Co prawda krótki, ale taki musi być. Piszę juz kolejny, który wstawie za max. kilka godzin. Miłego czytania!
- Wasza Anne Cullen
Rozdział 27
(Z punktu widzenia Anne)
Wysiadłam. Chociaż wiedziałam, że bez tych spojrzeń się nie obędzie już po mojej wizycie w sklepie, i tak było to co najmniej dziwne.
Zauważyłam tę rodzinę poznaną we Włoszech, Cullenowie. Śmiało ruszyłam przed siebie w ich stronę. Niska dziewczyna, Alice, miała nieobecny wzrok. Spoglądała w przyszłość. Ciekawy dar, może kiedyś też spróbuję zerknąć co może się stać?
Postanowiłam sobie w nocy, że będę silna, i nie zaczne od razu na nich naskakiwać z pytaniami. Myślę ze takie „ O co w tym wszystkim chodzi?!” mogłoby ich nie tyle zdziwić, co skłonić do niemówienia, właśnie. A tego nie chciałam. Mogą przecież wcale nie być chętni do mówienia mi czegokolwiek. Owszem, we Włoszech byli mili, nawet więcej niż mili (taki Edward np.), ale czy coś mi powiedzieli? Nic. Tak więc jedyną osoba której mogę ufać jest Demetri. Mam nadzieję, że wkrótce do mnie dołączy.
Dziewczyna już się otrząsnęła. Cała sobą próbowałam nie zapytać się co widziała. Naprawdę. I kiedy już miałam pogrążyć swoje dobre zachowanie, i zapytać, uratowała mnie odzywając się pierwsza.
- Witamy waszą.. – Bez przesady.
- Anne, po prostu Anne. – Nie mogłam pozwolić, żeby nawet ludzie których znam, tak do mnie mówili.
- Więc, cześć Anne. – Tak lepiej.
- Witajcie, miło mi zobaczyć w tym obcym towarzystwie kogoś znajomego. To bardzo podnoszące na duchu. – Chociaż zwracałam się w sumie do nich wszystkich, to czułam że mówie tylko do Edwarda.
Stop! Tak być nie może. Wyjechali bez słowa, nic mi nie wyjaśnili, i prawdopodobnie kłamali we wszystkim. Nie mogę wiec teraz nagle zapomnieć po co ty przyjechałam i zacząć robić maślane oczy do ich brata.
Ale kiedy powiedział tak po cichu tym swoim słodkim głosem „ Witaj Anne”, czułam, że znów wpadłam po uszy.
Zauważyłam, że jak tylko dołączyłam do wampirze rodziny, wszystkie te natrętne oczy starały się rzucać w moją stronę jak najmniej spojrzeń. Pocieszające.
-Nie macie tu chyba najlepszej opinii. – Szłam właśnie z Rosaline na moja pierwszą lekcję. „ Fiz sala nr 16” głosił napis na moim planie. Jak miała mi taka wskazówka pomóc w znalezieniu klasy nie wiem, na szczęście Rose najwyraźniej wiedziała. Prowadziła mnie żwawym krokiem nie spoglądając nawet na mapkę w ręce. Uśmiechneła się pogodnie.
-Widzisz, już na początku musieliśmy odizolować się od ludzi. Wszelkie przyjaźnie mogłyby nas jedynie bardziej narazić. Zresztą ludzie i tak instynktownie wyczuli że jesteśmy inni. – Pomimo tego iż uśmiech ciągle rozświetlał jej twarz, zrobiło mi się jej żal.
- To smutne, że jesteście tutaj sami. – Powiedziałam to wprawdzie tylko do siebie, ale Rose jako wampir i tak usłyszała.
- Nie czujemy się osamotnieni. Mamy siebie, wampirzych znajomych.. i Ciebie. – Usmiechnełam się mimowolnie. Nie sprawiała wrażenia złej osoby, która mogłaby mnie w jakiś sposób oszukiwać. Nie miałaby tak szczerego wyrazu twarzy i jasnych myśli. Tak, grzebałam w jej głowie. Ale tylko dlatego, że jej zachowanie w stosunku do mnie nie odpowiadało temu, o co ją i jej rodzinę oskarżałam. Wszystkie moje przypuszczenia wydawały się być absurdalne, a to tworzyło nieciekawą kombinacje z moimi celami. Po raz pierwszy od wyjazdu z Włoch przeszło mi przez myśl, że mogą nic nie wiedzieć, i nie są w stanie mi pomóc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz