sobota, 29 maja 2010

Witam ;)

Jestem, jestem, i witam moich wiernych fanów. Jak widzę, ciągle ze mna wytrzymujecie, i czekacie na więcej ;) Cieszy mnie to. Chociaż jak juz nieraz pisałam straciłam zamiłowanie do zmierzchu, staram się najlepiej jak potrafię pisać kolejne części tej historii. Kolejnego rozdziału nie przewiduję zbyt "wcześnie". Jak pewnie zdajecie sobie sprawę, zbliża się koniec roku szkolnego. Dla mnie nawet większymi krokami. Otóż 2 czerwca wyjeżdzam do Hiszpani na wakacje. Do tego czasu muszę pozaliczać wszystkie testy (sprawdziany) które ważą moje stopnie. Kiedy wrócę( 14.06) nie będę już miała na to czasu. Dlatego prosiłabym was o cierpliwość, ja, nie ważne z jakimi odstępami czasowymi, skończę to opowiadanie. Mam jedynie nadzieję, że wierni fani wytrwają. 

Jeszcze nie wiem jak to będzie z wakacjami, gdyż planuję częsć spędzić u taty w USA. Prawdopodobnie będzie to w połowie lipca, ale nie jest to jeszcze pewny termin. Na wakacje z pewnościa będą się pojawiać rozdziały, ale tu również proszę o wyrozumiałość. Pisanie tej historii nie sprawia mi zbytniej zabawy, więc nie mam zamiaru pisać w każdej wolnej chwili. Poza tym, pracuję teraz także nad innymi projektami. Tłumaczę książkę (znajdziecie ją na moim chomiku), współpracuję z innymi tłumaczami nad kolejnym tłumaczeniem (dostępne już wkrótce) i pracuję nad książką (być może udostępnię pewne jej fragmenty). Są to żeczy, które stawiam na trzecim miejscu (za życiem prywatnym i szkołą). Pod koniec czerwca jest też wystawa moich prac (malarstwo) nad którą ciagle pracuję. 

Termin kolejnego rozdziału podam, gdy bedę go pewna.

Dziękuje, Wasza Anne Cullen

niedziela, 21 marca 2010

Rozdział 29


Jak widzicie, mam troche nowych pomysłów na rozwinięcie opowiadania. Jutro mam zamiar pożądnie zawagarować na całedj linii (szkoła,korki,koło teatralne, balet, wszystko, jednym słowem ) więc nie ma pewności czy coś napiszę. Ale obiecuję sie porządnie postarać coś naskrobać, a nawet wstawić. 

I jak podoba wam się pierwszy dzień wiosny? Ja tę porę roku po prostu uwielbiam ;). 


PS. Ja wiem, że długo mnie nie było, i mogłam stracić przez to sporo czytelników, ale zwracając się do tych co ciągle czytają, mam małą prośbę. Wyrażajcie pod każdym postem jakieś opinie, uwagi, może korekty? To pokazuje mi, że jesteście jako tako zainteresowani i wzmacnia moją motywację. Cieszyłoby mnie, gdybyście pod tym postem (Każdy kto czyta) coś tam napisał o ostatnich rozdziałach. Może coś więcej niż, dzięki, świetne/fatalne? To mówi niewiele, i nie daje wskazówek co poprawić, lub czego nie zmieniać. Na prawdę, to co mówicie, ma wielki wpływ na to jak piszę, i jak lubię wpisać. Poza tym, pozwoli mi ten komentarz oszacować listę moich czytelników. Dlatego, powtórzę, wrzućcie komentarz pod tym postem!

Rozdział 29

- Jeremy, ja wiem, że jesteś tu po to, żeby mnie chronić, ale bez przesady. Co może mi się stać na balu maturalnym u ludzi? – Kłóciliśmy się o to od kilku dni. Zaprzyjaźniłam się z Jeremym Hartleyem. Okazał się nie być żadnym sztywniakiem sennie wykonującym polecenia Aro. Na początku to ja traktowałam go chłodno. Jak wroga. A on odpłacał mi się pełną kulturą i szczerym uśmiechem. Chłopak musiał mieć niezwykłą motywację jeżeli chodzi o ta jego misję.

