni. Jedynym jej zastosowaniem były właśnie takie narady. W końcu cała rodzina żywiła się poza domem.
- Widzicie zostaliśmy zaproszeni do Volterry na taki zjazd wampirów. Całość odbywa się jutro w zamku w Volterze. – Volturi?
- Czyli mamy wyszykować się na bankiet w zaledwie jeden dzień?! – Alice oczywiście w pośpiechu układała sobie w głowie kreację dla całej rodziny.
- A co Alice, nie wyrobisz się? – Emment zaśmiał się donośnie.
- To nie jest śmieszne Em! – Popatrzyłem na Carlisa błagająco. „Niestety Edwardzie, będziemy się tam musieli stawić w pełnym składzie”
- Na bankiecie pojawi się także przybrana córka Ara. „ Słyszałem że jest niesamowicie utalentowana”.
- Ładna? – Rose dała Emmentowi sójkę w bok.
- A co ci do teko? – syknęła. Carlise zaśmiał się.
- Podobno najpiękniejsza istota na świecie. – Carlise.
- No to warto przyjść. – Emment znów oberwał.
- Jeszcze jedno słowo i noce spędzasz na kanapie Em! – Rose.
- Skarbie nie obrażaj się. Ja tak tylko. – I teraz będzie ją przepraszał. Alice pognała dobierać stroje. Do rana siedziała nad samym wyborem! Kiedy skończyła rzuciła nam garnitury i poszła do Rose. Po piętnastu minutach stały już ubrane na dole.
- To możemy już ruszać. – I pojechaliśmy na lotnisko. Podróż do Volterry zajęła nam czas do piątej. Wszystko tak jakoś zleciało.
- To Volterra moi drodzy. – Carlise poprowadził nas do środka.
- Witaj Carlise, zaprowadzę was.
- Witaj Marku, długo się nie widzieliśmy.
- Masz rację, jakieś sto lat. – No świetnie. Ale przynajmniej ja nie muszę się udzielać. Weszliśmy do ogromnej komnaty w jednej z wierz. W środku była już spora grupka wampirów. Nawet nie zwrócili na nas uwagi. Wszystkich myśli pałętały się wokół tej całej córki Ara.
- Witam wszystkich na naszym zjeździe. Towarzyszyć mi będzie moja niezwykła córka Anne Masen. – I wtedy ją zobaczyłem. Miała na sobie piękną czerwoną suknię. Jej włosy delikatnie spięte na górze opadały na plecy. Miała wręcz anielską twarz. Płynęła uśmiechnięta w stronę Ara. Carlise nie żartował mówiąc że to najpiękniejsza istota na świecie. Kiedy tak się w nią wpatrywałem nie zauważyłem nawet jak Carlise z rodziną podchodzą do nich. Wymienili już uprzejmości. Jej głos był niewyobrażalnie piękny! Podszedłem do nich.
- Nam również jest miło. Och Edward jesteś. – Zauważyłem że spogląda w moją stronę. Nasze oczy się spotkały. Jej złote tęczówki były takie piękne! Zaraz, zaraz złote? Nie piła krwi ludzkiej? Słyszałem jak Carlise przedstawia nas. Kiedy wymówił moje imię ucałowałem tylko delikatnie jej dłoń. Była gładka jak jedwab. Nie była jeszcze delikatniejsza. Takiej skóry nie ma żaden wampir!
-Bardzo mi miło. Jestem Aro a to jest moja córka Anne. – Aro przedstawił się.
- Bardzo mi miło. –Ach i ten jej głos! I uśmiech.
- Wiesz Carlise, myślę że znajdziesz z Anne wspólny język. Widzisz ona też preferuje ten „wegetarianizm”. – Czyli jednak miałem rację. Nie zabijała ludzi. Dziwne tylko dlaczego Aro jej nie przekonał do swojej diety.
- Bardzo się cieszę. – „ Pierwszy wampir, który sam tak jak ja przeszedł na inną dietę. Ciekawe co nią kierowało? Sam chciałem to wiedzieć. Spróbowałem zajrzeć w jej umysł. Nic, zupełna pustka! Widziałem jak wymienia z Arem zdezorientowane spojrzenia.
- Och wybacz Anne. Chodziło mi o to że nie pijesz ludzkiej krwi.- Rzeczywiście mogła nie spotkać się z tym określeniem.
- Ach to. Dla mnie to normalne. Nie potrafiła bym zabijać tych ludzi.- No tak. Ja potrafiłem. Ona jest taka dobra.. Po prostu idealna!
- Musisz mieć niesamowitą samokontrolę skoro udaje ci się opanowywać chęć mordu. – „ Ja miałem z tym niemały problem”.
- Myli się pan. Wcale nie muszę opanowywać żądzy mordu. – Że co? „ Nie?”
- Nie rozumiem. – Carlise mówił to co myślał. Ja tak jak i reszta rodziny wpatrywaliśmy się w nią z osłupieniem. Wejrzałem w umysł Ara. Już udzielał nam odpowiedzi.
- Anne jest chyba zbyt dobra aby móc skrzywdzić człowieka. Ona wręcz gardzi naszym sposobem odżywiania się. To trochę jak ty. – Tak, zgadza się. Carlise nie nawiedzi jego metod.
- Tak zgadza się. Muszę przyznać iż jesteś niesamowita.- Tutaj się z nim zgodzę.
- Przepraszam na moment, pójdę się czegoś napić. – Widziałem jak znika mi z oczu w tłumie.
- Zapewne zauważyłeś Edwardzie iż nie można jej zajrzeć do głowy? – Aro zadał mi pytanie retoryczne. Pokiwałem głową twierdząco. – Przede mną też się blokuje. Mówi że to jej głowa i tylko ona ma tam prawo wstępu. Jest niesamowita, potrafi po prostu wszystko. – Rzeczywiście istota idealna. –Tylko jest bardzo delikatna jak na wampira. Ale te jej zdolności są niesamowite.- Tak, nic dziwnego że ma ją za swoją córkę. Jego cała armia przy niej to pryszcz. Zauważyłem jak tańczy z jakimś wampirem. Jego myśli nie były zrozumiałe. Ciągle się w nich nią zachwycał. Ale ona chyba się tak nie cieszyła. Spodobało mi się to. Odeszła pod pretekstem pragnienia od niego. Ne mogłem się powstrzymać.
- Nie przepadasz za nim?- To pytanie mnie nurtowało najbardziej.
- Witaj, Edwardzie. Nie, nie za bardzo. Jest zbyt natrętny. – No cóż, ja chyba też byłem.Ale to i tak mnie rozśmieszyło.
- Czy jeśli i ja poproszę cię do tańca, również uznasz mnie za natrętnego? – Pewnie tak. Odpowiedziałem sobie w myślach
- To zależy od ciebie. Niemniej jednak uważam że twoja dzisiejsza towarzyszka może nie być tym tańcem zadowolona. – Towarzyszka? Przecież ja jestem sam!
- Nie mam partnerki na dziś wieczór, pani. – Poza tym powinna już zauważyć że każdy wampir bez względu na to czy kogoś ma czy nie chciałby z nią zatańczyć.
- Mów mi Anne. – Anne? Zaraz, przecież to jej imię! No tak, chyba naprawdę nie kontaktuję. Podszedł do nas ten jej partner do tańca. W głowie miał tylko ją.
- Ann, tutaj jesteś. Zatańczymy?
- Może innym razem Feliksie, ktoś już cię uprzedził. – Spojrzała na mnie znacząco. Czyli naprawdę nie lubiła gościa. Podałem jej rękę i wyszliśmy na parkiet. Popłynęły pierwsze nuty piosenki. Po chwili zaczęła śpiewać. jej głos był piękny. Wszystkie te moje smutki, to uczucie pustki zniknęło. Byłem niewyobrażalnie szczęśliwy mogąc tak prowadzić ją po parkiecie. Utwór się skończył a ona ciągle koło mnie stała. Nie uciekła jak wtedy od Feliksa. Słyszałem myśli mojego rodzeństwa. Rose i Alice oczywiście od razu chciały porozmawiać z Ann. Ja jednak nie zamierzałem ( oczywiście jeśli tylko się zgodzi) odstępować jej dziś wieczór na krok.
- Anne, Demetri wrócił! – Demetri?
- Och wybacz Edwardzie, to jest Jane. Jane to Edward.
- Miło mi. – Odpowiedziałem.
- Mi również. O! Idzie tutaj! – Ku nam szedł dość umięśniony ( ale i tak mniej od Emmnta) wampir.
- Hej mała, i jak w końcu jakiemuś wampirowi udało się cię poderwać?- Demetri.
- Tylko to cię ciekawi? I w cale nie jestem mała! – podobało mi się to. Nie wyglądał na jej chłopaka. Bardziej zachowywał się jak brat. Myślał też bardziej jak brat. Chyba cieszyła się z jego powrotu. Po chwili jednak odszedł i zostawił nas samych. Tak, na pewno traktował ją raczej jak siostrę. Wtedy stała się jakby nieobecna.
- Aro chce ze mną porozmawiać. – Że co?
- Skąd wiesz?
- Telepatia. – I już jej nie było. Zupełnie jakby się tam teleportowała. Te jej zdolności. Jest ideałem. A ja się w niej zakochałem. W córce rodziny królewskiej. W aniele.
.......................................................................
Kontynuacja niedługo a w międzyczasie czekam na komentarze.:)))

(19) Nowe Życie

Zapraszam do czytania :))
..............................................

(Anne)

Mijały miesiące. Aro traktował mnie jak najukochańszą córkę. Teoretycznie dostawałam wszystko czego chciałam. Jednak na każde pytanie związane z moją przeszłością wszyscy odpowiadali wymijająco. A ja każdym dniem chodziłam coraz bardziej przygnębiona. I na dodatek sama nie wiedziałam co jest przyczyną tego smutku.
- Co się stało skarbie? Chodzisz jakaś taka przygnębiona i smutna.. – Sama chciałabym wiedzieć co się stało.
- Nie, nie. Wszystko w porządku. – I tak zawsze kończyła się moja rozmowa z Arem. No bo niby co miałam mu powiedzieć? A tym bardziej kiedy unikał tematu mojej przeszłości? Właśnie, unikał. To dobre słowo.
Co do mojego bycia wampirem to rzeczywiście różniłam się od innych wampirów. Pomijając już to że potrafiłam wszystko to co one ( np. kiedy Jane próbowała delikatnie użyć na mnie swojej mocy, to po prostu jej się nie udało. Co więcej wiedząc już że tak można sama potrafiłam sprawić iż ktoś zwijał się z bólu. Ale nie używałam tej mocy.) i byłam od nich delikatniejsza, to na dodatek po prostu nie piłam ludzkiej krwi. Nie wiem czemu, po porostu nie potrafiłam zabijać tych niewinnych ludzi. Zamiast tego przynoszą mi do pałacu krew zwierzęcą. Oczywiście Aro nadal usilnie przekonuje mnie do tej drugiej. Zaprzyjaźniłam się z Jane, chociaż ona traktuje mnie na każdym kroku jak swoją panią. Zresztą wszyscy mnie tu tak traktują. Kiedy zapytałam Ara dlaczego, odpowiedział mi że najzwyczajniej się mnie boją! Oczywiście staram się nie wyrażać mojego smutku przy moim ojcu, to go chyba martwi. Wampirza „służba” nazywa mnie wręcz aniołem. Oczywiście nie muszę chodzić do szkoły, po pierwsze dlatego iż Aro sądzi że to nie najlepszy pomysł ( ze względu na dużą obecność ludzi w jednym miejscu. Choć dla mnie ten powód jest absurdalny, w końcu ludzka krew w ogóle mnie nie pociąga) a po drugie dlatego że mój umysł jest w końcu najbardziej chłonnym umysłem na świecie a dzięki wampirzej pamięci wszystko czego się dowiem zostaje w mojej głowie na zawsze. Dzięki temu o wiele więcej nauczę się sama w pałacu niż w szkole.
Wracając do moich talentów, w ciągu tych siedmiu miesięcy (dokładnie tyle minęło od mojej przemiany) nauczyłam się wielu rzeczy. Tak między innymi mogę przenosić się w dowolne miejsce na świeci, wystarczy że o nim pomyślę. Albo przewiduję przyszłość. Wiem na przykład jaka będzie pogoda. ( Trochę jak taka niezawodna pogodynka) Dzięki temu wiemy kiedy reszta wampirów może spokojnie zapolować. Wszystkie wampiry świecą się w promieniach słońca, ja jednak potrafię to u siebie kontrolować. Czyli świecę się jeśli chcę.
- O czym tak myślisz panie.. to znaczy An? –Jane wyrwała mnie z zamyślenia.
- Dokładnie o wszystkim Jane. Wiesz, mam ochotę trochę popływać w ciepłej wodzie, co powiesz na Hawaje ? – Jej uśmiech był tylko potwierdzeniem. Po chwili sunęłyśmy pod wodą. Widać że miała dobry humor. Niestety nie można tego powiedzieć o mnie.




(Edward)

Mijały dni, miesiące a ja czułem się coraz bardziej podłamany. Zupełnie jakbym stracił coś naprawdę ważnego. Carlise nadal nie wie dlaczego wtedy nie kontaktowaliśmy. Niby wszystko było normalnie, nadal chodziliśmy do szkoły w Forks. Ale mi naprawdę czegoś brakowało. Alice urządziła w końcu ten wolny pokój na górze*. Zrobiła tam oczywiście swoją kolejną garderobę.
- Edward, przestań chodzić jak cień i powalcz ze mną trochę! – Jakoś nieszczególnie miałem ochotę na zabawę, no ale cóż czego się nie robi dla rodziny. Jak co dzień rano chodziliśmy do szkoły, później każdy zajmował się własnymi zainteresowaniami lub szliśmy na polowanie. Niby nic się nie zmieniło, ale czułem pustkę. Koszmarne uczucie pustki. Teoretycznie to w wolnym czasie szukałem sobie jakiegoś zajęcia, ale nic nie mogłem znaleźć. Wszystko wydawało mi się takie nijakie. Szkoła była jeszcze do zniesienia ale te samotne chwile, to takie dziwne, bo w końcu zawsze spędzałem je przecież samotnie. Ale reszta rodziny też nie zachowywała się normalnie. Alice chodziła na zakupy, ale nie wracała z nich pełna szczęścia tak jak zawsze. Rose też nie była normalna. Nie dogryzała wszystkim na okrągło. Nawet Emment nie był już taki żartobliwy. A może tylko tak mi się wydawało? Sam już nie wiem.

.............................................................................
Nie wiem czy rozdział udany, dlatego ocenę pozostawiam wam. Jak w komentarzach dobijecie dzisiaj do szesnastu to jeszcze dzi dodam nowy rozdział.

wtorek, 19 maja 2009

(18) Brak wspomnień

Kolejny rozdział. Miłego czytania. :))
.......................................................................
Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Czułam jakbym traciła pamięć, dosłownie. Coraz nie wyraźniejsze wydawały mi się obrazy z przeciągu kilku miesięcy. Czułam też niewyobrażalny ból w całym ciele. To było straszne. Tak jakby ktoś spalał mnie od środka. Z czasem ogień słabł a ja czułam się coraz lepiej. Nie pamiętałam jednak co się stało, ani na jakich wspomnieniach tak mi zależało. Powoli zaczełam wracać do rzeczywistości. Delikatnie uniosłam powieki do góry i moim oczom ukazała się przystojna i łagodna twarz mężczyzny w wieku 30/35 lat. Nie pamiętałam nic. Nie wiedziałam jak się nazywam, kim jestem ani gdzie jestem. Kompletna pustka. Tak jakbym dopiero teraz się urodziła i to były pierwsze minuty mojego życia.
- Kim jesteś i kim ja jestem? Co ja tu robię? Gdzie jesteśmy? – Mężczyzna wydawał się być rozbawiony moimi pytaniami, ale łagodnie mi na nie odpowiedział.
- Jestem Aro, przywódca Volturi. Jestem wampirem. Nazywasz się Anne Masen i jesteś istotą jedyną w swoim rodzaju. Otóż potrafisz niemal wszystko. Do tej pory byłaś po części człowiekiem, że tak powiem. Jednak trzy dni temu zmieniłem cię w wampira. Byłaś umierająca. Potrącił cię samochód, uderzył w ciebie zanim zdąrzyłaś zareagować. Jak widzę jednak, nie stałaś się normalnym wampirem. Nadal jesteś jedyna w swoim rodzaju, jedynie jesteś trochę silniejsza niż przed przemianą i trochę mniej krucha. Znajdujemy się w Volterze. – Przetworzyłam sobie jeszcze raz jego wypowiedź w głowie. Zatrzymałam się przy jednym niezrozumiałym dla mnie fragmencie, o dziwo nie był to fragment z wampirami.
- Jedyną w swoim rodzaju, czyli że co? – Reszta jakoś mniej więcej układała się w jednolitą całość ale ten fragment kompletnie zbił mnie z tropu.
- Nigdy nie było, nie ma i nie będzie istoty piękniejszej, zdolniejszej i bardziej wyjątkowej od ciebie. Jak już ci mówiłem potrafisz prawie wszystko. Jedyne w czym nie jesteś najlepsza na świecie to siła. Przed przemianą byłaś bardziej delikatna od człowieka, a teraz jesteś bardziej delikatna od wampira. No i nie potrafisz odebrać sobie mocy i rozkochać kogoś w sobie. Ale ta zdolność nie jest ci potrzebna. – Wyjaśnił Aro ciągle się uśmiechając.
- A skąd wiesz o mnie tak wiele? – Nie zawahawszy się odpowiedział.
- Zanim zdarzył się ten wypadek, mieszkałaś już w Volterze. Jesteś moją adoptowaną córką. – Później opowiadał mi szczegóły ze swojej i mojej historii. Dowiedziałam się , a raczej przypomniałam o swoich zdolnościach. Pokazał mi cały pałac i zaprowadził do moich komnat. Tam było przepięknie! Tyle cudownych obrazów i rzeźb. Moją utratę pamięci Aro wyjaśnił mi prawdopodobnym wstrząsem podczas wypadku. Byłam księżniczką Volterry. Jednak czuła jakby odebrano mi coś. Coś ważnego, jakby część mnie…


(Z punktu widzenia Edwarda)

Traciłem to, co było mi najcenniejsze, traciłem powoli wspomnienia jej promiennego uśmiechu, twarzy, naszych pocałunków. Wszystko znikało. Więcej nie pamiętałem. Wszystko się zamazało i została tylko pustka. Ostatnie co pamiętałem przed całkowitą utratą kontaktu z rzeczywistością to ciche „ Kocham cię Edwardzie” , a później była już tylko ciemność. Obudziłem się w naszym salonie.
- Ktoś wyjaśni mi co się stało? – Emment jak i reszta rodziny podobnie do mnie nic nie pamiętali.
- Nie mam pojęcia synu. Nic nie pamiętam. – Carlise mówił prawdę.
Wszyscy powrócili do swoich przerwanych czynności, a ja czułem jakby ktoś mi coś odebrał, jakby połowę mnie. Zignorowałem to uczucie pustki, no bo niby po czym miała by się utworzyć?
- Wyjdę zapolować. – powiedziałem.
- Zaczekaj, idę z tobą. – Alice dołączyła do mnie i pognaliśmy w stronę lasu. Wytropiłem dwie pumy i posiliłem się. Alice najwyraźniej także najedzona podbiegła do mnie kiedy już skończyłem.
- Też to czujesz, prawda? – Doskonale wiedziałem o co jej chodzi.
- To takie dziwne Alice, przecież nikt nam nic nie zabrał. Prawda? – A może nie? może po prostu tylko nie pamiętamy co?
- Masz rację Edwardzie, wracajmy już lepiej do domu. – Ta pustka jest naprawdę dziwna. Czuję się jakby ktoś odebrał mi część mnie. Wróciliśmy do domu i wszystko wydawało się być normalne. Tylko dlaczego ja czułem się taki przygnębiony?
.............................................................................
I jak? Czekam na komentarze :))

sobota, 16 maja 2009

(17) Volturi

Hej! To włanie z tego rozdziału pochodzi owy fragment. Spodobał się wię postanowiłam go wykorzystać. Mam nagły przypływ weny i pomysł na jakies siedem rozdziałów, ale z opublikowaniem ich będę się musiała jeszcze wstrzymać. Dzisiaj jestem już po konkursach, ale muszę moje pomysły ułożyć w cos sensownego. Milego czytania!
......................................................................
(Z punktu widzenia Anne)
Następnego dnia
Tak, i kolejny dzień ćwiczeń. A wczoraj na imprezie było tak fajnie… No ale teraz muszę się przyłożyć. Muszę przyznać że z tym wszystkim idzie mi coraz lepiej. Jednak za każdym razem gdy wysilam się zbyt mocno ( chociaż robię jakieś postępy, z biegiem czasu mogę nadużywać mocy coraz częściej) tracę energię.
- Anne, skup się i użyj swoich mocy.- łatwo mu mówić ( Emmentowi oczywiście) – Pamiętasz jak wczoraj się na mnie zdenerwowałaś? Spróbuj znów wywołać u siebie coś w tym stylu i pokaż na co cię stać. – Posłusznie wywołałam wokół siebie podmuchy wiatru i już po chwili stałam przed nim w „Tym moim czymś”. Em chciał do mnie podbiec ale powstrzymałam go.
- No i brawo siostrzyczko, robisz postępy! Może powinienem cię więcej powkurzać?
- Uwierz mi, nie chcesz abym się zdenerwowała. – Chciałam się z nim trochę podroczyć i z tego wszystkiego zupełnie zapomniałam że wciąż używam kilku mocy naraz. Po chwili poczułam jak tylko delikatnie unoszę się w powietrzu po czym opadam bezwładnie na ziemię. Ostatnie co do mnie dotarło to słowa ukochanego.
- I coś ty narobił?! Anne, skarbie nic ci nie jest? –Później była już tylko ciemność. Nie wiem ile tak leżałam ale powoli zaczynałam wracać do rzeczywistości. Czułam chłodne palce przesuwające się delikatnie po moim przedramieniu.
- Zaraz powinna zacząć wracać do rzeczywistości. – Alice musiała widzieć to w swojej wizji.
- An, kochanie słyszysz mnie? – ten czuły głos powoli przywracał nie do rzeczywistości. Delikatnie otworzyłam powieki.
- Edwardzie, przepraszam cię, ja zapomniałam.. – Nie dokończyłam bo przerwał mi.
- Cii.. Nie masz mnie za co przepraszać, to nie twoja wina, już dobrze.

(Z punktu Edwarda)

Nareszcie się przebudziła. Leżała tak z dobre piętnaście minut. Ach ten nieodpowiedzialny Emment. No ale teraz już nie jestem na niego tak wkurzony jak wcześniej. On najwyraźniej też już trochę wyluzował.
- Aż tak szybko się poddajesz? – No i wzięło mu się na prowokację.
- Jeśli nie zauważyłeś Em to użyła tym razem trzech mocy naraz i wytrzymała z tobą pod oporem dziesięć minut! – Alice wyszczerzyła zęby. Mi jednak nadal nie by śmiechu. Przecież mogło jej się coś stać! Ona jakby czytając mi w myślach ( a może i czytała?) odpowiedziała.
- Nic mi nie jest, Wszystko w porządku Edwardzie. – Cieszyłem się że już do się czuje.
- Anne, to kiedy kolejna walka? – Nie no tego już było za wiele!
- Daj jej odpocząć Emment! –Powiedziałem powoli tracąc nad sobą kontrolę.
- Już, już. Co się tak gorączkujesz brachu? Przecież nic jej się nie stało. – Łatwo mu mówić. Ale wyczytałem w jego myślach skruchę, więc jednak mimo żartobliwego podejścia do sprawy żałował że ich niewinna zabawa skończyła się omdleniem.


( Trzy tygodnie później)

Szliśmy razem po parku. Wyglądała tak cudownie! Po dłuższej chwili ciszy odezwała się.
- Kocham cię Edwardzie.
- Też cię kocham Anne, kocham jak wariat i nigdy nie przestanę. – To była w pełni szczera odpowiedź. Bo niby jak miałbym przestać ją kochać?
- Wiesz, muszę już wracać, Carlise ma do mnie jakąś sprawę.- Cały czas ukrywał przede mną to co miał do powiedzenia.
- Idź, idź. Zaraz do ciebie dołączę. Przejdę się jeszcze kawałek i wracam do domu. – Ciężko było mi się z nią rozstawać nawet na tę kilka minut. Poszedłem w kierunku domu.
- Edwardzie, musimy porozmawiać – Carlise zawołał mnie do swojego gabinetu.
- Tak Carlise?
- Volturi zamierzają złożyć nam dzisiaj wizytę. – Volturi?! A czego oni mogą od nas chcieć? Wtedy usłyszałem tylko jedną myśl Carlisa „ Anne” .
- Nie! – I pojawili się. Słyszałem jak wchodzą do salonu. Po chwili wraz z Carlisem byliśmy już na dole.
- Witaj Carlise. – Powiedzieli to zgodnie nasi czterej goście.
- Witajcie. Aro, Kajuszu, Marku, Haidi.
- To mój syn, Edward, a tam dalej siedzi Alice, Jasper, Emment i Rosaline. – Carlise w wymijający sposób przekazał im to wszystko. Podali sobie dłonie. Teraz już wiedziałem że Aro zna wszystkie szczegóły.
- Jak widzę, wiecie już co nas tu sprowadza. Mam zamiar zabrać Anne do Volterry. – Teraz już nie wytrzymałem.
- Nie pozwolę na to! – Aro nadal nieporuszony odpowiedział tylko.
- Wiem o tym, dlatego musicie o niej zapomnieć, Haidi? –O co mu chodzi? Zapomnieć?! Po chwili poczułem tylko lekkie uniesienie i opadłem bezwładnie na ziemię.

(Z punktu widzenia Anne)

Chyba powinnam już wracać. Miałam dołączyć po kilku minutach a miną już chyba kwadrans. Zawróciłam w stronę domu. Byłam na miejscu już po kilku sekundach. Z czasem moje moce rozwijały się, jak również talent do biegu. Usłyszałam jak po kolei coś ciężkiego osuwa się na ziemię. zdziwiło mnie to szczerze. Bo w końcu wampiry są zbyt zwinne aby cokolwiek upuścić. Powoli weszłam do salonu. Widok który tam zastałam zamurował mnie. Na podłodze leżeli wszyscy członkowie mojej wampirze rodziny a obok nich stała czwórka nieznajomych mi osób w czarnych pelerynach. Najwyraźniej dostrzegli moją zakłopotaną minę. Dziewczyna uśmiechnęła się tylko przyjaźnie, a później poczułam że tracę przytomność. Ostatnie co pamiętam to słowa wypływające z moich ust.
- Kocham cię Edward…
.............................................................................
I jak się podobało? Czekam na wasze komentarze :))Co do jednego z komentarzy, nie mam zamiaru tak zakończyć mojego opowiadania, powiem więcej ono dopiero się rozkręca!!!

