No nareszcie. Ten długo oczekiwany rozdział. Jest standardowej długości. Wiem, że prosiliście o to aby były już takie długie jak ten poprzedni, ale mam swoje plany i staram się ich trzymać. W tym niewiele się dzieje, ale nie może być inaczej. Za to w kolejnym..... :P :P
Miłego czytania!!!!
...............................................................................
Natychmiast znalazłam się w gabinecie ojca. Stał i uśmiechał się do mnie promiennie.
- Wzywałeś mnie? – Wyczuwałam w jego emocjach podejrzany lęk. Czyżby nawet Aro się mnie boi? Myśli że coś mu zrobię?
- Tak właściwie to tak. Widzisz chciałem ci coś powiedzieć. Jest sprawa … - Nie zdąrzył dokończyć bo do sali wszedł Demetri.
- Hej Ann! – Krzykną i obejmując mnie w pasie podniósł do góry.
- Aż tak SIĘ ZA MNĄ STĘSKNIŁEŚ? – Wydyszałam przez jego kamienny uścisk.
- Pewnie. W końcu nie widzieliśmy się parę miesięcy. – Ja szczerze też za nim tęskniłam. Był jak kochany braciszek. – To jak, wracasz jeszcze na tę imprezę? Wiesz, ten cały Edward tam czeka..
- Daj sobie spokój! – Odpysknęłam.
- Widziałem jak na niego patrzysz. Zresztą on na ciebie też. – Cieszyło mnie że nie tylko mi jego spojrzenie wydawało się mieć w sobie jakieś uczucie.
- To jak?
- Już idę! – I „teleportowałam się z powrotem do sali. Wszyscy świetnie się bawili. Widziałam jednak Edwarda, który z nikim się nie bawił. Jego uczucia były dziwne. Jakby czekał na kogoś z utęsknieniem.
- Witaj.- Uśmiechnęłam się do niego. Nie wiem czemu, ale przy nim mój smutek towarzyszący mi przez ostatnie miesiące znikał. Rozmawialiśmy jeszcze przez dłuższy czas.
- Mogę ci coś pokazać? – Widziałam to jego pytające spojrzenie. Ale i tak się zgodził. Teleportowałam nas w miejsce gdzie uwielbiałam spędzać czas samotnie.
(z punktu widzenia Edwarda)
Poczułem jak delikatnie chwyta moją dłoń i przenosimy się gdzieś. Tylko tyle byłem w stanie zarejestrować.
- Jesteśmy. Lubię spędzać tu czas.
Usłyszałem ten anielski głos. Zdecydowanie była NAJPIĘKNIEJSZĄ istotą na świecie, blask księżyca dodawał jej urody. Staliśmy na jakimś wysokim dachu. W tedy poczułem niesamowity zapach. Tak kuszący, czułem jakby mnie do siebie przywoływał. Zacząłem go wyszukiwać. Kompletnie zawrócił mi w głowie. Anne najwyraźniej zauważyła zmianę w moim zachowaniu.
- Och.. – wyrwało jej się. Nie wiedziałem o co jej może chodzić. – Wybacz.- W sekundzie zapach znikł. To było straszne dziwne.
- Nie rozumiem.- Przyznałem z zdezorientowaną miną.
- Zapach. Zapomniałam go zablokować przenosząc się. – Nadal nic Ne rozumiałem. To takie frustrujące nie móc wyczytać sobie odpowiedzi z czyjejś głowy.
- No tak. Przecież ty nic nie wiesz. Widzisz ten słodkawy zapach który poczułeś to.. zapach.. mojej krwi. – Krwi?! Ona sobie ze mnie żartowała?
- Nie jesteś wampirem? – Nie docierało to do mnie. Poza tym, przecież teraz nie słyszę jej serca. No tak, zdolności.
- Oczywiście, że jestem. Tylko takim trochę innym.
- Idealnym- wtrąciłem. Zaśmiała się melodyjnie.
- Tak można by tak powiedzieć. Pomimo moich licznych talentów, ja w przeciwieństwie do innych wampirów żyję. W dosłownym tego słowa znaczeniu.
- Jesteś piękna, mam wrażenie jakbym już cię znał.- Teraz pewnie uzna że jestem walnięty.
Zaśmiała się jedynie po raz kolejny.
- Też mam takie wrażenie. – zbliżyłem się do niej. Dotknąłem jej policzka opuszkami palców. Były jeszcze gładsze od skóry na dłoni co wydawało się niemożliwe.
- Chyba muszę już iść.- Powiedziała. Posmutniałem i opuściłem dłoń z jej twarzy. – Mam nadzieję że jeszcze się zobaczymy.- Dodała i rozpłynęła się. Rozmyślałem tak, tylko o niej. A więc była od nas dużo bardziej delikatna. Niemożliwie piękna i utalentowana. A do tego posiadała najcudowniejszy zapach krwi jaki kiedykolwiek udało mi się poczuć.
( Z punktu widzenia Anne)
Przeniosłam się do siebie. Spojrzałam przez balkon na pokryty ciemnością gród. Zamyśliłam się tak przez chwilę. Boże! Jak on to robił?! Czułam się jak zahipnotyzowana. Nagle mnie olśniło. W zawrotnym tempie znalazłam się z powrotem przy Edwardzie.
- Już myślałem, że sam będę sobie musiał poradzić z drogą powrotną.- Powiedział to z wspaniałym uśmiechem na twarzy. No tak. Zostawiłam go tu. Rzeczywiście wytrącił mnie z równowagi.
- Przepraszam cię. Nigdy z nikim nie podróżuję …- Przerwał mi.
- Nie ma sprawy. Nic się nie stało. – Znów dotknął mojej twarzy. Przejeżdżał po niej delikatnie opuszkami palców podziwiając jej gładkość. Poczułam że zaraz mogę stracić nad sobą samokontrolę. A co ważniejsze, że on może ją stracić.
- Chodźmy już. – Powiedziałam.
- Poczekaj. – Zatrzymał mnie.- Zobaczymy się jeszcze? – zapytał.
- Oczywiście.- Uśmiech powrócił na jego twarz. Przenieśliśmy się pod wejście do mojej komnaty.
- Żegnaj księżniczko. – Powiedział. I znikł .
- Do zobaczenia.. – wyszeptałam. Był niesamowity! Poszłam do siebie i całą noc rozmyślałam o ty co się stało. Przecież on mnie prawie pocałował!
.................................................................................
I jak wrażenia? Mam małe pytanie: Czy chcielibyście abym dokładnie opisywała każdy pocałunek itp. Anne z Edwardem, czy mam podawać tylko krotka informacje typu pocaowal mnie ? Czekam na propozycje w komentarzach :)). Propos, im więcej ciekawych opinii w komentarzach, tym większa moja motywacja i szybsze pojawienie Sie rozdziału. Acha, przykro mi ale nie zdołam was poinformować o tym rozdziale.
niedziela, 31 maja 2009
czwartek, 21 maja 2009
(20) Spotkanie
To najdłuższy rozdział w historii mojego bloga. Liczy sobie aż 5s A4 w Wordzie. Miłego czytania!
...................................................................
(Anne)
Już grudzień się kończy. Kto by pomyślał że ten czas tak szybko leci. Ale dla mnie już zawsze będzie w pewnym sensie stał. Wieczna siedemnastolatka. Według Jane moje zachowanie jest już wręcz nie do zniesienia. No cóż zamykam się na całe dnie w komnacie i z nikim nie rozmawiam. Chyba rzeczywiście jestem załamana. A mój humor przerzuca się na innych. W końcu jestem ich „aniołem”.
- Anne, Aro cię prosi do siebie. Przekazać że nie przyjdziesz? – Nic dziwnego że przyszło jej to do głowy. W końcu ostatnio coraz częściej tak odpowiadałam.
- Nie już idę. – Zeszłam do komnaty głównej. Czekał tam już na mnie.
- Nancy? – Takiego zdrobnienia zawsze do mnie używa.- Mam do ciebie pytanie.
- Tak Aro? – Dziwne że nie pytał się mnie wprost.
- Widzisz robię dziś wieczorem taki mały zjazd i…
- I chciałbyś abym się na nim pojawiła ?
- Tak. Tak właściwie to tak. – Trochę rozbawiło mnie jego zachowanie. Czyżbym była ostatnio aż tak zrzędliwa że nawet on bał się chociażby zaproponować mi jakąkolwiek rozrywkę?
- Oczywiście przyjdę. – Zauważyłam ulgę w jego spojrzeniu.
- To dobrze. Cóż to by była za strata dla gości nie móc cię ujrzeć. – Tak jasne. Jest co oglądać. Zdesperowany wampir. Z sztucznym uśmiechem na twarzy udałam się do komnaty.
- Humorek nie dopisuje? – W ciągu ostatniego miesiąca Jane zrobiła się bardziej otwarta.- Nie cieszysz się na ten zjazd? Tyle wampirów w jednym miejscu. Aro podobno zaprasza tylko tych wyjątkowych znajomych.. – No się dziewczyna rozmarzyła.
- Niech zgadnę, Alec wraca? Stąd ten humor? – Alec wyjechał trzy miesiące temu razem z Demetrim ( Tego drugie traktowałam trochę jak starszego brata). Jane była z nim bardzo związana.
- Ej ja nie o tym. No dobra przyjeżdża, ale mi chodziło o resztę wampirów których większość przyjeżdża tylko po to aby poznać „wampirzycę idealną”. – Tak rzeczywiście super.
- No to mnie zachęciłaś. Rzeczywiście.
- A co w tym złego? – I ona się jeszcze pyta!
- To że miałam zamiar przesiedzieć ten wieczór w zacisznym koncie. – A zwłaszcza dlatego, że nie mam się z czego cieszyć.
- Nic z tego! Z twoją urodą musisz w przepięknej sukni przez całą imprezę tańczyć z zakochanymi w tobie po uszy wampirami. – No i jeszcze czego!
- Nie ma mowy! Nie zmusisz mnie. – Widząc że blednie jej mina zauważyłam że popełniłam błąd. No super, jeszcze tego mi brakowało żeby znowu zaczęła się mnie bać! – Żartowałam! Pokaż mi tę kreację. W końcu mamy czas ‘tylko’ do wieczora. No i zaczęło się. Przebieranie. Bo ta suknia mi nie pasuje do oczu, a ta ma nieodpowiedni krój. No w końcu makijaż mogłam sobie odpuścić. Po godzinach szykowania byłam już gotowa. Jane wraz z Heidi wybrały ten strój i tę fryzurę (oczywiście nie obyło się bez korony) :
Oczywiście nie próbowałam protestować. Ich reakcja mogłaby być podobna do tej Jane z rana. Słyszałam jak powoli wampiry zaczynają zjeżdżać się do pałacu. „ Niedługo wszystko się wyjaśni, poznasz przeszłość i przyszłość księżniczko słońca, księżyca i gwiazd”
- Mówiłaś coś Jane?
- Nie. Czemu pytasz? - Nie? Boże ja chyba wariuję!
-Nie, tak bez powodu, musiało mi się coś przesłyszeć. Chodźmy już.
- Tak, Aro z Haidi czekają na ciebie przy wejściu do głównej wieży. – No tak.
- Tak. – I zeszłyśmy do głównej wieży.
- Nancy, ja z Haidi wejdziemy i przywitamy gości, później zawołam ciebie. Dobrze? – Aro.
- Jasne. – Odpowiedziałam tylko. Słyszałam jak wchodzą, Aro uroczyście otworzył zjazd ( tak właściwie to bal). Przywitał wszystkich.
- Towarzyszyć mi będzie moja niezwykłą córka Anne Masen. – O, i czas na mnie. Powoli wchodziłam na salę. Czułam wzrok wszystkich gości skierowany na mnie. Wmawiałam sobie że to nie przez to jak wyglądam, tylko dlatego, że idę środkiem sali po białym dywaniku w stronę dwóch foteli na środku sali. Nie rozglądałam się. Szłam a raczej płynęłam rytmiczne wzdłuż sali docierając w końcu do Ara. Podał mi rękę i wreszcie mogłam odwrócić się tak żeby widzieć gości. Oczywiście nie myliłam się wzrok wszystkich skierowany był na mnie.
podeszła do nas grupka wampirów.
- Witaj Aro. Tak długo się nie widzieliśmy. – No tak. „starzy znajomi”.
- Witaj Carlise, Jak miło cię znowu widzieć! – Carlise? Nigdy o nim nie wspominał.
- Nam również jest miło. Och Edward jesteś – I wtedy go zobaczyłam. Boże jaki on był piękny! Po prostu idealny! – Aro, to moja żona, Eseme – Kobieta w wieku trzydziestu lat podeszła do nas. Wyglądała bardzo przyjaźnie. – Moje córki Alice i Rosaline – Dwie przeciwności. Pierwsza wyglądała bardzo ‘chochlikowato’ druga zaś była urodziwa. – I synowie Emment, Jasper i Edward – Bracia tego idealnego nie mogli się dla mnie z nim równać. Emment był umięśniony, Jasper miał liczne blizny widoczne na twarzy i dłoniach.
- Bardzo mi miło. Jestem Aro a to jest moja córka Anne. – Aro przedstawił mnie.
- Bardzo mi miło. – Uśmiechnęłam się słodko powtarzając słowa Ara.
- Wiesz Carlise, myślę że znajdziesz z Anne wspólny język. Widzisz ona też preferuje ten „wegetarianizm”.
- Bardzo się cieszę. – Jaki wegetarianizm? Spojrzałam pytająco na Ara.
- Och wybacz Anne. Chodziło mi o to że nie pijesz ludzkiej krwi.
- Ach to. Dla mnie to normalne. Nie potrafiła bym zabijać tych ludzi. – Mówiłam całkiem otwarcie.
- Musisz mieć niesamowitą samokontrolę skoro udaje ci się opanowywać chęć mordu. – Mordu? Przecież mi nawet raz przez głowę nie przeszła chęć zabicia jakiegokolwiek człowieka!
- Myli się pan. Wcale nie muszę opanowywać żądzy mordu.
- Nie rozumiem. – Wydawał się być zbity z tropu. Zauważyłam że cała jego rodzina przyglądała się i przysłuchiwała naszej rozmowie ze zdziwieniem.
- Anne jest chyba zbyt dobra aby móc skrzywdzić człowieka. Ona wręcz gardzi naszym sposobem odżywiania się. – Tak, tutaj Aro miał rację. – To trochę jak ty.
- Tak zgadza się. Muszę przyznać iż jesteś niesamowita. – No i się zaczęło.
- An jest nadzwyczajna pod każdym względem przyjacielu. Jej zdolności zadziwiają nas wszystkich. – Aro zaczął swoją regułkę. Teraz przedstawiał mu moje umiejętności i tak dalej…
- Przepraszam na moment, pójdę się czegoś napić. – Nie miałam ochoty wysłuchiwać jak to Aro się mną chwali. Poszłam w kierunku napojów.
- Pozwolisz? – No tak, Feliks. Jeden z podwładnych Ara. Czy ten wampir nigdy nie zrozumie że mi się nie podoba?
- Umm, Oczywiście. – I zaczełam z nim tańczyć. Wirowaliśmy po parkiecie. Feliks był okropny. Cały czas wpatrywał się we mnie jak w jakiś ósmy cud świata! Naszczęście utwór dobiegał już końca.
- Cudownie było móc z tobą zatańczyć, pani. – Bla, bla, bla…Koleś ma chyba obsesję!
- Tak. Teraz przepraszam. – Może i nie byłam zbyt miła, ale gościu był już zbyt nachalny. Poszłam w kierunku napoi .
- Nie przepadasz za nim? – Odwróciłam się i… i moim oczom ukazał się Edward!
- Witaj, Edwardzie. Nie, nie za bardzo. Jest zbyt natrętny. – Zaśmiał się tylko melodyjnie.
- Czy jeśli i ja poproszę cię do tańca, również uznasz mnie za natrętnego? – Poprosił mnie do tańca! Naprawdę poprosił! No tak, ale taki wampir na pewno ma już dziewczynę, albo nawet żonę!
- To zależy od ciebie. Niemniej jednak uważam że twoja dzisiejsza towarzyszka może nie być tym tańcem zadowolona. – Przy mnie nie jedna wampirzyca nabawiła się kompleksów! Znów się zaśmiał takim melodyjnym śmiechem!
- Nie mam partnerki na dziś wieczór, pani. – To chyba mój szczęśliwy dzień! No ale tą panią mógłby sobie darować.
- Mów mi Anne. – To dużo lepiej. Pani to mówi do mnie służba i Feliks. Brr…. natrętny Feliks się zbliża!
- An, tutaj jesteś. Zatańczymy? – O ho! I się zaczęło.
- Może innym razem Feliksie, ktoś już cię uprzedził. – Popatrzyłam znacząco na Edwarda. Chyba zrozumiał o co mi chodzi. Podał mi rękę i weszliśmy na parkiet. Popłynęły pierwsze nuty piosenki. Po chwili dołączył do nich mój głos. . Wirowaliśmy w rytmie utworu. Po raz pierwszy odkąd pamiętam czułam się szczęśliwa.
(Edward)
Minął kolejny miesiąc. Grudzień dobiega końca. A ja siedzę sobie w szkolnej ławce i mam już dość tego mojego pseudo życia. Dzwonek. Koniec lekcji. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu. Dzień jak co dzień nudny i szary.
- Dzieci, musimy porozmawiać. „Ty też Edwardzie”. – Carlise zwołuje naradę? Wszyscy weszliśmy do jadalni. Jedynym jej zastosowaniem były właśnie takie narady. W końcu cała rodzina żywiła się poza domem.
- Widzicie zostaliśmy zaproszeni do Volterry na taki zjazd wampirów. Całość odbywa się jutro w zamku w Volterze. – Volturi?
- Czyli mamy wyszykować się na bankiet w zaledwie jeden dzień?! – Alice oczywiście w pośpiechu układała sobie w głowie kreację dla całej rodziny.
- A co Alice, nie wyrobisz się? – Emment zaśmiał się donośnie.
- To nie jest śmieszne Em! – Popatrzyłem na Carlisa błagająco. „Niestety Edwardzie, będziemy się tam musieli stawić w pełnym składzie”
- Na bankiecie pojawi się także przybrana córka Ara. „ Słyszałem że jest niesamowicie utalentowana”.
- Ładna? – Rose dała Emmentowi sójkę w bok.
- A co ci do teko? – syknęła. Carlise zaśmiał się.
- Podobno najpiękniejsza istota na świecie. – Carlise.
- No to warto przyjść. – Emment znów oberwał.
- Jeszcze jedno słowo i noce spędzasz na kanapie Em! – Rose.
- Skarbie nie obrażaj się. Ja tak tylko. – I teraz będzie ją przepraszał. Alice pognała dobierać stroje. Do rana siedziała nad samym wyborem! Kiedy skończyła rzuciła nam garnitury i poszła do Rose. Po piętnastu minutach stały już ubrane na dole.
- To możemy już ruszać. – I pojechaliśmy na lotnisko. Podróż do Volterry zajęła nam czas do piątej. Wszystko tak jakoś zleciało.
- To Volterra moi drodzy. – Carlise poprowadził nas do środka.
- Witaj Carlise, zaprowadzę was.
- Witaj Marku, długo się nie widzieliśmy.
- Masz rację, jakieś sto lat. – No świetnie. Ale przynajmniej ja nie muszę się udzielać. Weszliśmy do ogromnej komnaty w jednej z wierz. W środku była już spora grupka wampirów. Nawet nie zwrócili na nas uwagi. Wszystkich myśli pałętały się wokół tej całej córki Ara.
- Witam wszystkich na naszym zjeździe. Towarzyszyć mi będzie moja niezwykła córka Anne Masen. – I wtedy ją zobaczyłem. Miała na sobie piękną czerwoną suknię. Jej włosy delikatnie spięte na górze opadały na plecy. Miała wręcz anielską twarz. Płynęła uśmiechnięta w stronę Ara. Carlise nie żartował mówiąc że to najpiękniejsza istota na świecie. Kiedy tak się w nią wpatrywałem nie zauważyłem nawet jak Carlise z rodziną podchodzą do nich. Wymienili już uprzejmości. Jej głos był niewyobrażalnie piękny! Podszedłem do nich.
- Nam również jest miło. Och Edward jesteś. – Zauważyłem że spogląda w moją stronę. Nasze oczy się spotkały. Jej złote tęczówki były takie piękne! Zaraz, zaraz złote? Nie piła krwi ludzkiej? Słyszałem jak Carlise przedstawia nas. Kiedy wymówił moje imię ucałowałem tylko delikatnie jej dłoń. Była gładka jak jedwab. Nie była jeszcze delikatniejsza. Takiej skóry nie ma żaden wampir!
-Bardzo mi miło. Jestem Aro a to jest moja córka Anne. – Aro przedstawił się.
- Bardzo mi miło. –Ach i ten jej głos! I uśmiech.
- Wiesz Carlise, myślę że znajdziesz z Anne wspólny język. Widzisz ona też preferuje ten „wegetarianizm”. – Czyli jednak miałem rację. Nie zabijała ludzi. Dziwne tylko dlaczego Aro jej nie przekonał do swojej diety.
- Bardzo się cieszę. – „ Pierwszy wampir, który sam tak jak ja przeszedł na inną dietę. Ciekawe co nią kierowało? Sam chciałem to wiedzieć. Spróbowałem zajrzeć w jej umysł. Nic, zupełna pustka! Widziałem jak wymienia z Arem zdezorientowane spojrzenia.