                No dobra, wcale nie byłam taka honorowa. Nie raz próbowałam przetrząsnąć jego pamięć w poszukiwaniu takich właśnie odpowiedzi. Bezskutecznie, oczywiście. Jakim cudem udawało mu się mnie powstrzymywać? |Cóż, gdybym to ja wiedziała. Wyrzutów w każdym razie przez to nie miałam, w końcu i tak niczego się nie dowiedziałam.

- Ann, ludzie stwarzają dla ciebie niewielkie ryzyko. Ale będą tam też wampiry. – Powiedzieć, że nie tolerował Cullenów, to za mało. Największą awersję czół jednak do Edwarda. Oboje zachowywali się, jakby od wieków byli zaciekłymi wrogami. Doprawdy, straszne uczucie. Moje stosunki z Cullenami znacznie się ociepliły, i nabrałam do nich dużego zaufania.

                Jeremy Hartley był dla mnie chodzącą zagadką z sarkastycznym spojrzeniem i wariackim uśmiechem. Na tym kończyła się moja wiedza o nim. Ale o dziwo, nie przeszkadzało mi to w zaprzyjaźnieniu się z nim. Naprawdę, naprawde go polubiłam. Nie można tego jednak powiedzieć o reszcie mojej „rodziny”. Demetri w ogóle mu nie ufał. To było jak toczące się w nieskończoność koło. Kiedy Demetri chciał ze mna Zamienić słowo, dosadnie pokazywał, że Jeremy nie jest mole widziany w domu.

- Słuchaj wampirze. –szepnęłam – Nie masz na de mną kontroli, i będę robić co mi się żywnie podoba. A wysłuchuję tej twojej gatki na temat „niebezpieczeństw jakie czychają na mnie ze strony Cullenów” tylko dlatego, że jestes moim przyjacielem. W innym wypadku już dawno potraktowałabym cię prądem. Albo gorzej. – Znowu się uśmiechnął. Pojawiały mu się wtedy w oczach takie świecące iskierki. Było to co najmniej dziwne,.  Jakby nie było, Demetri nigdy tak na mnie nie patrzył.

- Próbuj szczęścia, piękna. – Nie lubiła, kiedy tak do mnie mówił, to niszczyło pomiędzy nami tę luźna atmosferę i było frustrujące. Walnęłam go poduszką.

- Nie podpuszczaj mnie. I nie mów tak do mnie. - Zaśmiał się, i zabrał mi poduszkę.

- Dlaczego? Przecież jesteś piękna. -  Ach, on i te jego żarty. Przed przywaleniem mu, powstrzymał mnie tylko dźwięk silnika zbliżającego się w kierunku mojego domu. Samochód Edwarda. Poza nim w samochodzie były jeszcze dwie osoby. Kobiety. Alice i Rosaline. Mogłam to wyczuć, chociaż byli w odległości półtora kilometra ode mnie. Moje moce znacznie się rozwinęły przez miniony rok. I ciągle trenowałam z Demetrim nowe zdolności, o których nie informowałam Cullenów. Nie muszą tego wiedzieć.

- Jadą do mnie znajomi. Masz być miły, zrozumiano? Ostatnio pokazałeś niewiele klasy, warcząc na nich co chwilę. Pamiętaj, jesteś ochroniarzem, nie Panem Wszechmogącym. – Wstał podgenerowany.

- Jestem tez przyjacielem, czyż nie? I będę kulturalny. Muszę, Pani. – A teraz śie zgrywac poszkodowanego! Pff! Też mi coś! Nie ze mną!

- Kulturalny, pamiętaj.

piątek, 12 marca 2010

Rozdział 28

Oto kolejny, a jutro dodaję następne. Jestem bardzo zdeterminowana, żeby to skończyc, i chyba wróciła mi wena do pisania fanficion. To duży plus, jeśli chodzi o jakość pisania.