piątek, 15 maja 2009

Zapowiedź

Wiem że to niewiele i że powinnam już dodać co nowego, ale tworzę na bierzonco bo wczoraj naszła mnie wena. Oto dowód mojej pracy. Czekam na waszą opinię w komentarzach.
PS. To częć z nowego rozdziału
........................................................................
- Edwardzie, musimy porozmawiać – Carlise zawołał mnie do swojego gabinetu.
- Tak Carlise?
- Volturi zamierzają złożyć nam dzisiaj wizytę. – Volturi?! A czego oni mogą od nas chcieć? Wtedy usłyszałem tylko jedną myśl Carlisa „ Anne” .
- Nie! – I pojawili się. Słyszałem jak wchodzą do salonu. Po chwili wraz z Carlisem byliśmy już na dole.
- Witaj Carlise. – Powiedzieli to zgodnie nasi czterej goście.
- Witajcie. Aro, Kajuszu, Marku, Haidi.
- To mój syn, Edward, a tam dalej siedzi Alice, Jasper, Emment i Rosaline. – Carlise w wymijający sposób przekazał im to wszystko. Podali sobie dłonie. Teraz już wiedziałem że Aro zna wszystkie szczegóły.
- Jak widzę, wiecie już co nas tu sprowadza. Mam zamiar zabrać Anne do Volterry. – Teraz już nie wytrzymałem.
- Nie pozwolę na to! – Aro nadal nieporuszony odpowiedział tylko.
- Wiem o tym, dlatego musicie o niej zapomnieć, Haidi? –O co mu chodzi? Zapomnieć?! Po chwili poczułem tylko lekkie uniesienie i opadłem bezwładnie na ziemię.

...........................................................................
I jak? Powiedzcie czy warto to kontynuować :))

sobota, 9 maja 2009

(16) Dyskoteka

I jest kolejna notka. Miłego czytania :))

...........................................................................
I co ja widzę? – Emment zaczął ze śmiechem. Edward warknął na niego.
- Ej, no Edward nie bądź taki nerwowy… -kolejne warknięcie. Ja zaś postanowiłam z zachowanym neutralnym tonem głosu przerwać tę dyskusję.
- Już wróciliście, i jak było?
- Super zabawa siostrzyczko – Emmet poderwał mnie z ziemi , uniósł do góry po czym posadził sobie na kolanach jak małą dziewczynkę. – a żebyś widziała jak pokonałem takiego jednego niedźwiedzia… - Udało mi się. Emment zaczął zdawać mi teraz relacje z polowania. Po chwili dołączyła reszta domowników.
- I co ? Opowiadaj co się działo na tych zajęciach. – Rose.
- Nic ciekawego i więcej się już na nie nie wybiorę.
- A to dlaczego? – Do dyskusji włączył się Jasper. Musiał wyczytać z moich uczuć zażenowanie.
- Bo męska część kursantów zamiast zajmować się tańcem, podrywała albo obserwowała zgrabne ruchy naszej siostrzyczki. – Alice i te jej trzy grosze..
- Alice! Nie mów nic za mnie.
- Więc dlaczego? – Rose ponowiła swoje pytanie
- Owszem, Alice ma po części rację ale…
- Ale najbardziej zdenerwował ją jej partner. Trafiła na Mika Newtona a ten ciągle ją podrywał i…
- Alice! – Nie no ta chochlika naprawdę doprowadza mnie do szału.
- Dobra, dobra już ci nie przerywam. – odpowiedziała z obrażoną miną. Opowiedziałam i m po skrócie co się stało a później poszłam z Edwardem do siebie i odpłynęłam…

( następnego dnia w szkole)

- No to jak, przyjdziesz? – głos Jessici wyrwał mnie z zamyślenia.
- Ale gdzie? – Chyba na długo się wyłączyłam bo była już geografia ( czyli czwarta lekcja) a ostatniego pamiętam to biologia z Edwardem na pierwszej lekcji…
- No na dyskotekę, to jak? – Nadal nie wiedziałam o co jej chodzi.
- Jaką dyskotekę? – Zdawałam sobie sprawę z tego co ona teraz musi sobie myśleć.
- No tą co będzie dzisiaj po szkole, słuchałaś w ogóle co do ciebie mówiłam? – Wolałam nie kłamać, i tak by mi nie wyszło jeżeli nie miałam zamiaru zajrzeć jej w umysł.
- Wiesz zamyśliłam się trochę…
- To idziesz? – Znając Alice pewnie nie miałam wyboru…
- Tak, jasne.
- I przyjdziesz z Edwardem? – Tak właściwie to nie znałam jego planów a wolałam nie wymuszać na nim takich rzeczy.
- Nie wiem czy on się wybiera.- Odpowiedziałam wymijająco.


Następne lekcje do lanchu minęły spokojnie i bez żadnych sensacji. Pod klasą czekał na mnie nie kto innych jak Edward.
- Dlaczego uważasz iż nie mam zamiaru udać się na tą zabawę? –Zaskoczył mnie tym pytaniem. N początku wręcz nie wiedziałam o co mu chodzi dopiero pochwali skojarzyłam fakty.
- Nie wiem czy lubisz takie imprezy. Poza tym nie mogę mówić że wybieram się tam z tobą skoro mnie nie zaprosiłeś.
- Wybacz, mój błąd. A więc, pójdziesz ze mną na te dyskotekę? – Owioną mnie słodki zapach jego oddechu.
- Jasne. – Odpowiedziałam wpijając się w jego usta. Wyrwał mi się natychmiast.
- Ach Anne.. Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę jak na mnie działasz? Ciężko jest mi powstrzymywać się kiedy zachowujesz się normalnie a co dopiero kiedy się tak zachowujesz… - No i o co mu chodzi? Zaraz podbiegła do mnie Alice z zaraźliwym uśmiechem na twarzy.
- Anne, zaraz po szkole chcę cię widzieć w mojej garderobie, muszę cię odpowiednio ubrać!
- Ale Alice… - nie miałam zamiaru stroić się przez całe popołudnie a Alice + garderoba = godziny męczarni.
- Nie ma żadnego „ale”, i tak mi się nie wywiniesz.
- Daj jej już spokój Alice. – Edward uciszył siostrę.
- Dzisiaj zaraz po szkole.. – To zabrzmiało wręcz jak groźba. Nie, zaraz to była groźba!
- Wiesz, już się nie mogę doczekać. – szepną mi do ucha.
- O co to, to nie! Nikt nie zobaczy mojego kopciuszka przed balem, i nawet nie próbuj tych nędznych sztuczek wkradania się! – Alice zagroziła Edwardowi.
- Zabronisz mi widywać się z Ann? Nie masz takiego prawa! –Edward zawarczał na siostrę.
- Ależ ja nie zabraniam ci widywania się z nią, ja tylko zabraniam ci zbliżania się do mojej garderoby dzisiaj, a to że to właśnie tam Anne spędzi popołudnie to już co innego.- Ich dyskusja nie trwała długo, Edward dał w końcu za wygraną kiedy ta przekonała go że zrobię większe wrażenie kiedy zobaczy mnie już w skompletowanym stroju na imprezie. Następne dwie ( i ostatnie lekcje) miałam z Alice. A ta oczywiście nie mówiła o niczym poza ciuchami i makijażem. Później bezceremonialnie wsadziła mnie do swojego auta. W sumie o mało nie powstrzymałam jej moimi zdolnościami ale pohamowało mnie tylko jedno „ to w końcu moja siostra”. Kiedy wróciłyśmy do domu łatwo można się domyślić co się działo. Alice wepchnęła mnie do swojej garderoby i zaczęła proces ‘znęcania się’. Wybierała co chwilę nowe stroje i przebierała mnie w sukienki, bluzki, spódniczki itp. To ciuchy do których założenia zmusiła mnie ostatecznie />
. Muszę przyznać że wyglądałam w tym bardzo ładnie ale to i tak nie zmienia faktu, że był to strój zbyt „ przyciągający” uwagę chłopców. Alice była z siebie wręcz dumna.
- Spodobasz się Edwardowi. – Żeby tylko.
- Mam nadzieję że tylko jemu.
- Złudne nadzieje.- Powiedziała z uśmiechem.