- Och wybacz Anne. Chodziło mi o to że nie pijesz ludzkiej krwi.- Rzeczywiście mogła nie spotkać się z tym określeniem.
- Ach to. Dla mnie to normalne. Nie potrafiła bym zabijać tych ludzi.- No tak. Ja potrafiłem. Ona jest taka dobra.. Po prostu idealna!
- Musisz mieć niesamowitą samokontrolę skoro udaje ci się opanowywać chęć mordu. – „ Ja miałem z tym niemały problem”.
- Myli się pan. Wcale nie muszę opanowywać żądzy mordu. – Że co? „ Nie?”
- Nie rozumiem. – Carlise mówił to co myślał. Ja tak jak i reszta rodziny wpatrywaliśmy się w nią z osłupieniem. Wejrzałem w umysł Ara. Już udzielał nam odpowiedzi.
- Anne jest chyba zbyt dobra aby móc skrzywdzić człowieka. Ona wręcz gardzi naszym sposobem odżywiania się. To trochę jak ty. – Tak, zgadza się. Carlise nie nawiedzi jego metod.
- Tak zgadza się. Muszę przyznać iż jesteś niesamowita.- Tutaj się z nim zgodzę.
- Przepraszam na moment, pójdę się czegoś napić. – Widziałem jak znika mi z oczu w tłumie.
- Zapewne zauważyłeś Edwardzie iż nie można jej zajrzeć do głowy? – Aro zadał mi pytanie retoryczne. Pokiwałem głową twierdząco. – Przede mną też się blokuje. Mówi że to jej głowa i tylko ona ma tam prawo wstępu. Jest niesamowita, potrafi po prostu wszystko. – Rzeczywiście istota idealna. –Tylko jest bardzo delikatna jak na wampira. Ale te jej zdolności są niesamowite.- Tak, nic dziwnego że ma ją za swoją córkę. Jego cała armia przy niej to pryszcz. Zauważyłem jak tańczy z jakimś wampirem. Jego myśli nie były zrozumiałe. Ciągle się w nich nią zachwycał. Ale ona chyba się tak nie cieszyła. Spodobało mi się to. Odeszła pod pretekstem pragnienia od niego. Ne mogłem się powstrzymać.
- Nie przepadasz za nim?- To pytanie mnie nurtowało najbardziej.
- Witaj, Edwardzie. Nie, nie za bardzo. Jest zbyt natrętny. – No cóż, ja chyba też byłem.Ale to i tak mnie rozśmieszyło.
- Czy jeśli i ja poproszę cię do tańca, również uznasz mnie za natrętnego? – Pewnie tak. Odpowiedziałem sobie w myślach
- To zależy od ciebie. Niemniej jednak uważam że twoja dzisiejsza towarzyszka może nie być tym tańcem zadowolona. – Towarzyszka? Przecież ja jestem sam!
- Nie mam partnerki na dziś wieczór, pani. – Poza tym powinna już zauważyć że każdy wampir bez względu na to czy kogoś ma czy nie chciałby z nią zatańczyć.
- Mów mi Anne. – Anne? Zaraz, przecież to jej imię! No tak, chyba naprawdę nie kontaktuję. Podszedł do nas ten jej partner do tańca. W głowie miał tylko ją.
- Ann, tutaj jesteś. Zatańczymy?
- Może innym razem Feliksie, ktoś już cię uprzedził. – Spojrzała na mnie znacząco. Czyli naprawdę nie lubiła gościa. Podałem jej rękę i wyszliśmy na parkiet. Popłynęły pierwsze nuty piosenki. Po chwili zaczęła śpiewać. jej głos był piękny. Wszystkie te moje smutki, to uczucie pustki zniknęło. Byłem niewyobrażalnie szczęśliwy mogąc tak prowadzić ją po parkiecie. Utwór się skończył a ona ciągle koło mnie stała. Nie uciekła jak wtedy od Feliksa. Słyszałem myśli mojego rodzeństwa. Rose i Alice oczywiście od razu chciały porozmawiać z Ann. Ja jednak nie zamierzałem ( oczywiście jeśli tylko się zgodzi) odstępować jej dziś wieczór na krok.
- Anne, Demetri wrócił! – Demetri?
- Och wybacz Edwardzie, to jest Jane. Jane to Edward.
- Miło mi. – Odpowiedziałem.
- Mi również. O! Idzie tutaj! – Ku nam szedł dość umięśniony ( ale i tak mniej od Emmnta) wampir.
- Hej mała, i jak w końcu jakiemuś wampirowi udało się cię poderwać?- Demetri.
- Tylko to cię ciekawi? I w cale nie jestem mała! – podobało mi się to. Nie wyglądał na jej chłopaka. Bardziej zachowywał się jak brat. Myślał też bardziej jak brat. Chyba cieszyła się z jego powrotu. Po chwili jednak odszedł i zostawił nas samych. Tak, na pewno traktował ją raczej jak siostrę. Wtedy stała się jakby nieobecna.
- Aro chce ze mną porozmawiać. – Że co?
- Skąd wiesz?
- Telepatia. – I już jej nie było. Zupełnie jakby się tam teleportowała. Te jej zdolności. Jest ideałem. A ja się w niej zakochałem. W córce rodziny królewskiej. W aniele.
.......................................................................
Kontynuacja niedługo a w międzyczasie czekam na komentarze.:)))
...................................................................
(Anne)
Już grudzień się kończy. Kto by pomyślał że ten czas tak szybko leci. Ale dla mnie już zawsze będzie w pewnym sensie stał. Wieczna siedemnastolatka. Według Jane moje zachowanie jest już wręcz nie do zniesienia. No cóż zamykam się na całe dnie w komnacie i z nikim nie rozmawiam. Chyba rzeczywiście jestem załamana. A mój humor przerzuca się na innych. W końcu jestem ich „aniołem”.
- Anne, Aro cię prosi do siebie. Przekazać że nie przyjdziesz? – Nic dziwnego że przyszło jej to do głowy. W końcu ostatnio coraz częściej tak odpowiadałam.
- Nie już idę. – Zeszłam do komnaty głównej. Czekał tam już na mnie.
- Nancy? – Takiego zdrobnienia zawsze do mnie używa.- Mam do ciebie pytanie.
- Tak Aro? – Dziwne że nie pytał się mnie wprost.
- Widzisz robię dziś wieczorem taki mały zjazd i…
- I chciałbyś abym się na nim pojawiła ?
- Tak. Tak właściwie to tak. – Trochę rozbawiło mnie jego zachowanie. Czyżbym była ostatnio aż tak zrzędliwa że nawet on bał się chociażby zaproponować mi jakąkolwiek rozrywkę?
- Oczywiście przyjdę. – Zauważyłam ulgę w jego spojrzeniu.
- To dobrze. Cóż to by była za strata dla gości nie móc cię ujrzeć. – Tak jasne. Jest co oglądać. Zdesperowany wampir. Z sztucznym uśmiechem na twarzy udałam się do komnaty.
- Humorek nie dopisuje? – W ciągu ostatniego miesiąca Jane zrobiła się bardziej otwarta.- Nie cieszysz się na ten zjazd? Tyle wampirów w jednym miejscu. Aro podobno zaprasza tylko tych wyjątkowych znajomych.. – No się dziewczyna rozmarzyła.
- Niech zgadnę, Alec wraca? Stąd ten humor? – Alec wyjechał trzy miesiące temu razem z Demetrim ( Tego drugie traktowałam trochę jak starszego brata). Jane była z nim bardzo związana.
- Ej ja nie o tym. No dobra przyjeżdża, ale mi chodziło o resztę wampirów których większość przyjeżdża tylko po to aby poznać „wampirzycę idealną”. – Tak rzeczywiście super.
- No to mnie zachęciłaś. Rzeczywiście.
- A co w tym złego? – I ona się jeszcze pyta!
- To że miałam zamiar przesiedzieć ten wieczór w zacisznym koncie. – A zwłaszcza dlatego, że nie mam się z czego cieszyć.
- Nic z tego! Z twoją urodą musisz w przepięknej sukni przez całą imprezę tańczyć z zakochanymi w tobie po uszy wampirami. – No i jeszcze czego!
- Nie ma mowy! Nie zmusisz mnie. – Widząc że blednie jej mina zauważyłam że popełniłam błąd. No super, jeszcze tego mi brakowało żeby znowu zaczęła się mnie bać! – Żartowałam! Pokaż mi tę kreację. W końcu mamy czas ‘tylko’ do wieczora. No i zaczęło się. Przebieranie. Bo ta suknia mi nie pasuje do oczu, a ta ma nieodpowiedni krój. No w końcu makijaż mogłam sobie odpuścić. Po godzinach szykowania byłam już gotowa. Jane wraz z Heidi wybrały ten strój i tę fryzurę (oczywiście nie obyło się bez korony) :
Oczywiście nie próbowałam protestować. Ich reakcja mogłaby być podobna do tej Jane z rana. Słyszałam jak powoli wampiry zaczynają zjeżdżać się do pałacu. „ Niedługo wszystko się wyjaśni, poznasz przeszłość i przyszłość księżniczko słońca, księżyca i gwiazd”
- Mówiłaś coś Jane?
- Nie. Czemu pytasz? - Nie? Boże ja chyba wariuję!
-Nie, tak bez powodu, musiało mi się coś przesłyszeć. Chodźmy już.
- Tak, Aro z Haidi czekają na ciebie przy wejściu do głównej wieży. – No tak.
- Tak. – I zeszłyśmy do głównej wieży.
- Nancy, ja z Haidi wejdziemy i przywitamy gości, później zawołam ciebie. Dobrze? – Aro.
- Jasne. – Odpowiedziałam tylko. Słyszałam jak wchodzą, Aro uroczyście otworzył zjazd ( tak właściwie to bal). Przywitał wszystkich.
- Towarzyszyć mi będzie moja niezwykłą córka Anne Masen. – O, i czas na mnie. Powoli wchodziłam na salę. Czułam wzrok wszystkich gości skierowany na mnie. Wmawiałam sobie że to nie przez to jak wyglądam, tylko dlatego, że idę środkiem sali po białym dywaniku w stronę dwóch foteli na środku sali. Nie rozglądałam się. Szłam a raczej płynęłam rytmiczne wzdłuż sali docierając w końcu do Ara. Podał mi rękę i wreszcie mogłam odwrócić się tak żeby widzieć gości. Oczywiście nie myliłam się wzrok wszystkich skierowany był na mnie.
podeszła do nas grupka wampirów.
- Witaj Aro. Tak długo się nie widzieliśmy. – No tak. „starzy znajomi”.
- Witaj Carlise, Jak miło cię znowu widzieć! – Carlise? Nigdy o nim nie wspominał.
- Nam również jest miło. Och Edward jesteś – I wtedy go zobaczyłam. Boże jaki on był piękny! Po prostu idealny! – Aro, to moja żona, Eseme – Kobieta w wieku trzydziestu lat podeszła do nas. Wyglądała bardzo przyjaźnie. – Moje córki Alice i Rosaline – Dwie przeciwności. Pierwsza wyglądała bardzo ‘chochlikowato’ druga zaś była urodziwa. – I synowie Emment, Jasper i Edward – Bracia tego idealnego nie mogli się dla mnie z nim równać. Emment był umięśniony, Jasper miał liczne blizny widoczne na twarzy i dłoniach.
- Bardzo mi miło. Jestem Aro a to jest moja córka Anne. – Aro przedstawił mnie.
- Bardzo mi miło. – Uśmiechnęłam się słodko powtarzając słowa Ara.
- Wiesz Carlise, myślę że znajdziesz z Anne wspólny język. Widzisz ona też preferuje ten „wegetarianizm”.
- Bardzo się cieszę. – Jaki wegetarianizm? Spojrzałam pytająco na Ara.
- Och wybacz Anne. Chodziło mi o to że nie pijesz ludzkiej krwi.
- Ach to. Dla mnie to normalne. Nie potrafiła bym zabijać tych ludzi. – Mówiłam całkiem otwarcie.
- Musisz mieć niesamowitą samokontrolę skoro udaje ci się opanowywać chęć mordu. – Mordu? Przecież mi nawet raz przez głowę nie przeszła chęć zabicia jakiegokolwiek człowieka!
- Myli się pan. Wcale nie muszę opanowywać żądzy mordu.
- Nie rozumiem. – Wydawał się być zbity z tropu. Zauważyłam że cała jego rodzina przyglądała się i przysłuchiwała naszej rozmowie ze zdziwieniem.
- Anne jest chyba zbyt dobra aby móc skrzywdzić człowieka. Ona wręcz gardzi naszym sposobem odżywiania się. – Tak, tutaj Aro miał rację. – To trochę jak ty.
- Tak zgadza się. Muszę przyznać iż jesteś niesamowita. – No i się zaczęło.
- An jest nadzwyczajna pod każdym względem przyjacielu. Jej zdolności zadziwiają nas wszystkich. – Aro zaczął swoją regułkę. Teraz przedstawiał mu moje umiejętności i tak dalej…
- Przepraszam na moment, pójdę się czegoś napić. – Nie miałam ochoty wysłuchiwać jak to Aro się mną chwali. Poszłam w kierunku napojów.
- Pozwolisz? – No tak, Feliks. Jeden z podwładnych Ara. Czy ten wampir nigdy nie zrozumie że mi się nie podoba?
- Umm, Oczywiście. – I zaczełam z nim tańczyć. Wirowaliśmy po parkiecie. Feliks był okropny. Cały czas wpatrywał się we mnie jak w jakiś ósmy cud świata! Naszczęście utwór dobiegał już końca.
- Cudownie było móc z tobą zatańczyć, pani. – Bla, bla, bla…Koleś ma chyba obsesję!
- Tak. Teraz przepraszam. – Może i nie byłam zbyt miła, ale gościu był już zbyt nachalny. Poszłam w kierunku napoi .
- Nie przepadasz za nim? – Odwróciłam się i… i moim oczom ukazał się Edward!
- Witaj, Edwardzie. Nie, nie za bardzo. Jest zbyt natrętny. – Zaśmiał się tylko melodyjnie.
- Czy jeśli i ja poproszę cię do tańca, również uznasz mnie za natrętnego? – Poprosił mnie do tańca! Naprawdę poprosił! No tak, ale taki wampir na pewno ma już dziewczynę, albo nawet żonę!
- To zależy od ciebie. Niemniej jednak uważam że twoja dzisiejsza towarzyszka może nie być tym tańcem zadowolona. – Przy mnie nie jedna wampirzyca nabawiła się kompleksów! Znów się zaśmiał takim melodyjnym śmiechem!
- Nie mam partnerki na dziś wieczór, pani. – To chyba mój szczęśliwy dzień! No ale tą panią mógłby sobie darować.
- Mów mi Anne. – To dużo lepiej. Pani to mówi do mnie służba i Feliks. Brr…. natrętny Feliks się zbliża!
- An, tutaj jesteś. Zatańczymy? – O ho! I się zaczęło.
- Może innym razem Feliksie, ktoś już cię uprzedził. – Popatrzyłam znacząco na Edwarda. Chyba zrozumiał o co mi chodzi. Podał mi rękę i weszliśmy na parkiet. Popłynęły pierwsze nuty piosenki. Po chwili dołączył do nich mój głos.
(Edward)
Minął kolejny miesiąc. Grudzień dobiega końca. A ja siedzę sobie w szkolnej ławce i mam już dość tego mojego pseudo życia. Dzwonek. Koniec lekcji. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu. Dzień jak co dzień nudny i szary.
- Dzieci, musimy porozmawiać. „Ty też Edwardzie”. – Carlise zwołuje naradę? Wszyscy weszliśmy do jadalni. Jedynym jej zastosowaniem były właśnie takie narady. W końcu cała rodzina żywiła się poza domem.
- Widzicie zostaliśmy zaproszeni do Volterry na taki zjazd wampirów. Całość odbywa się jutro w zamku w Volterze. – Volturi?
- Czyli mamy wyszykować się na bankiet w zaledwie jeden dzień?! – Alice oczywiście w pośpiechu układała sobie w głowie kreację dla całej rodziny.
- A co Alice, nie wyrobisz się? – Emment zaśmiał się donośnie.
- To nie jest śmieszne Em! – Popatrzyłem na Carlisa błagająco. „Niestety Edwardzie, będziemy się tam musieli stawić w pełnym składzie”
- Na bankiecie pojawi się także przybrana córka Ara. „ Słyszałem że jest niesamowicie utalentowana”.
- Ładna? – Rose dała Emmentowi sójkę w bok.
- A co ci do teko? – syknęła. Carlise zaśmiał się.
- Podobno najpiękniejsza istota na świecie. – Carlise.
- No to warto przyjść. – Emment znów oberwał.
- Jeszcze jedno słowo i noce spędzasz na kanapie Em! – Rose.
- Skarbie nie obrażaj się. Ja tak tylko. – I teraz będzie ją przepraszał. Alice pognała dobierać stroje. Do rana siedziała nad samym wyborem! Kiedy skończyła rzuciła nam garnitury i poszła do Rose. Po piętnastu minutach stały już ubrane na dole.
- To możemy już ruszać. – I pojechaliśmy na lotnisko. Podróż do Volterry zajęła nam czas do piątej. Wszystko tak jakoś zleciało.
- To Volterra moi drodzy. – Carlise poprowadził nas do środka.
- Witaj Carlise, zaprowadzę was.
- Witaj Marku, długo się nie widzieliśmy.
- Masz rację, jakieś sto lat. – No świetnie. Ale przynajmniej ja nie muszę się udzielać. Weszliśmy do ogromnej komnaty w jednej z wierz. W środku była już spora grupka wampirów. Nawet nie zwrócili na nas uwagi. Wszystkich myśli pałętały się wokół tej całej córki Ara.
- Witam wszystkich na naszym zjeździe. Towarzyszyć mi będzie moja niezwykła córka Anne Masen. – I wtedy ją zobaczyłem. Miała na sobie piękną czerwoną suknię. Jej włosy delikatnie spięte na górze opadały na plecy. Miała wręcz anielską twarz. Płynęła uśmiechnięta w stronę Ara. Carlise nie żartował mówiąc że to najpiękniejsza istota na świecie. Kiedy tak się w nią wpatrywałem nie zauważyłem nawet jak Carlise z rodziną podchodzą do nich. Wymienili już uprzejmości. Jej głos był niewyobrażalnie piękny! Podszedłem do nich.
- Nam również jest miło. Och Edward jesteś. – Zauważyłem że spogląda w moją stronę. Nasze oczy się spotkały. Jej złote tęczówki były takie piękne! Zaraz, zaraz złote? Nie piła krwi ludzkiej? Słyszałem jak Carlise przedstawia nas. Kiedy wymówił moje imię ucałowałem tylko delikatnie jej dłoń. Była gładka jak jedwab. Nie była jeszcze delikatniejsza. Takiej skóry nie ma żaden wampir!
-Bardzo mi miło. Jestem Aro a to jest moja córka Anne. – Aro przedstawił się.
- Bardzo mi miło. –Ach i ten jej głos! I uśmiech.
- Wiesz Carlise, myślę że znajdziesz z Anne wspólny język. Widzisz ona też preferuje ten „wegetarianizm”. – Czyli jednak miałem rację. Nie zabijała ludzi. Dziwne tylko dlaczego Aro jej nie przekonał do swojej diety.
- Bardzo się cieszę. – „ Pierwszy wampir, który sam tak jak ja przeszedł na inną dietę. Ciekawe co nią kierowało? Sam chciałem to wiedzieć. Spróbowałem zajrzeć w jej umysł. Nic, zupełna pustka! Widziałem jak wymienia z Arem zdezorientowane spojrzenia.
- Och wybacz Anne. Chodziło mi o to że nie pijesz ludzkiej krwi.- Rzeczywiście mogła nie spotkać się z tym określeniem.
- Ach to. Dla mnie to normalne. Nie potrafiła bym zabijać tych ludzi.- No tak. Ja potrafiłem. Ona jest taka dobra.. Po prostu idealna!
- Musisz mieć niesamowitą samokontrolę skoro udaje ci się opanowywać chęć mordu. – „ Ja miałem z tym niemały problem”.
- Myli się pan. Wcale nie muszę opanowywać żądzy mordu. – Że co? „ Nie?”
- Nie rozumiem. – Carlise mówił to co myślał. Ja tak jak i reszta rodziny wpatrywaliśmy się w nią z osłupieniem. Wejrzałem w umysł Ara. Już udzielał nam odpowiedzi.
- Anne jest chyba zbyt dobra aby móc skrzywdzić człowieka. Ona wręcz gardzi naszym sposobem odżywiania się. To trochę jak ty. – Tak, zgadza się. Carlise nie nawiedzi jego metod.
- Tak zgadza się. Muszę przyznać iż jesteś niesamowita.- Tutaj się z nim zgodzę.
- Przepraszam na moment, pójdę się czegoś napić. – Widziałem jak znika mi z oczu w tłumie.
- Zapewne zauważyłeś Edwardzie iż nie można jej zajrzeć do głowy? – Aro zadał mi pytanie retoryczne. Pokiwałem głową twierdząco. – Przede mną też się blokuje. Mówi że to jej głowa i tylko ona ma tam prawo wstępu. Jest niesamowita, potrafi po prostu wszystko. – Rzeczywiście istota idealna. –Tylko jest bardzo delikatna jak na wampira. Ale te jej zdolności są niesamowite.- Tak, nic dziwnego że ma ją za swoją córkę. Jego cała armia przy niej to pryszcz. Zauważyłem jak tańczy z jakimś wampirem. Jego myśli nie były zrozumiałe. Ciągle się w nich nią zachwycał. Ale ona chyba się tak nie cieszyła. Spodobało mi się to. Odeszła pod pretekstem pragnienia od niego. Ne mogłem się powstrzymać.
- Nie przepadasz za nim?- To pytanie mnie nurtowało najbardziej.
- Witaj, Edwardzie. Nie, nie za bardzo. Jest zbyt natrętny. – No cóż, ja chyba też byłem.Ale to i tak mnie rozśmieszyło.
- Czy jeśli i ja poproszę cię do tańca, również uznasz mnie za natrętnego? – Pewnie tak. Odpowiedziałem sobie w myślach
- To zależy od ciebie. Niemniej jednak uważam że twoja dzisiejsza towarzyszka może nie być tym tańcem zadowolona. – Towarzyszka? Przecież ja jestem sam!
- Nie mam partnerki na dziś wieczór, pani. – Poza tym powinna już zauważyć że każdy wampir bez względu na to czy kogoś ma czy nie chciałby z nią zatańczyć.
- Mów mi Anne. – Anne? Zaraz, przecież to jej imię! No tak, chyba naprawdę nie kontaktuję. Podszedł do nas ten jej partner do tańca. W głowie miał tylko ją.
- Ann, tutaj jesteś. Zatańczymy?
- Może innym razem Feliksie, ktoś już cię uprzedził. – Spojrzała na mnie znacząco. Czyli naprawdę nie lubiła gościa. Podałem jej rękę i wyszliśmy na parkiet. Popłynęły pierwsze nuty piosenki. Po chwili zaczęła śpiewać. jej głos był piękny. Wszystkie te moje smutki, to uczucie pustki zniknęło. Byłem niewyobrażalnie szczęśliwy mogąc tak prowadzić ją po parkiecie. Utwór się skończył a ona ciągle koło mnie stała. Nie uciekła jak wtedy od Feliksa. Słyszałem myśli mojego rodzeństwa. Rose i Alice oczywiście od razu chciały porozmawiać z Ann. Ja jednak nie zamierzałem ( oczywiście jeśli tylko się zgodzi) odstępować jej dziś wieczór na krok.
- Anne, Demetri wrócił! – Demetri?
- Och wybacz Edwardzie, to jest Jane. Jane to Edward.
- Miło mi. – Odpowiedziałem.
- Mi również. O! Idzie tutaj! – Ku nam szedł dość umięśniony ( ale i tak mniej od Emmnta) wampir.
- Hej mała, i jak w końcu jakiemuś wampirowi udało się cię poderwać?- Demetri.
- Tylko to cię ciekawi? I w cale nie jestem mała! – podobało mi się to. Nie wyglądał na jej chłopaka. Bardziej zachowywał się jak brat. Myślał też bardziej jak brat. Chyba cieszyła się z jego powrotu. Po chwili jednak odszedł i zostawił nas samych. Tak, na pewno traktował ją raczej jak siostrę. Wtedy stała się jakby nieobecna.
- Aro chce ze mną porozmawiać. – Że co?
- Skąd wiesz?
- Telepatia. – I już jej nie było. Zupełnie jakby się tam teleportowała. Te jej zdolności. Jest ideałem. A ja się w niej zakochałem. W córce rodziny królewskiej. W aniele.
.......................................................................
Kontynuacja niedługo a w międzyczasie czekam na komentarze.:)))
(19) Nowe Życie
Zapraszam do czytania :))
..............................................
(Anne)
Mijały miesiące. Aro traktował mnie jak najukochańszą córkę. Teoretycznie dostawałam wszystko czego chciałam. Jednak na każde pytanie związane z moją przeszłością wszyscy odpowiadali wymijająco. A ja każdym dniem chodziłam coraz bardziej przygnębiona. I na dodatek sama nie wiedziałam co jest przyczyną tego smutku.
- Co się stało skarbie? Chodzisz jakaś taka przygnębiona i smutna.. – Sama chciałabym wiedzieć co się stało.
- Nie, nie. Wszystko w porządku. – I tak zawsze kończyła się moja rozmowa z Arem. No bo niby co miałam mu powiedzieć? A tym bardziej kiedy unikał tematu mojej przeszłości? Właśnie, unikał. To dobre słowo.
Co do mojego bycia wampirem to rzeczywiście różniłam się od innych wampirów. Pomijając już to że potrafiłam wszystko to co one ( np. kiedy Jane próbowała delikatnie użyć na mnie swojej mocy, to po prostu jej się nie udało. Co więcej wiedząc już że tak można sama potrafiłam sprawić iż ktoś zwijał się z bólu. Ale nie używałam tej mocy.) i byłam od nich delikatniejsza, to na dodatek po prostu nie piłam ludzkiej krwi. Nie wiem czemu, po porostu nie potrafiłam zabijać tych niewinnych ludzi. Zamiast tego przynoszą mi do pałacu krew zwierzęcą. Oczywiście Aro nadal usilnie przekonuje mnie do tej drugiej. Zaprzyjaźniłam się z Jane, chociaż ona traktuje mnie na każdym kroku jak swoją panią. Zresztą wszyscy mnie tu tak traktują. Kiedy zapytałam Ara dlaczego, odpowiedział mi że najzwyczajniej się mnie boją! Oczywiście staram się nie wyrażać mojego smutku przy moim ojcu, to go chyba martwi. Wampirza „służba” nazywa mnie wręcz aniołem. Oczywiście nie muszę chodzić do szkoły, po pierwsze dlatego iż Aro sądzi że to nie najlepszy pomysł ( ze względu na dużą obecność ludzi w jednym miejscu. Choć dla mnie ten powód jest absurdalny, w końcu ludzka krew w ogóle mnie nie pociąga) a po drugie dlatego że mój umysł jest w końcu najbardziej chłonnym umysłem na świecie a dzięki wampirzej pamięci wszystko czego się dowiem zostaje w mojej głowie na zawsze. Dzięki temu o wiele więcej nauczę się sama w pałacu niż w szkole.
Wracając do moich talentów, w ciągu tych siedmiu miesięcy (dokładnie tyle minęło od mojej przemiany) nauczyłam się wielu rzeczy. Tak między innymi mogę przenosić się w dowolne miejsce na świeci, wystarczy że o nim pomyślę. Albo przewiduję przyszłość. Wiem na przykład jaka będzie pogoda. ( Trochę jak taka niezawodna pogodynka) Dzięki temu wiemy kiedy reszta wampirów może spokojnie zapolować. Wszystkie wampiry świecą się w promieniach słońca, ja jednak potrafię to u siebie kontrolować. Czyli świecę się jeśli chcę.
- O czym tak myślisz panie.. to znaczy An? –Jane wyrwała mnie z zamyślenia.
- Dokładnie o wszystkim Jane. Wiesz, mam ochotę trochę popływać w ciepłej wodzie, co powiesz na Hawaje ? – Jej uśmiech był tylko potwierdzeniem. Po chwili sunęłyśmy pod wodą. Widać że miała dobry humor. Niestety nie można tego powiedzieć o mnie.
(Edward)
Mijały dni, miesiące a ja czułem się coraz bardziej podłamany. Zupełnie jakbym stracił coś naprawdę ważnego. Carlise nadal nie wie dlaczego wtedy nie kontaktowaliśmy. Niby wszystko było normalnie, nadal chodziliśmy do szkoły w Forks. Ale mi naprawdę czegoś brakowało. Alice urządziła w końcu ten wolny pokój na górze*. Zrobiła tam oczywiście swoją kolejną garderobę.
- Edward, przestań chodzić jak cień i powalcz ze mną trochę! – Jakoś nieszczególnie miałem ochotę na zabawę, no ale cóż czego się nie robi dla rodziny. Jak co dzień rano chodziliśmy do szkoły, później każdy zajmował się własnymi zainteresowaniami lub szliśmy na polowanie. Niby nic się nie zmieniło, ale czułem pustkę. Koszmarne uczucie pustki. Teoretycznie to w wolnym czasie szukałem sobie jakiegoś zajęcia, ale nic nie mogłem znaleźć. Wszystko wydawało mi się takie nijakie. Szkoła była jeszcze do zniesienia ale te samotne chwile, to takie dziwne, bo w końcu zawsze spędzałem je przecież samotnie. Ale reszta rodziny też nie zachowywała się normalnie. Alice chodziła na zakupy, ale nie wracała z nich pełna szczęścia tak jak zawsze. Rose też nie była normalna. Nie dogryzała wszystkim na okrągło. Nawet Emment nie był już taki żartobliwy. A może tylko tak mi się wydawało? Sam już nie wiem.
.............................................................................
Nie wiem czy rozdział udany, dlatego ocenę pozostawiam wam. Jak w komentarzach dobijecie dzisiaj do szesnastu to jeszcze dzi dodam nowy rozdział.
..............................................
(Anne)
Mijały miesiące. Aro traktował mnie jak najukochańszą córkę. Teoretycznie dostawałam wszystko czego chciałam. Jednak na każde pytanie związane z moją przeszłością wszyscy odpowiadali wymijająco. A ja każdym dniem chodziłam coraz bardziej przygnębiona. I na dodatek sama nie wiedziałam co jest przyczyną tego smutku.
- Co się stało skarbie? Chodzisz jakaś taka przygnębiona i smutna.. – Sama chciałabym wiedzieć co się stało.
- Nie, nie. Wszystko w porządku. – I tak zawsze kończyła się moja rozmowa z Arem. No bo niby co miałam mu powiedzieć? A tym bardziej kiedy unikał tematu mojej przeszłości? Właśnie, unikał. To dobre słowo.
Co do mojego bycia wampirem to rzeczywiście różniłam się od innych wampirów. Pomijając już to że potrafiłam wszystko to co one ( np. kiedy Jane próbowała delikatnie użyć na mnie swojej mocy, to po prostu jej się nie udało. Co więcej wiedząc już że tak można sama potrafiłam sprawić iż ktoś zwijał się z bólu. Ale nie używałam tej mocy.) i byłam od nich delikatniejsza, to na dodatek po prostu nie piłam ludzkiej krwi. Nie wiem czemu, po porostu nie potrafiłam zabijać tych niewinnych ludzi. Zamiast tego przynoszą mi do pałacu krew zwierzęcą. Oczywiście Aro nadal usilnie przekonuje mnie do tej drugiej. Zaprzyjaźniłam się z Jane, chociaż ona traktuje mnie na każdym kroku jak swoją panią. Zresztą wszyscy mnie tu tak traktują. Kiedy zapytałam Ara dlaczego, odpowiedział mi że najzwyczajniej się mnie boją! Oczywiście staram się nie wyrażać mojego smutku przy moim ojcu, to go chyba martwi. Wampirza „służba” nazywa mnie wręcz aniołem. Oczywiście nie muszę chodzić do szkoły, po pierwsze dlatego iż Aro sądzi że to nie najlepszy pomysł ( ze względu na dużą obecność ludzi w jednym miejscu. Choć dla mnie ten powód jest absurdalny, w końcu ludzka krew w ogóle mnie nie pociąga) a po drugie dlatego że mój umysł jest w końcu najbardziej chłonnym umysłem na świecie a dzięki wampirzej pamięci wszystko czego się dowiem zostaje w mojej głowie na zawsze. Dzięki temu o wiele więcej nauczę się sama w pałacu niż w szkole.
Wracając do moich talentów, w ciągu tych siedmiu miesięcy (dokładnie tyle minęło od mojej przemiany) nauczyłam się wielu rzeczy. Tak między innymi mogę przenosić się w dowolne miejsce na świeci, wystarczy że o nim pomyślę. Albo przewiduję przyszłość. Wiem na przykład jaka będzie pogoda. ( Trochę jak taka niezawodna pogodynka) Dzięki temu wiemy kiedy reszta wampirów może spokojnie zapolować. Wszystkie wampiry świecą się w promieniach słońca, ja jednak potrafię to u siebie kontrolować. Czyli świecę się jeśli chcę.
- O czym tak myślisz panie.. to znaczy An? –Jane wyrwała mnie z zamyślenia.
- Dokładnie o wszystkim Jane. Wiesz, mam ochotę trochę popływać w ciepłej wodzie, co powiesz na Hawaje ? – Jej uśmiech był tylko potwierdzeniem. Po chwili sunęłyśmy pod wodą. Widać że miała dobry humor. Niestety nie można tego powiedzieć o mnie.
(Edward)
Mijały dni, miesiące a ja czułem się coraz bardziej podłamany. Zupełnie jakbym stracił coś naprawdę ważnego. Carlise nadal nie wie dlaczego wtedy nie kontaktowaliśmy. Niby wszystko było normalnie, nadal chodziliśmy do szkoły w Forks. Ale mi naprawdę czegoś brakowało. Alice urządziła w końcu ten wolny pokój na górze*. Zrobiła tam oczywiście swoją kolejną garderobę.
- Edward, przestań chodzić jak cień i powalcz ze mną trochę! – Jakoś nieszczególnie miałem ochotę na zabawę, no ale cóż czego się nie robi dla rodziny. Jak co dzień rano chodziliśmy do szkoły, później każdy zajmował się własnymi zainteresowaniami lub szliśmy na polowanie. Niby nic się nie zmieniło, ale czułem pustkę. Koszmarne uczucie pustki. Teoretycznie to w wolnym czasie szukałem sobie jakiegoś zajęcia, ale nic nie mogłem znaleźć. Wszystko wydawało mi się takie nijakie. Szkoła była jeszcze do zniesienia ale te samotne chwile, to takie dziwne, bo w końcu zawsze spędzałem je przecież samotnie. Ale reszta rodziny też nie zachowywała się normalnie. Alice chodziła na zakupy, ale nie wracała z nich pełna szczęścia tak jak zawsze. Rose też nie była normalna. Nie dogryzała wszystkim na okrągło. Nawet Emment nie był już taki żartobliwy. A może tylko tak mi się wydawało? Sam już nie wiem.
.............................................................................
Nie wiem czy rozdział udany, dlatego ocenę pozostawiam wam. Jak w komentarzach dobijecie dzisiaj do szesnastu to jeszcze dzi dodam nowy rozdział.
wtorek, 19 maja 2009
(18) Brak wspomnień
Kolejny rozdział. Miłego czytania. :))
.......................................................................
Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Czułam jakbym traciła pamięć, dosłownie. Coraz nie wyraźniejsze wydawały mi się obrazy z przeciągu kilku miesięcy. Czułam też niewyobrażalny ból w całym ciele. To było straszne. Tak jakby ktoś spalał mnie od środka. Z czasem ogień słabł a ja czułam się coraz lepiej. Nie pamiętałam jednak co się stało, ani na jakich wspomnieniach tak mi zależało. Powoli zaczełam wracać do rzeczywistości. Delikatnie uniosłam powieki do góry i moim oczom ukazała się przystojna i łagodna twarz mężczyzny w wieku 30/35 lat. Nie pamiętałam nic. Nie wiedziałam jak się nazywam, kim jestem ani gdzie jestem. Kompletna pustka. Tak jakbym dopiero teraz się urodziła i to były pierwsze minuty mojego życia.
- Kim jesteś i kim ja jestem? Co ja tu robię? Gdzie jesteśmy? – Mężczyzna wydawał się być rozbawiony moimi pytaniami, ale łagodnie mi na nie odpowiedział.
- Jestem Aro, przywódca Volturi. Jestem wampirem. Nazywasz się Anne Masen i jesteś istotą jedyną w swoim rodzaju. Otóż potrafisz niemal wszystko. Do tej pory byłaś po części człowiekiem, że tak powiem. Jednak trzy dni temu zmieniłem cię w wampira. Byłaś umierająca. Potrącił cię samochód, uderzył w ciebie zanim zdąrzyłaś zareagować. Jak widzę jednak, nie stałaś się normalnym wampirem. Nadal jesteś jedyna w swoim rodzaju, jedynie jesteś trochę silniejsza niż przed przemianą i trochę mniej krucha. Znajdujemy się w Volterze. – Przetworzyłam sobie jeszcze raz jego wypowiedź w głowie. Zatrzymałam się przy jednym niezrozumiałym dla mnie fragmencie, o dziwo nie był to fragment z wampirami.
- Jedyną w swoim rodzaju, czyli że co? – Reszta jakoś mniej więcej układała się w jednolitą całość ale ten fragment kompletnie zbił mnie z tropu.
- Nigdy nie było, nie ma i nie będzie istoty piękniejszej, zdolniejszej i bardziej wyjątkowej od ciebie. Jak już ci mówiłem potrafisz prawie wszystko. Jedyne w czym nie jesteś najlepsza na świecie to siła. Przed przemianą byłaś bardziej delikatna od człowieka, a teraz jesteś bardziej delikatna od wampira. No i nie potrafisz odebrać sobie mocy i rozkochać kogoś w sobie. Ale ta zdolność nie jest ci potrzebna. – Wyjaśnił Aro ciągle się uśmiechając.
- A skąd wiesz o mnie tak wiele? – Nie zawahawszy się odpowiedział.
- Zanim zdarzył się ten wypadek, mieszkałaś już w Volterze. Jesteś moją adoptowaną córką. – Później opowiadał mi szczegóły ze swojej i mojej historii. Dowiedziałam się , a raczej przypomniałam o swoich zdolnościach. Pokazał mi cały pałac i zaprowadził do moich komnat. Tam było przepięknie! Tyle cudownych obrazów i rzeźb. Moją utratę pamięci Aro wyjaśnił mi prawdopodobnym wstrząsem podczas wypadku. Byłam księżniczką Volterry. Jednak czuła jakby odebrano mi coś. Coś ważnego, jakby część mnie…
(Z punktu widzenia Edwarda)
Traciłem to, co było mi najcenniejsze, traciłem powoli wspomnienia jej promiennego uśmiechu, twarzy, naszych pocałunków. Wszystko znikało. Więcej nie pamiętałem. Wszystko się zamazało i została tylko pustka. Ostatnie co pamiętałem przed całkowitą utratą kontaktu z rzeczywistością to ciche „ Kocham cię Edwardzie” , a później była już tylko ciemność. Obudziłem się w naszym salonie.
- Ktoś wyjaśni mi co się stało? – Emment jak i reszta rodziny podobnie do mnie nic nie pamiętali.
- Nie mam pojęcia synu. Nic nie pamiętam. – Carlise mówił prawdę.
Wszyscy powrócili do swoich przerwanych czynności, a ja czułem jakby ktoś mi coś odebrał, jakby połowę mnie. Zignorowałem to uczucie pustki, no bo niby po czym miała by się utworzyć?
- Wyjdę zapolować. – powiedziałem.
- Zaczekaj, idę z tobą. – Alice dołączyła do mnie i pognaliśmy w stronę lasu. Wytropiłem dwie pumy i posiliłem się. Alice najwyraźniej także najedzona podbiegła do mnie kiedy już skończyłem.
- Też to czujesz, prawda? – Doskonale wiedziałem o co jej chodzi.
- To takie dziwne Alice, przecież nikt nam nic nie zabrał. Prawda? – A może nie? może po prostu tylko nie pamiętamy co?
- Masz rację Edwardzie, wracajmy już lepiej do domu. – Ta pustka jest naprawdę dziwna. Czuję się jakby ktoś odebrał mi część mnie. Wróciliśmy do domu i wszystko wydawało się być normalne. Tylko dlaczego ja czułem się taki przygnębiony?
.............................................................................
I jak? Czekam na komentarze :))
.......................................................................
Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Czułam jakbym traciła pamięć, dosłownie. Coraz nie wyraźniejsze wydawały mi się obrazy z przeciągu kilku miesięcy. Czułam też niewyobrażalny ból w całym ciele. To było straszne. Tak jakby ktoś spalał mnie od środka. Z czasem ogień słabł a ja czułam się coraz lepiej. Nie pamiętałam jednak co się stało, ani na jakich wspomnieniach tak mi zależało. Powoli zaczełam wracać do rzeczywistości. Delikatnie uniosłam powieki do góry i moim oczom ukazała się przystojna i łagodna twarz mężczyzny w wieku 30/35 lat. Nie pamiętałam nic. Nie wiedziałam jak się nazywam, kim jestem ani gdzie jestem. Kompletna pustka. Tak jakbym dopiero teraz się urodziła i to były pierwsze minuty mojego życia.
- Kim jesteś i kim ja jestem? Co ja tu robię? Gdzie jesteśmy? – Mężczyzna wydawał się być rozbawiony moimi pytaniami, ale łagodnie mi na nie odpowiedział.
- Jestem Aro, przywódca Volturi. Jestem wampirem. Nazywasz się Anne Masen i jesteś istotą jedyną w swoim rodzaju. Otóż potrafisz niemal wszystko. Do tej pory byłaś po części człowiekiem, że tak powiem. Jednak trzy dni temu zmieniłem cię w wampira. Byłaś umierająca. Potrącił cię samochód, uderzył w ciebie zanim zdąrzyłaś zareagować. Jak widzę jednak, nie stałaś się normalnym wampirem. Nadal jesteś jedyna w swoim rodzaju, jedynie jesteś trochę silniejsza niż przed przemianą i trochę mniej krucha. Znajdujemy się w Volterze. – Przetworzyłam sobie jeszcze raz jego wypowiedź w głowie. Zatrzymałam się przy jednym niezrozumiałym dla mnie fragmencie, o dziwo nie był to fragment z wampirami.