Rozdział 28

Minął rok. Cały długi rok odkąd przeprowadziłam się do Forks. Och, to nie było tak, że Aro się tak po prostu na to zgodził. Już dwa tygodnie po moim przyjeździe sprowadził całą armię za mną. Nie, nie wróciłam, ale i on się nie poddał. Wprawdzie nie organizował już oblężenia na Forks, ale ciągle mnie kontrolował. Nie przyznał mi się do niczego. Stwierdził, że nic nie zrobił. Ale ja wiedziałam swoje. Zwłaszcza, po tym kiedy przyjechał Demetri. Powiedzieć że był w kiepskim stanie to duże niedopowiedzenie. Widać było, że nie tylko uciekał, ale także musiał się bronić. |Chcieli go zdjąć, żeby już nic nie mógł mi powiedzieć. Na szczęście udało mu się dotrzeć do mnie przed Aro. On sam zaś widząc go u mojego boku uśmiechnął się. Przekonywał mnie do powrotu, jednak pokazałam mu, że nigdzie nie będę wracać póki nie odkryję prawdy.

Był poranek. Od kilku minut wyczekiwaliśmy ich przybycia na pokrytej rosą łące. Było zimno. Czułam to. Chłód sprawił, że nawet w skurzanym płaszczu narzuconym na plecy cała się trzęsłam. To była jedna z tych „Ludzkich” cech jaka się u mnie pojawiła. Dzięki wizjom (tak, już je przetestowałam) wiedziałam, że zaraz tu będą. Czułam ich. Byli coraz bliżej.

                Dotarli. Cała armia. Setki wampirów. Dziesiątki wojowników z dworu. A na ich czele Wielka trójca. Aro jak zwykle wyglądał na pewnego siebie. Dumnie kroczył pośrodku tego orszaku. Duma biła od każdego cala jego twarzy. Przystanęli 10 metrów od nas. Prawdopodobnie nie chciał mnie speszyć. Też mi coś, pomyślałam. Chciałam wszystkie wyrzuty wykrzyczeć mu prosto w twarz. „dlaczego? Dlaczego mnie oszukałeś?” Tak bardzo nurtowało mnie to pytanie. I żal, żal że dałam się oszukać.

- Witaj Pani. – Choć słowa płynęły z ust Jane, ukłon wykonała cała armia. Kiwnęłam nieznacznie głową, nie odrywając wzroku od Aro. U jego boku stał wysoki szatyn, którego nie znałam. Nie wyglądał jakby to siła była jego atutem, musiał więc mieć jakieś zdolności mentalne. Patrzył prosto na mnie. W przerażająco ostry sposób, jednocześnie, jakby z.. czcią. Nie zaglądałam mu jednak do głowy, nie, nie z powodów jego prywatności. Po prostu szkoda było mi straty sił. Nawet nieznacznej.

- Podejrzewam, że znasz powód mojego przybycia drogie dziecko. – Kiedy nie udzieliłam żadnej odpowiedzi, kontynuował. – Wiesz, gdzie jest twoje miejsce. Ktoś tak niesamowity jak ty, nie powinien bez celu włóczyć się po tym świecie. Wróć do nas. – Pierwszy raz słyszałam prośbę z jego ust. To znaczyło jedynie, że rzeczywiście byłam silna. Bardzo silna. Sam Aro niemal błagał mnie o przejście na jego stronę. To dawało mi nad nim przewagę.

- Wiesz, że nie wrócę. Nie, póki nie udzielisz mi odpowiedzi na moje pytania. – Chciał już przerwać mi, ale nie ta odpowiedzią  której oczekiwałam. Potrafiłam to już wyczuć.

-Nie- Mój głos brzmiał jak lód ocierający się o skałę. – Chcę tylko odpowiedzi. Nie potrzebuję żadnych zapewnień, wyczuję kłamstwo. Powiedz, dlaczego? – Starałam się ciągle brzmieć twardo.

- Nie zrozumiesz, przykro mi kochanie. Annabell, po prostu wróć. Zaufaj nam. Jesteśmy twoją rodziną. – Nie. Nazywaj. Mnie. Tak. –Wycedziłam. – Nie potrafię wam już zaufać. Teraz odejdzcie. Już. – dla osoby postronnej mogło to wyglądać śmiesznie. Siedemnastoletnia dziewczyna rozkazywała sponad tysiecznej armii odejść, a oni słuchali. Obracałam się już w stronę Demetriego. Podał mi rękę i ścisną ją. „Dobrze robisz” mówił wyraz jego twarzy.