(z punktu widzenia Edwarda)

Siedzę w swoim pokoju i po prostu nie mogę wytrzymać. Alice siedzi z nią w tej garderobie z dobre dwie godziny i nawet o niej nie myśli. Rose zresztą też o niej nie myśli. I przez to czuję się jeszcze bardziej sfrustrowany.
- Gotowe! – Alice krzyknęła. Czyli zaraz ją zobaczę.
-Zbierajmy się już. – Emment zawołał po Rose. Wszyscy zeszli na dół. Tylko An została jeszcze w łazience.
- Anne, wyłaź już, bo cię zostawimy! – Emment.
- Naprawdę, zrobicie to dla mnie?
- Emment, nawet nie składaj jej takich propozycji! – Rosaline puściła mu sójkę w bok. I zeszła na dół. Wyglądała anielsko. A ja dopiero po chwili zorientowałem się iż stoję i wpatruję się w nią z rozdziawionymi ustami.
-Hej! Zatkało? – Emment pomachał mi ręką przed oczami. Wróciłem do rzeczywistości.
- Ślicznie ci w niebieskim, skarbie. – Posłała mi słodki uśmieszek.
- Oby reakcja reszty chłopców nie była podobna, bo Edward będzie się musiał podzielić..- Anne spojrzała na Emmenta zabójczym spojrzeniem.
- Em, czy mam ci pokazać jak zamierzam ich od siebie odstraszyć?! –An powoli wywoływała wiatr w pomieszczeniu.
- Spokojne dzieci, musicie zachowywać się przecież normalnie. An, skarbie? – Carlise dotkną jej ramienia. Rozpromieniła się natychmiast i odgryzła Emmentowi.
- Lepiej pilnuj Rose, bo jeszcze tobie nawinie się jakaś konkurencja Emment. – W ciszy udaliśmy się do garażu.
- Jedziesz ze mną? – Zapytałem.
-Jasne. – Dźwięk tych słów był dla mnie jak wspaniała melodia. Najpiękniejsza istota na świecie chciała towarzyszyć właśnie mi! I co ważniejsze kochała mnie. A ja na tę miłość nie zasługiwałem. Byłem potworem i swoją obecnością narażałem ją na niebezpieczeństwo.
- Jedziemy? – Dźwięk jej anielskiego głosu wyrwał mnie z zamyślenia.
- Tak.- I otworzyłem przed nią drzwi. Jechaliśmy w ciszy a ja nie mogłem odciągnąć od niej wzroku.
- Czemu tak mi się przyglądasz? Coś nie tak?- No tak. W końcu musiała o to zapytać. Przecież wpatruję się w nią od dobrych piętnastu minut.
- Nie, nie. Wszystko w porządku. Po prostu wyglądasz dzisiaj tak niesamowicie kusząco…

(Z punktu widzenia Anne)

Wiedziałam! Ja to porostu wiedziałam. Jak Alice mogła nie przewidzieć reakcji chłopców na mój wygląd? Zaraz, zaraz. Ona dokładnie znała ich reakcję! T było specjalnie! Już ja jej pokarzę w domu. Chociaż fakt iż podobam się w tym Edwardowi był nadzwyczaj przyjemny. Niestety cała ta przyjemność wyparowała, kiedy dostrzegłam reakcję reszty chłopców na imprezie. Mike przyszedł w towarzystwie Jessici ale kiedy zobaczył iż przyszłam z Edwardem wywołał u niego iskierki zazdrości w oczach. Było całkiem fajnie. Niemal cały czas tańczyłam z Edwardem. Jedynym momentem w którym przerwałam był ten kiedy o taniec poprosili mnie nasi bracia. Wypalili z „ Edward, to nie ładnie tak przywłaszczać sobie Anne, należy się przecież dzielić” Edward tylko warknął i przekazał im mnie. Później znów wirowaliśmy razem na parkiecie.
- Edwardzie, chyba muszę się czegoś napić. – Nie za bardzo chciało mi się przerywać taniec, ale pragnienie wzięło górę. – Pójdziesz ze mną? – W jego oczach zauważyłam iskierki szczęścia. Najwyraźniej nie tylko ja nie miałam ochoty oddalać się od swojego partnera.
- Jasne. – Przy napojach podszedł do nas Mike.
- Anne, czy mogłabyś coś zaśpiewać? Wiesz, masz śliczny głos.

(Z punktu widzenia Edwarda)

Ten chłopak naprawdę mnie wkurza. Mam straszną ochotę rzucać nim o ściany. Anne spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. Ja również miałem ochotę usłyszeć jej głos. Na mojej twarzy zagościł twierdzący uśmiech.
- Dobrze, Edwardzie? – O co jej chodziło? Podała mi rękę i pociągnęła ze sobą na środek parkietu. W ręce miała już mikrofon. Dała wcześniej Mike’owi wskazówki do melodii. Po chwili z jej ust popłynęły pierwsze słowa piosenki.