- Jedyną w swoim rodzaju, czyli że co? – Reszta jakoś mniej więcej układała się w jednolitą całość ale ten fragment kompletnie zbił mnie z tropu.
- Nigdy nie było, nie ma i nie będzie istoty piękniejszej, zdolniejszej i bardziej wyjątkowej od ciebie. Jak już ci mówiłem potrafisz prawie wszystko. Jedyne w czym nie jesteś najlepsza na świecie to siła. Przed przemianą byłaś bardziej delikatna od człowieka, a teraz jesteś bardziej delikatna od wampira. No i nie potrafisz odebrać sobie mocy i rozkochać kogoś w sobie. Ale ta zdolność nie jest ci potrzebna. – Wyjaśnił Aro ciągle się uśmiechając.
- A skąd wiesz o mnie tak wiele? – Nie zawahawszy się odpowiedział.
- Zanim zdarzył się ten wypadek, mieszkałaś już w Volterze. Jesteś moją adoptowaną córką. – Później opowiadał mi szczegóły ze swojej i mojej historii. Dowiedziałam się , a raczej przypomniałam o swoich zdolnościach. Pokazał mi cały pałac i zaprowadził do moich komnat. Tam było przepięknie! Tyle cudownych obrazów i rzeźb. Moją utratę pamięci Aro wyjaśnił mi prawdopodobnym wstrząsem podczas wypadku. Byłam księżniczką Volterry. Jednak czuła jakby odebrano mi coś. Coś ważnego, jakby część mnie…
(Z punktu widzenia Edwarda)
Traciłem to, co było mi najcenniejsze, traciłem powoli wspomnienia jej promiennego uśmiechu, twarzy, naszych pocałunków. Wszystko znikało. Więcej nie pamiętałem. Wszystko się zamazało i została tylko pustka. Ostatnie co pamiętałem przed całkowitą utratą kontaktu z rzeczywistością to ciche „ Kocham cię Edwardzie” , a później była już tylko ciemność. Obudziłem się w naszym salonie.
- Ktoś wyjaśni mi co się stało? – Emment jak i reszta rodziny podobnie do mnie nic nie pamiętali.
- Nie mam pojęcia synu. Nic nie pamiętam. – Carlise mówił prawdę.
Wszyscy powrócili do swoich przerwanych czynności, a ja czułem jakby ktoś mi coś odebrał, jakby połowę mnie. Zignorowałem to uczucie pustki, no bo niby po czym miała by się utworzyć?
- Wyjdę zapolować. – powiedziałem.
- Zaczekaj, idę z tobą. – Alice dołączyła do mnie i pognaliśmy w stronę lasu. Wytropiłem dwie pumy i posiliłem się. Alice najwyraźniej także najedzona podbiegła do mnie kiedy już skończyłem.
- Też to czujesz, prawda? – Doskonale wiedziałem o co jej chodzi.
- To takie dziwne Alice, przecież nikt nam nic nie zabrał. Prawda? – A może nie? może po prostu tylko nie pamiętamy co?
- Masz rację Edwardzie, wracajmy już lepiej do domu. – Ta pustka jest naprawdę dziwna. Czuję się jakby ktoś odebrał mi część mnie. Wróciliśmy do domu i wszystko wydawało się być normalne. Tylko dlaczego ja czułem się taki przygnębiony?
.............................................................................
I jak? Czekam na komentarze :))
sobota, 16 maja 2009
(17) Volturi
Hej! To włanie z tego rozdziału pochodzi owy fragment. Spodobał się wię postanowiłam go wykorzystać. Mam nagły przypływ weny i pomysł na jakies siedem rozdziałów, ale z opublikowaniem ich będę się musiała jeszcze wstrzymać. Dzisiaj jestem już po konkursach, ale muszę moje pomysły ułożyć w cos sensownego. Milego czytania!
......................................................................
(Z punktu widzenia Anne)
Następnego dnia
Tak, i kolejny dzień ćwiczeń. A wczoraj na imprezie było tak fajnie… No ale teraz muszę się przyłożyć. Muszę przyznać że z tym wszystkim idzie mi coraz lepiej. Jednak za każdym razem gdy wysilam się zbyt mocno ( chociaż robię jakieś postępy, z biegiem czasu mogę nadużywać mocy coraz częściej) tracę energię.
- Anne, skup się i użyj swoich mocy.- łatwo mu mówić ( Emmentowi oczywiście) – Pamiętasz jak wczoraj się na mnie zdenerwowałaś? Spróbuj znów wywołać u siebie coś w tym stylu i pokaż na co cię stać. – Posłusznie wywołałam wokół siebie podmuchy wiatru i już po chwili stałam przed nim w „Tym moim czymś”. Em chciał do mnie podbiec ale powstrzymałam go.
- No i brawo siostrzyczko, robisz postępy! Może powinienem cię więcej powkurzać?
- Uwierz mi, nie chcesz abym się zdenerwowała. – Chciałam się z nim trochę podroczyć i z tego wszystkiego zupełnie zapomniałam że wciąż używam kilku mocy naraz. Po chwili poczułam jak tylko delikatnie unoszę się w powietrzu po czym opadam bezwładnie na ziemię. Ostatnie co do mnie dotarło to słowa ukochanego.
- I coś ty narobił?! Anne, skarbie nic ci nie jest? –Później była już tylko ciemność. Nie wiem ile tak leżałam ale powoli zaczynałam wracać do rzeczywistości. Czułam chłodne palce przesuwające się delikatnie po moim przedramieniu.
- Zaraz powinna zacząć wracać do rzeczywistości. – Alice musiała widzieć to w swojej wizji.
- An, kochanie słyszysz mnie? – ten czuły głos powoli przywracał nie do rzeczywistości. Delikatnie otworzyłam powieki.
- Edwardzie, przepraszam cię, ja zapomniałam.. – Nie dokończyłam bo przerwał mi.
- Cii.. Nie masz mnie za co przepraszać, to nie twoja wina, już dobrze.
(Z punktu Edwarda)
Nareszcie się przebudziła. Leżała tak z dobre piętnaście minut. Ach ten nieodpowiedzialny Emment. No ale teraz już nie jestem na niego tak wkurzony jak wcześniej. On najwyraźniej też już trochę wyluzował.
- Aż tak szybko się poddajesz? – No i wzięło mu się na prowokację.
- Jeśli nie zauważyłeś Em to użyła tym razem trzech mocy naraz i wytrzymała z tobą pod oporem dziesięć minut! – Alice wyszczerzyła zęby. Mi jednak nadal nie by śmiechu. Przecież mogło jej się coś stać! Ona jakby czytając mi w myślach ( a może i czytała?) odpowiedziała.
- Nic mi nie jest, Wszystko w porządku Edwardzie. – Cieszyłem się że już do się czuje.
- Anne, to kiedy kolejna walka? – Nie no tego już było za wiele!
- Daj jej odpocząć Emment! –Powiedziałem powoli tracąc nad sobą kontrolę.
- Już, już. Co się tak gorączkujesz brachu? Przecież nic jej się nie stało. – Łatwo mu mówić. Ale wyczytałem w jego myślach skruchę, więc jednak mimo żartobliwego podejścia do sprawy żałował że ich niewinna zabawa skończyła się omdleniem.
( Trzy tygodnie później)
Szliśmy razem po parku. Wyglądała tak cudownie! Po dłuższej chwili ciszy odezwała się.
- Kocham cię Edwardzie.
- Też cię kocham Anne, kocham jak wariat i nigdy nie przestanę. – To była w pełni szczera odpowiedź. Bo niby jak miałbym przestać ją kochać?
- Wiesz, muszę już wracać, Carlise ma do mnie jakąś sprawę.- Cały czas ukrywał przede mną to co miał do powiedzenia.
- Idź, idź. Zaraz do ciebie dołączę. Przejdę się jeszcze kawałek i wracam do domu. – Ciężko było mi się z nią rozstawać nawet na tę kilka minut. Poszedłem w kierunku domu.
- Edwardzie, musimy porozmawiać – Carlise zawołał mnie do swojego gabinetu.
- Tak Carlise?
- Volturi zamierzają złożyć nam dzisiaj wizytę. – Volturi?! A czego oni mogą od nas chcieć? Wtedy usłyszałem tylko jedną myśl Carlisa „ Anne” .
- Nie! – I pojawili się. Słyszałem jak wchodzą do salonu. Po chwili wraz z Carlisem byliśmy już na dole.
- Witaj Carlise. – Powiedzieli to zgodnie nasi czterej goście.
- Witajcie. Aro, Kajuszu, Marku, Haidi.
- To mój syn, Edward, a tam dalej siedzi Alice, Jasper, Emment i Rosaline. – Carlise w wymijający sposób przekazał im to wszystko. Podali sobie dłonie. Teraz już wiedziałem że Aro zna wszystkie szczegóły.
- Jak widzę, wiecie już co nas tu sprowadza. Mam zamiar zabrać Anne do Volterry. – Teraz już nie wytrzymałem.
- Nie pozwolę na to! – Aro nadal nieporuszony odpowiedział tylko.
- Wiem o tym, dlatego musicie o niej zapomnieć, Haidi? –O co mu chodzi? Zapomnieć?! Po chwili poczułem tylko lekkie uniesienie i opadłem bezwładnie na ziemię.
(Z punktu widzenia Anne)
Chyba powinnam już wracać. Miałam dołączyć po kilku minutach a miną już chyba kwadrans. Zawróciłam w stronę domu. Byłam na miejscu już po kilku sekundach. Z czasem moje moce rozwijały się, jak również talent do biegu. Usłyszałam jak po kolei coś ciężkiego osuwa się na ziemię. zdziwiło mnie to szczerze. Bo w końcu wampiry są zbyt zwinne aby cokolwiek upuścić. Powoli weszłam do salonu. Widok który tam zastałam zamurował mnie. Na podłodze leżeli wszyscy członkowie mojej wampirze rodziny a obok nich stała czwórka nieznajomych mi osób w czarnych pelerynach. Najwyraźniej dostrzegli moją zakłopotaną minę. Dziewczyna uśmiechnęła się tylko przyjaźnie, a później poczułam że tracę przytomność. Ostatnie co pamiętam to słowa wypływające z moich ust.
- Kocham cię Edward…
.............................................................................
I jak się podobało? Czekam na wasze komentarze :))Co do jednego z komentarzy, nie mam zamiaru tak zakończyć mojego opowiadania, powiem więcej ono dopiero się rozkręca!!!
......................................................................