-Zaczekaj!- Krzyknął Aro. Odwróciłam się. – Poczekaj. Pozwól się chociaż chronić.- Wskazał na chłopaka po jego prawej stronie. – Weź ze sobą Jeremiego. Proszę. – To było jeszcze dziwniejsze, niż to, że tak łatwo odpóscił.

-Nie potrzebuję ochrony. Sama się obronię. – Pomyślałam o tym, co się dzieje, kiedy przedobrzę z używaniem mocy. – Poza tym, mam Demetriego.- Spojrzał tym razem kpiąco w stronę skatowanego Demetriego. Miał racje. Widząc moje wachanie, kontynuował.

-Naprawdę chcę cię chronić. Weź go. Jest silny, silniejszy niż myślisz. Inaczej bym ci go nie powierzył. –Mówił poważnie.

- Zwracasz się o nim jak jakimś przedmiocie. Nie chcę twojego kolejnego robota. – Spojrzałam na chłopaka.

- Nie jestem robotem, Pani. Chcę cię bronić. – Determinacja. W jego oczach biła silnym blaskiem.

- Zgoda, możesz iść ze mną. Jak Cię nazywają?

-Jeremy, Jeremy Hartley.

Rozdział 27

Co prawda krótki, ale taki musi być. Piszę juz kolejny, który wstawie za max. kilka godzin. Miłego czytania!

                                                                                                                     - Wasza Anne Cullen


Rozdział 27

(Z punktu widzenia Anne)

Wysiadłam. Chociaż wiedziałam, że bez tych spojrzeń się nie obędzie już po mojej wizycie w sklepie, i tak było to co najmniej dziwne.

Zauważyłam tę rodzinę poznaną we Włoszech, Cullenowie. Śmiało ruszyłam przed siebie w ich stronę. Niska dziewczyna, Alice, miała nieobecny wzrok. Spoglądała w przyszłość. Ciekawy dar, może kiedyś też spróbuję zerknąć co może się stać?

                Postanowiłam sobie w nocy, że będę silna, i nie zaczne od razu na nich naskakiwać z pytaniami. Myślę ze takie „ O co w tym wszystkim chodzi?!” mogłoby ich nie tyle zdziwić, co skłonić do niemówienia, właśnie. A tego nie chciałam. Mogą przecież wcale nie być chętni do mówienia mi czegokolwiek. Owszem, we Włoszech byli mili, nawet więcej niż mili (taki Edward np.), ale czy coś mi powiedzieli? Nic. Tak więc jedyną osoba której mogę ufać jest Demetri. Mam nadzieję, że wkrótce do mnie dołączy.

Dziewczyna już się otrząsnęła. Cała sobą próbowałam nie zapytać się co widziała. Naprawdę. I kiedy już miałam pogrążyć swoje dobre zachowanie, i zapytać, uratowała mnie odzywając się pierwsza.

- Witamy waszą.. – Bez przesady.

- Anne, po prostu Anne. – Nie mogłam pozwolić, żeby nawet ludzie których znam, tak do mnie mówili.

- Więc, cześć Anne. – Tak lepiej.

- Witajcie, miło mi zobaczyć w tym obcym towarzystwie kogoś znajomego. To bardzo podnoszące na duchu. – Chociaż zwracałam się w sumie do nich wszystkich, to czułam że mówie tylko do Edwarda.

Stop! Tak być nie może. Wyjechali bez słowa, nic mi nie wyjaśnili, i prawdopodobnie kłamali we wszystkim. Nie mogę wiec teraz nagle zapomnieć po co ty przyjechałam i zacząć robić maślane oczy do ich brata.

Ale kiedy powiedział tak po cichu tym swoim słodkim głosem „ Witaj Anne”, czułam, że znów wpadłam po uszy.

Zauważyłam, że jak tylko dołączyłam do wampirze rodziny, wszystkie te natrętne oczy starały się rzucać w moją stronę jak najmniej spojrzeń. Pocieszające.

-Nie macie tu chyba najlepszej opinii. – Szłam właśnie z Rosaline na moja pierwszą lekcję. „ Fiz sala nr 16” głosił napis na moim planie. Jak miała mi taka wskazówka pomóc w znalezieniu klasy nie wiem, na szczęście Rose najwyraźniej wiedziała. Prowadziła mnie żwawym krokiem nie spoglądając nawet na mapkę w ręce. Uśmiechneła się pogodnie.

