Oto kolejny, a jutro dodaję następne. Jestem bardzo zdeterminowana, żeby to skończyc, i chyba wróciła mi wena do pisania fanficion. To duży plus, jeśli chodzi o jakość pisania.
Rozdział 28
Minął rok. Cały długi rok odkąd przeprowadziłam się do Forks. Och, to nie było tak, że Aro się tak po prostu na to zgodził. Już dwa tygodnie po moim przyjeździe sprowadził całą armię za mną. Nie, nie wróciłam, ale i on się nie poddał. Wprawdzie nie organizował już oblężenia na Forks, ale ciągle mnie kontrolował. Nie przyznał mi się do niczego. Stwierdził, że nic nie zrobił. Ale ja wiedziałam swoje. Zwłaszcza, po tym kiedy przyjechał Demetri. Powiedzieć że był w kiepskim stanie to duże niedopowiedzenie. Widać było, że nie tylko uciekał, ale także musiał się bronić. |Chcieli go zdjąć, żeby już nic nie mógł mi powiedzieć. Na szczęście udało mu się dotrzeć do mnie przed Aro. On sam zaś widząc go u mojego boku uśmiechnął się. Przekonywał mnie do powrotu, jednak pokazałam mu, że nigdzie nie będę wracać póki nie odkryję prawdy.
Był poranek. Od kilku minut wyczekiwaliśmy ich przybycia na pokrytej rosą łące. Było zimno. Czułam to. Chłód sprawił, że nawet w skurzanym płaszczu narzuconym na plecy cała się trzęsłam. To była jedna z tych „Ludzkich” cech jaka się u mnie pojawiła. Dzięki wizjom (tak, już je przetestowałam) wiedziałam, że zaraz tu będą. Czułam ich. Byli coraz bliżej.
Dotarli. Cała armia. Setki wampirów. Dziesiątki wojowników z dworu. A na ich czele Wielka trójca. Aro jak zwykle wyglądał na pewnego siebie. Dumnie kroczył pośrodku tego orszaku. Duma biła od każdego cala jego twarzy. Przystanęli 10 metrów od nas. Prawdopodobnie nie chciał mnie speszyć. Też mi coś, pomyślałam. Chciałam wszystkie wyrzuty wykrzyczeć mu prosto w twarz. „dlaczego? Dlaczego mnie oszukałeś?” Tak bardzo nurtowało mnie to pytanie. I żal, żal że dałam się oszukać.
- Witaj Pani. – Choć słowa płynęły z ust Jane, ukłon wykonała cała armia. Kiwnęłam nieznacznie głową, nie odrywając wzroku od Aro. U jego boku stał wysoki szatyn, którego nie znałam. Nie wyglądał jakby to siła była jego atutem, musiał więc mieć jakieś zdolności mentalne. Patrzył prosto na mnie. W przerażająco ostry sposób, jednocześnie, jakby z.. czcią. Nie zaglądałam mu jednak do głowy, nie, nie z powodów jego prywatności. Po prostu szkoda było mi straty sił. Nawet nieznacznej.
- Podejrzewam, że znasz powód mojego przybycia drogie dziecko. – Kiedy nie udzieliłam żadnej odpowiedzi, kontynuował. – Wiesz, gdzie jest twoje miejsce. Ktoś tak niesamowity jak ty, nie powinien bez celu włóczyć się po tym świecie. Wróć do nas. – Pierwszy raz słyszałam prośbę z jego ust. To znaczyło jedynie, że rzeczywiście byłam silna. Bardzo silna. Sam Aro niemal błagał mnie o przejście na jego stronę. To dawało mi nad nim przewagę.
- Wiesz, że nie wrócę. Nie, póki nie udzielisz mi odpowiedzi na moje pytania. – Chciał już przerwać mi, ale nie ta odpowiedzią której oczekiwałam. Potrafiłam to już wyczuć.
-Nie- Mój głos brzmiał jak lód ocierający się o skałę. – Chcę tylko odpowiedzi. Nie potrzebuję żadnych zapewnień, wyczuję kłamstwo. Powiedz, dlaczego? – Starałam się ciągle brzmieć twardo.
- Nie zrozumiesz, przykro mi kochanie. Annabell, po prostu wróć. Zaufaj nam. Jesteśmy twoją rodziną. – Nie. Nazywaj. Mnie. Tak. –Wycedziłam. – Nie potrafię wam już zaufać. Teraz odejdzcie. Już. – dla osoby postronnej mogło to wyglądać śmiesznie. Siedemnastoletnia dziewczyna rozkazywała sponad tysiecznej armii odejść, a oni słuchali. Obracałam się już w stronę Demetriego. Podał mi rękę i ścisną ją. „Dobrze robisz” mówił wyraz jego twarzy.
-Zaczekaj!- Krzyknął Aro. Odwróciłam się. – Poczekaj. Pozwól się chociaż chronić.- Wskazał na chłopaka po jego prawej stronie. – Weź ze sobą Jeremiego. Proszę. – To było jeszcze dziwniejsze, niż to, że tak łatwo odpóscił.
-Nie potrzebuję ochrony. Sama się obronię. – Pomyślałam o tym, co się dzieje, kiedy przedobrzę z używaniem mocy. – Poza tym, mam Demetriego.- Spojrzał tym razem kpiąco w stronę skatowanego Demetriego. Miał racje. Widząc moje wachanie, kontynuował.
-Naprawdę chcę cię chronić. Weź go. Jest silny, silniejszy niż myślisz. Inaczej bym ci go nie powierzył. –Mówił poważnie.
- Zwracasz się o nim jak jakimś przedmiocie. Nie chcę twojego kolejnego robota. – Spojrzałam na chłopaka.
- Nie jestem robotem, Pani. Chcę cię bronić. – Determinacja. W jego oczach biła silnym blaskiem.
- Zgoda, możesz iść ze mną. Jak Cię nazywają?
-Jeremy, Jeremy Hartley.
Kiedy next ? nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekac następnego, wejdzcie i komentujcie proszę www.nieludzka.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńJesteś nie samowita!!!!!!To jest super
OdpowiedzUsuńekstra
OdpowiedzUsuńNie wiem jak ty możesz tak dobrze piać tego bloa bo mój blo jest do bani z poruwnaniu do twojego bloga
OdpowiedzUsuńA ja baaaardzo sie ciesze z obecnosci jeremyego!!!!!
OdpowiedzUsuń