Czasami myślę co by było
Gdybym nie poznała Cię
Za kim tęskniła bym?
Kto tulił by mój sen?
Dzisiaj Ci chciałam podziękować
Że wciąż jesteś blisko mnie
Tylko Ty tak umiesz kochać
za to jaka jestem

Całe piękno jest w nas
W naszym sercu jest największy skarb
Całe piękno jest w nas
Tyle ciepła dla Ciebie mam
Moje szczęście to Ty
juz teraz mam dla kogo żyć
bo jesteś blisko

Od tego dnia gdy Cię poznałam
Wszystko tak zmieniło się
Mam już dla kogo śnić
A życie ma już sens
Dzisiaj Ci chciałam podziękować
że wybrałeś właśnie mnie
Tylko Ty tak umiesz kochać
za to jaka jestem

Całe piękno jest w nas
W naszym sercu jest największy skarb
Całe piękno jest w nas
Tyle ciepła dla Ciebie mam

Moje szczęście to Ty
już teraz mam dla kogo żyć
bo jesteś blisko

Tyle ciepła w sobie mam
Moje szczęście to Ty
już teraz mam dla kogo żyć
bo jesteś blisko
już teraz mam dla kogo żyć
bo jesteś blisko

Jej głos był taki piękny! Tańczyła ze mną a ja wsłuchiwałem się w słowa piosenki. Zamurowały mnie. Ona tak bardzo mnie kochała! Zalała mnie fala szczęścia. Pod koniec złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek.
........................................................................
Wybaczcie to małe spóźnienie ale w zamian mam długosci :))

czwartek, 7 maja 2009

(15) Zazdrość

Co do tego poinformowania to bardzo was przepraszam, ale dodając posta zamiast„ publikuj” dałam „ Zapisz” przez co rozdział zapisał mi się na dysku i nie pojawił na blogu. Nie sprawdziłam czy już się ukazał tylko zaczełam was informować. Jeszcze raz przepraszam.
....................................................................
(Z punktu widzenia Edwarda)

Anne pojechała na te zajęcia jakieś dziesięć minut temu a ja już odchodzę od zmysłów. To nie to samo co w szkole, tam po mimo rozłąki i tak mogę ją obserwować przez myśli innych. Nagle Alice wybuchła śmiechem.
- Co ci się stało siostrzyczko? – Śmiejąc się tak wyglądała nadzwyczaj zabawnie.
-Anne.- o co jej chodzi? – Padniesz jak ci powiem kto ma z nią tańczyć w parze.
- Przecież zapisała się na taniec grupowy nie towarzyski. – Stwierdziłem. Gdyby było inaczej, już dawno by mnie tu nie było. Ale i tak się poświęcę i zapiszę się na te zajęcia. Nie wytrzymam bez niej tak długo.
- Tak, ale w takim tańcu też trzeba mieć partnera.- Nie chciałem się z nią sprzeczać. W końcu ona znała się na tym doskonale, a ja Ze tak to nazwę byłem w tym temacie „zielony”.
- Trafiła na Mika Newtona ! A Żebyś widział jaką miała minę – Natychmiast wyłapałem ten obraz w jej głowie. Pomimo skrzywionej i zrezygnowanej minie Anne, i tak poczułem ukłucie zazdrości. Pomimo iż nie dorastał jej do pięt to i tak znacznie odstawał od reszty uczniów. A ja strasznie zazdrościłem mu tego iż może z nią tańczyć. Chociaż Anne podobno bardziej lubi taniec towarzyski w którym jestem mistrzem i w którym można zachować większą bliskość… dosyć tego Edwardzie! Chyba będę musiał poprosić Alice o małą przysługę…
- Nie musisz się poświęcać Edwardzie, Anne chyba straciła zapał do tego tańca. – Albo ten chochlik też potrafi czytać w myślach albo moje pytanie było wypisane na twarzy ( Jakby ktoś nie wiedział to Edward chciał poprosić Alice o lekcje tańca grupowego). Przez resztę czasu Alice zadręczała mnie tym że byłem zazdrosny. Ten chochlik potrafi być naprawdę natrętny. Nawet nie spostrzegłem kiedy zrobiło się ciemno i usłyszałem samochód Anne na podjeździe.

(Z punktu widzenia Anne)



Wróciłam do domu i od razu wpadłam na coś twardego. Tym czymś twardym była oczywiście Alice, a za nią stał mój cudowny anioł…
- I jak było? - Jej entuzjazm mnie dobijał, jakby już dawno nie wiedziała…
- Alice, mówisz tak jakbyś tego jeszcze nie wiedziała. – Zrobiał tylko minę rozłoszczonego dziecka i ustąpiła miejsca Edwardowi.
- Witaj skarbie. – rzuciłam entuzjastycznie całując go w policzek. On jękną tylko i zbliżył się do moich ust. Moje serce natychmiast przyśpieszyło.
- Strasznie się za tobą stęskniłem moja ty piękności. – zwykle w takich momentach po prostu mnie zachwycał
- Jak bardzo? – spytałam całując przy tym jego ucho.
- Nawet nie wiesz jak bardzo…- Tę jakże cudowną chwilę przerwał mały piskliwy głosik. Ten natrętny chochlik zawsze musi dodać swoje trzy grosze.
- Stęsknił się za tobą tak bardzo iż już chciał się poświęcić i zapisać na kurs ale oprócz tęsknoty targało nim jeszcze jedno uczucie…
- Alice! – krzykną ale ja czułam się nadzwyczaj zaintrygowana jej wypowiedzią..
- O co ci chodzi Alice?
- O to że kiedy ty tańczyłaś z Mikem Edward płoną z nienawiści. – Że jak? On był zazdrosny?! Ale o co? O to że czułam się zażenowana w towarzystwie tego idioty?
- Byłeś zazdrosny? Ale o co?
- O ciebie skarbie, jesteś taka cudowna, mól aniele. Zrobiłbym dla ciebie niemal wszystko.
- Wszystko mówisz? – Wyszeptałam wplątując palce w jego włosy. Zaśmiał się tylko cicho a późnie usłyszałam za nami tubalny śmiech…
...................................................................
Mam nadzieję że się podobało. Wiem że trochę krótki ale nie mogłam go bardziej rozciągnąć. Postaram się dodać nowego Jutro ale niczego nie obiecuję.

środa, 6 maja 2009

Przepraszam

Przepraszam za to że nie dodaję nowego rozdziału ale jestem teraz kompletnie pozbawiona czasu. Mój tato rozmawiając ze mną wczoraj przez Skaypa oznajmił mi że w czerwcu zabiera mnie na dwa tygodnie do siebie do Stanów. ( Jest amerykaninem a ostatni raz widziałam go dwa lata temu). I to nie koniec. Dziadkowie chcą abym jaką częć wakacji spędziła u nich we Francji. ( Koszmar, mówię wam. Rodzice rozwiedli się siedem lat temu i od tamtej pory mieszkam z mamą w Polsce, ale tato ma prawa do opieki nademną a dziadkowie odkąd się od nich wyprowadzilimy ciągle mnie do siebie zapraszają, zresztą mamę też.) Ale dzisiaj obiecuję zasiąć prtzed klawiaturę i napisać nowy rozdział albo chociaż jego częsć. Mam nadzieję że się nie gniewacie ale inaczej się nie da ale mam nadzieję że klimat Nowego Yorku doda mi nowych pomysłów:)). Oczywiscie to dopiero w czerwcu.(rozdział powinien pojawić się dzi albo jutro)

czwartek, 30 kwietnia 2009

(14) Taniec

Jest nowy rozdział. Nie wiem kiedy pojawi się następny, ale mam nadzieję że jak najszybciej:)) Dziękuję za wszystkie komentarze, jesteście kochani !! Miłego czytania.
..............................................................
(z Punktu widzenia Edwarda)

To było cudowne! Ma takie miękkie usta… Boże ja muszę się opanować! To zbyt silne, nie potrafię bez niej wytrzymać. Tak ciężko było mi się od niej oderwać, ale jest jeszcze delikatniejsza od człowieka, a z moją nadlufką siłą mógłbym… nie! Nie wolno mi tak myśleć! Nie mogę jej skrzywdzić,. To znaczy mogę i to najgorsze. Muszę jej to powiedzieć.
- Anne, obiecaj mi coś. – To najbezpieczniejsze rozwiązanie.
- Co tylko chcesz.
- Jeśli, jeśli kiedykolwiek będę stanowił dla ciebie jakiekolwiek zagrożenie..
- Nie boję się ciebie.
- Daj mi skończyć. Jeżeli kiedykolwiek będę stanowił dla ciebie zagrożenie, proszę obiecaj mi że nie zawahasz się użyć na mnie swoich umiejętności.
- CO?! NIE MA MOWY!!! NIE SKRZYWDZĘ CIĘ, NIGDY!!!
- Posłuchaj Ann, jeśli mi tego ni obiecasz, będę musiał cię opuścić.. – Nie, do tego to raczej nie był bym zdolny..
- Dobrze, ale jeśli obiecasz mi że do takiej sytuacji nigdy nie doszło.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy aby nigdy nic ci nie groziło, i abyś nigdy nie była narażona na niebezpieczeństwo. – Dobre sobie. Przecież samą swoją obecnością stanowię dla niej zagrożenie.

Dwa tygodnie później…

(z punktu widzenia Edwarda)

Anne radzi sobie coraz lepiej ze swoimi mocami. Jest jednak taka krucha.. . Za każdym razem gdy wkłada zbyt dużo energii w użytkowanie swoich mocy widać u niej osłabienie. Ja zaś świata poza nią nie widzę. Najgorzej jest w szkole, kiedy na większości lekcji jesteśmy oddzielnie a ja muszę wysłuchiwać fantazji chłopców którzy mają z nią lekcje. Będę musiał zmienić swój plan tak aby mieć z nią więcej lekcji. Teraz mój anioł śpi, a ja i tak nie mogę się jej nadziwić.
- Nie… nie zrobię tego.. nie możesz - Moja ukochana musi mieć jakiś koszmar.
-Cii.. kochanie
- Edward.. Edward nie odchodź..
- Cii.. jestem tutaj ..Anne? Obudź się! – Spanikowałem. Ona znieruchomiała i przestała oddychać!
-Anne!!
-Edward? – Ulżyło mi.
- Spokojnie to był tylko sen. Tylko sen. – Tak się cieszyłem że już się obudziła.
- Edwardzie?
- Tak skarbie? – Była trochę podenerwowana.
- Nie zostawisz mnie, prawda? – Nawet nie był bym w stanie.
- Zostanę z tobą tak długo jak ci to będzie sprawiało przyjemność.
- Kocham cię.. – szepnęła i odpłynęła. A ja czułem się wspaniale. Tak jak zresztą za każdym razem kiedy mi to mówiła. Później spała już spokojnie i nic nie mówiła.



(z punktu widzenia Anne)

W-F. Kolejna nudna lekcja bez Edwarda. Wczoraj w nocy dręczył mnie dziwny sen. Przypominał nawet bardziej koszmar niż sen.
- Hej Anne. – Super Jess. – Wiesz, w mieście z powrotem otwierają szkołę tańca, Zapiszesz się? – Hmm. A ta propozycja może mnie szczerze zainteresować. No w końcu kocham taniec.
- Brzmi zachęcająco, wybierasz się tam? – wiem że mogłam to równie dobrze wyczytać z jej myśli ale nie mam zamiaru łamać cudzej prywatności.
- No jasne, w końcu w Forks raczej nie za często można się tak dobrze bawić. Reszta lekcji minęła mi bardzo szybko. Przyszła pora na lunch.
- Hej kochanie, jak tam lekcje? – Edward przyciągną mnie do siebie.
- Strasznie nudne, chociaż na w – f –ie dowiedziałam się czegoś ciekawego co mnie zainteresowało.
- Cóż to takiego? – Jak by niw wiedział. Od dwóch tygodni śledzi to co się dzieje na moich lekcjach poprzez oczy innych uczniów.
- Mam zamiar zapisać się do szkoły tańca grupowego.
- Myślałem że interesujesz się bardziej tańcem towarzyskim.
- Grupowy też lubię. – Mówiłam prawdę, a poza tym nie słyszałam żeby otwierali inny klub.
Z Jessicą umówiłam się zaraz po lekcjach więc po powrocie do domu wsiadłam do cabrioletta i podjechałam pod nią.
- Hej Anne, to twoje cacko?! – No tak. Zapomniałam że nie jeździłam nim do szkoły więc raczej jeszcze nikt go nie widział.
- Tak, jedziemy?
-Pewnie!! Już się nie mogę doczekać, podobno ma być super i wiesz że…- Nie słuchałam już jej paplaniny.
- To tutaj? – zapytałam dla pewności.
- Tak. Chodź, nie możemy się spóźnić! – Zaciągnęła mnie do środka. Podczas zajęć wykazałam się nadzwyczajną sprawnością fizyczną więc od razu przydzielono mnie do grupy zaawansowanej. Byli tam uczniowie z poza Forks i Mike, który jak się właśnie dowiedziałam uczęszczał wcześniej do takiej szkoły tylko że w większej miejscowości.
- Świetnie tańczysz, dużo ćwiczysz? – Szczerze nigdy nie ćwiczyłam, ale gdybym mu odpowiedziała że z natury jestem we wszystkim najlepsza to albo obróciłby to w żart, albo uznałby mnie za wariatkę.
- W Phoenix uczęszczałam na zajęcia. – Jak zmyślać to na całego. – byłam najlepsza z grupy.
- Uwaga na moich zajęciach pomimo iż cały taniec jest pracą grupową, musicie mieć swoich partnerów. Będziecie tańczyć obok nich, i to z nimi będziecie mieli te części tańca w której potrzebny jest partner. A więc tak, Stanley i Bantwich, …. Cullen i Netwoon – No nie!!! Jeszcze tego brakuje żeby tańczył obok mnie. Sama jego obecność na tych zajęciach jest dla mnie przytłaczająca. (..) Po jakiejś godzinie zajęcia się skończyły i razem z Jessicą wróciłam do domu.
..................................................................

Przepraszam, notka według mnie trochę nieudana, ale ocenę pozostawiam wam. Zostawiajcie komentarze i prosiłabym o (jeśli macie) adresy waszych bloogów lub nick pod komentarzem. Ostatnio było bowiem dziesięć anonimowych i nie wiem kto jest kim. Jeszcze raz dziękuję za wszystkie komentarze :))

Edward&Anne Story

Anne Cullen(Anne Masen) jest główną bohaterką mojego bloga. Jest wyjątkowa....A szczegółów dowiecie się z opowiadania. Miłego czytania:))