-Widzisz, już na początku musieliśmy odizolować się od ludzi. Wszelkie przyjaźnie mogłyby nas jedynie bardziej narazić. Zresztą ludzie i tak instynktownie wyczuli że jesteśmy inni. – Pomimo tego iż uśmiech ciągle rozświetlał jej twarz, zrobiło mi się jej żal.

- To smutne, że jesteście tutaj sami. – Powiedziałam to wprawdzie tylko do siebie, ale Rose jako wampir i tak usłyszała.

- Nie czujemy się osamotnieni. Mamy siebie, wampirzych znajomych.. i Ciebie. – Usmiechnełam się mimowolnie. Nie sprawiała wrażenia złej osoby, która mogłaby mnie w jakiś sposób oszukiwać. Nie miałaby tak szczerego wyrazu twarzy i jasnych myśli. Tak, grzebałam w jej głowie. Ale tylko dlatego, że jej zachowanie w stosunku do mnie nie odpowiadało temu, o co ją i jej rodzinę oskarżałam. Wszystkie moje przypuszczenia wydawały się być absurdalne, a to tworzyło nieciekawą kombinacje z moimi celami. Po raz pierwszy od wyjazdu z Włoch przeszło mi przez myśl, że mogą nic nie wiedzieć, i nie są w stanie mi pomóc.

Witam Kochani!

Właśnie zaczynam pisać ostatnie rozdziały, i obiecuję je dodać w ten weekend. Przepraszam również za moją długą nieobecność, wręcz niewybaczalną. Podziwiam każdego kto do tej pory tu ze mną wytrzymał. 

Ta przerwa była spowodowana tym, że straciłam zapałnie tyle do pisania (bo ciągle cos tam pisałam) ale do samego FanFiction o zmierzchu. Po prostu sie znudziłam. ale, pomimo wszystko staram się dotrzymywać słowa, więc skończę to co zaczełam.

To tyle, jak tylko skończę wstawię rozdziały.


środa, 9 grudnia 2009

Hello!

Mam teraz urwanie głowy, więc nie uda mi się napisać nowego rozdziału, ale na święta obiecuję skończyć opowiadanie !

Więc czekajcie cierpliwie, postaram się. 


A teraz tak na odrębie. Jeżeli ktoś czytał Miasto Kości ( i Popiołów) To tłumaczenie (nieoryginalne, ale naprawdę świetne!) znajdziecie na tym chomiku 


Naprawdę polecam.

A zakończenie tej historii już się zbliża!

wtorek, 13 października 2009

(23) Go Back!

Wróciłam!!!! I to nie z pustymi rękami. Pracuję już nad zakończeniem tej historii, a póki co mam dla was kolejny rozdział. 

I teraz troszkę formalności zanim go zamieszczę:

*Na moim chomiku dostępny jest już gokument ze wszystkimi dotychczasowymi rozdziałami (włącznie z dzisiejszym).

*Stałam się ogromną fanką serii meg cabot, pt Pośredniczka, którą nawiasem mówiąc bardzo wam polecam ;) 

Jeśli jesteście fanami wampirów, znajdziecie u mnie również nowy serial, pamiętniki wampirów, z polskimi napisami do pobrania. 

*Poza tym, moja fascynacja Zmierzchem już przygasła, i po dokończeniu tego bloga, zakończę moją przygodę z Edwardem i Bellą. Wezmę się za pisanie książki. 

Nie przedłużam już bardziej, i bez zbędnych formalności zapraszam na kolejny rozdział.

Rozdział 26
Pierwszy dzień w szkole. Przynajmniej, który pamiętam. Tyle myśli kotłujących się w głowie.
Co mówić? Jak się zachowywać? Przyjść i przywitać się ze wszystkimi, wkręcając się w
rozmowę, czy może lepiej pozostać w cieniu niezauważona. Brak doświadczenia w takiej
sytuacji zdecydowanie odbija się na moją niekorzyść. Tylko, co ja na to poradzę, że nigdy nie
przebywałam tak naprawdę z rówieśnikami.
A nawet, jeżeli, to już tego nie pamiętam. Przez pół nocy przeglądałam artykuły
młodzieżowych czasopism w poszukiwaniu jakiś cennych wskazówek. Nawet nie wiem w
którym momencie film mi się urwał. Naprawdę,
czytam czytam, a tu nagle coś dzwoni mi nad uchem, i okazuje się, że powinnam już być w
drodze! Na nic takiego się nie natknęłam. Trzeba było jakoś się do tego przygotować, a nie od
razu przeprowadzać się na drugi koniec świata w poszukiwaniu
całkiem obcych i niepewnych osób. Intuicja. To wszystko przez nią. I przez Demetriego. Po co
on mi to w ogóle mówił?! Przecież … przecież, co? Wolałabyś żyć tak dalej w kłamstwie?
Świetnie, znowu gadam sama ze sobą. Po prostu idealnie. Trasa
do szkoły liczy sobie dobre osiem kilometrów, zostało mi jakieś dziesięć minut, a ja nawet nie
wiem, co na siebie włożyć! Żenada, po prostu żenada.
Jak mogłam nie zwrócić uwagi na coś tak istotnego, jak czas? Przecież teraz będę musiała
łamać prawo przyśpieszając, co ja gadam, bijąc rekordy na ulicach. Trudno, ubiorę się w
pierwsze lepsze ciuchy. Weszłam do garderoby i przejrzałam kilka przygotowanych
kompletów. O ten! Padło na białą bluzkę z zaszewkami, do tego niewinny szary sweterek i
marszczona czarna spódnica od prady. Do tego botki na
cienkim obcasie i gotowe! Idealny strój. Powinnam uchodzić za grzeczną spokojną uczennicę.
Tylko co zrobić z tymi włosami? W nocy
całkiem mi się pofalowały. Trudno, nie mam teraz na to czasu.
Spięłam je w niedbały kucyk i w pośpiechu łapiąc kluczyki wskoczyłam do garażu.
Trudno, kogo obchodzi, że srebrne porsche nie pasuje mi do butów? Przecież na takie
szczegóły nikt nie zwróci uwagi. Wyjechałam. No nareszcie.
Nerwowo postukując na kierownicy jechałam z dużym, no dobra, bardzo dużym
wykroczeniem prędkości.
‘Liceum w Forks ‘
Minęłam właśnie taką tabliczkę. Świetnie jestem na miejscu.
Wszystkie spojrzenia zwróciły się w moją stronę, kiedy parkowałam na parkingu.
Edward
- Alice, pośpiesz się! –
Jasper woła ją już od piętnastu minut.
53
- Co wy tam robicie Rose?
Przecież, na boga, jesteście wampirzycami! Po co spędzacie tyle czasu w łazience?
- Zamknij się Em! – Piskliwy głos Rose uciszył osiłka.
Podczas kiedy oni wytykali sobie nawzajem kąśliwe uwagi, ja niemal padałem ze śmiechu.
- Co cię tak bawi durniu? –
Blondynka schodząc po schodach minę miała zdecydowanie złowrogo nastawioną. – W
przeciwieństwie do ciebie, jak widać, mamy zamiar w odpowiednim stroju przywitać
księżniczkę. – Taa.. I przy okazji zrobić wrażenie w szkole.
- Jedźmy już lepiej. – Zarządziłem.
- Edwardzie? – Usłyszałem wołającego mnie Carlisle’ya.
- Tak Carlisle?
- Pozdrów ode mnie pannę Volturi. – Uśmiechną się do mnie. A dlaczego niby ja? Co oni się
tak na mnie uwzięli?
Wreszcie wyjechaliśmy. Myślałem, ze już zawsze będą mi tak dokuczać.
Dotarliśmy na parking. W naszym kierunku podjeżdżało właśnie srebrne Porsche najnowszy
model. Jednak nie to przykuło moją uwagę. Zrobiła to wizja, która nagle pojawiła się w głowie
Alice…

Edward&Anne Story

Anne Cullen(Anne Masen) jest główną bohaterką mojego bloga. Jest wyjątkowa....A szczegółów dowiecie się z opowiadania. Miłego czytania:))