(Z punktu widzenia Anne)
Następnego dnia
Tak, i kolejny dzień ćwiczeń. A wczoraj na imprezie było tak fajnie… No ale teraz muszę się przyłożyć. Muszę przyznać że z tym wszystkim idzie mi coraz lepiej. Jednak za każdym razem gdy wysilam się zbyt mocno ( chociaż robię jakieś postępy, z biegiem czasu mogę nadużywać mocy coraz częściej) tracę energię.
- Anne, skup się i użyj swoich mocy.- łatwo mu mówić ( Emmentowi oczywiście) – Pamiętasz jak wczoraj się na mnie zdenerwowałaś? Spróbuj znów wywołać u siebie coś w tym stylu i pokaż na co cię stać. – Posłusznie wywołałam wokół siebie podmuchy wiatru i już po chwili stałam przed nim w „Tym moim czymś”. Em chciał do mnie podbiec ale powstrzymałam go.
- No i brawo siostrzyczko, robisz postępy! Może powinienem cię więcej powkurzać?
- Uwierz mi, nie chcesz abym się zdenerwowała. – Chciałam się z nim trochę podroczyć i z tego wszystkiego zupełnie zapomniałam że wciąż używam kilku mocy naraz. Po chwili poczułam jak tylko delikatnie unoszę się w powietrzu po czym opadam bezwładnie na ziemię. Ostatnie co do mnie dotarło to słowa ukochanego.
- I coś ty narobił?! Anne, skarbie nic ci nie jest? –Później była już tylko ciemność. Nie wiem ile tak leżałam ale powoli zaczynałam wracać do rzeczywistości. Czułam chłodne palce przesuwające się delikatnie po moim przedramieniu.
- Zaraz powinna zacząć wracać do rzeczywistości. – Alice musiała widzieć to w swojej wizji.
- An, kochanie słyszysz mnie? – ten czuły głos powoli przywracał nie do rzeczywistości. Delikatnie otworzyłam powieki.
- Edwardzie, przepraszam cię, ja zapomniałam.. – Nie dokończyłam bo przerwał mi.
- Cii.. Nie masz mnie za co przepraszać, to nie twoja wina, już dobrze.
(Z punktu Edwarda)
Nareszcie się przebudziła. Leżała tak z dobre piętnaście minut. Ach ten nieodpowiedzialny Emment. No ale teraz już nie jestem na niego tak wkurzony jak wcześniej. On najwyraźniej też już trochę wyluzował.
- Aż tak szybko się poddajesz? – No i wzięło mu się na prowokację.
- Jeśli nie zauważyłeś Em to użyła tym razem trzech mocy naraz i wytrzymała z tobą pod oporem dziesięć minut! – Alice wyszczerzyła zęby. Mi jednak nadal nie by śmiechu. Przecież mogło jej się coś stać! Ona jakby czytając mi w myślach ( a może i czytała?) odpowiedziała.
- Nic mi nie jest, Wszystko w porządku Edwardzie. – Cieszyłem się że już do się czuje.
- Anne, to kiedy kolejna walka? – Nie no tego już było za wiele!
- Daj jej odpocząć Emment! –Powiedziałem powoli tracąc nad sobą kontrolę.
- Już, już. Co się tak gorączkujesz brachu? Przecież nic jej się nie stało. – Łatwo mu mówić. Ale wyczytałem w jego myślach skruchę, więc jednak mimo żartobliwego podejścia do sprawy żałował że ich niewinna zabawa skończyła się omdleniem.
( Trzy tygodnie później)
Szliśmy razem po parku. Wyglądała tak cudownie! Po dłuższej chwili ciszy odezwała się.
- Kocham cię Edwardzie.
- Też cię kocham Anne, kocham jak wariat i nigdy nie przestanę. – To była w pełni szczera odpowiedź. Bo niby jak miałbym przestać ją kochać?
- Wiesz, muszę już wracać, Carlise ma do mnie jakąś sprawę.- Cały czas ukrywał przede mną to co miał do powiedzenia.
- Idź, idź. Zaraz do ciebie dołączę. Przejdę się jeszcze kawałek i wracam do domu. – Ciężko było mi się z nią rozstawać nawet na tę kilka minut. Poszedłem w kierunku domu.
- Edwardzie, musimy porozmawiać – Carlise zawołał mnie do swojego gabinetu.
- Tak Carlise?
- Volturi zamierzają złożyć nam dzisiaj wizytę. – Volturi?! A czego oni mogą od nas chcieć? Wtedy usłyszałem tylko jedną myśl Carlisa „ Anne” .
- Nie! – I pojawili się. Słyszałem jak wchodzą do salonu. Po chwili wraz z Carlisem byliśmy już na dole.
- Witaj Carlise. – Powiedzieli to zgodnie nasi czterej goście.
- Witajcie. Aro, Kajuszu, Marku, Haidi.
- To mój syn, Edward, a tam dalej siedzi Alice, Jasper, Emment i Rosaline. – Carlise w wymijający sposób przekazał im to wszystko. Podali sobie dłonie. Teraz już wiedziałem że Aro zna wszystkie szczegóły.
- Jak widzę, wiecie już co nas tu sprowadza. Mam zamiar zabrać Anne do Volterry. – Teraz już nie wytrzymałem.
- Nie pozwolę na to! – Aro nadal nieporuszony odpowiedział tylko.
- Wiem o tym, dlatego musicie o niej zapomnieć, Haidi? –O co mu chodzi? Zapomnieć?! Po chwili poczułem tylko lekkie uniesienie i opadłem bezwładnie na ziemię.
(Z punktu widzenia Anne)
Chyba powinnam już wracać. Miałam dołączyć po kilku minutach a miną już chyba kwadrans. Zawróciłam w stronę domu. Byłam na miejscu już po kilku sekundach. Z czasem moje moce rozwijały się, jak również talent do biegu. Usłyszałam jak po kolei coś ciężkiego osuwa się na ziemię. zdziwiło mnie to szczerze. Bo w końcu wampiry są zbyt zwinne aby cokolwiek upuścić. Powoli weszłam do salonu. Widok który tam zastałam zamurował mnie. Na podłodze leżeli wszyscy członkowie mojej wampirze rodziny a obok nich stała czwórka nieznajomych mi osób w czarnych pelerynach. Najwyraźniej dostrzegli moją zakłopotaną minę. Dziewczyna uśmiechnęła się tylko przyjaźnie, a później poczułam że tracę przytomność. Ostatnie co pamiętam to słowa wypływające z moich ust.
- Kocham cię Edward…
.............................................................................
I jak się podobało? Czekam na wasze komentarze :))Co do jednego z komentarzy, nie mam zamiaru tak zakończyć mojego opowiadania, powiem więcej ono dopiero się rozkręca!!!
piątek, 15 maja 2009
Zapowiedź
Wiem że to niewiele i że powinnam już dodać co nowego, ale tworzę na bierzonco bo wczoraj naszła mnie wena. Oto dowód mojej pracy. Czekam na waszą opinię w komentarzach.
PS. To częć z nowego rozdziału
........................................................................
- Edwardzie, musimy porozmawiać – Carlise zawołał mnie do swojego gabinetu.
- Tak Carlise?
- Volturi zamierzają złożyć nam dzisiaj wizytę. – Volturi?! A czego oni mogą od nas chcieć? Wtedy usłyszałem tylko jedną myśl Carlisa „ Anne” .
- Nie! – I pojawili się. Słyszałem jak wchodzą do salonu. Po chwili wraz z Carlisem byliśmy już na dole.
- Witaj Carlise. – Powiedzieli to zgodnie nasi czterej goście.
- Witajcie. Aro, Kajuszu, Marku, Haidi.
- To mój syn, Edward, a tam dalej siedzi Alice, Jasper, Emment i Rosaline. – Carlise w wymijający sposób przekazał im to wszystko. Podali sobie dłonie. Teraz już wiedziałem że Aro zna wszystkie szczegóły.
- Jak widzę, wiecie już co nas tu sprowadza. Mam zamiar zabrać Anne do Volterry. – Teraz już nie wytrzymałem.
- Nie pozwolę na to! – Aro nadal nieporuszony odpowiedział tylko.
- Wiem o tym, dlatego musicie o niej zapomnieć, Haidi? –O co mu chodzi? Zapomnieć?! Po chwili poczułem tylko lekkie uniesienie i opadłem bezwładnie na ziemię.
...........................................................................
I jak? Powiedzcie czy warto to kontynuować :))
PS. To częć z nowego rozdziału
........................................................................
- Edwardzie, musimy porozmawiać – Carlise zawołał mnie do swojego gabinetu.
- Tak Carlise?
- Volturi zamierzają złożyć nam dzisiaj wizytę. – Volturi?! A czego oni mogą od nas chcieć? Wtedy usłyszałem tylko jedną myśl Carlisa „ Anne” .
- Nie! – I pojawili się. Słyszałem jak wchodzą do salonu. Po chwili wraz z Carlisem byliśmy już na dole.
- Witaj Carlise. – Powiedzieli to zgodnie nasi czterej goście.
- Witajcie. Aro, Kajuszu, Marku, Haidi.
- To mój syn, Edward, a tam dalej siedzi Alice, Jasper, Emment i Rosaline. – Carlise w wymijający sposób przekazał im to wszystko. Podali sobie dłonie. Teraz już wiedziałem że Aro zna wszystkie szczegóły.
- Jak widzę, wiecie już co nas tu sprowadza. Mam zamiar zabrać Anne do Volterry. – Teraz już nie wytrzymałem.
- Nie pozwolę na to! – Aro nadal nieporuszony odpowiedział tylko.
- Wiem o tym, dlatego musicie o niej zapomnieć, Haidi? –O co mu chodzi? Zapomnieć?! Po chwili poczułem tylko lekkie uniesienie i opadłem bezwładnie na ziemię.
...........................................................................
I jak? Powiedzcie czy warto to kontynuować :))
sobota, 9 maja 2009
(16) Dyskoteka
I jest kolejna notka. Miłego czytania :))
...........................................................................
I co ja widzę? – Emment zaczął ze śmiechem. Edward warknął na niego.
- Ej, no Edward nie bądź taki nerwowy… -kolejne warknięcie. Ja zaś postanowiłam z zachowanym neutralnym tonem głosu przerwać tę dyskusję.
- Już wróciliście, i jak było?
- Super zabawa siostrzyczko – Emmet poderwał mnie z ziemi , uniósł do góry po czym posadził sobie na kolanach jak małą dziewczynkę. – a żebyś widziała jak pokonałem takiego jednego niedźwiedzia… - Udało mi się. Emment zaczął zdawać mi teraz relacje z polowania. Po chwili dołączyła reszta domowników.
- I co ? Opowiadaj co się działo na tych zajęciach. – Rose.
- Nic ciekawego i więcej się już na nie nie wybiorę.
- A to dlaczego? – Do dyskusji włączył się Jasper. Musiał wyczytać z moich uczuć zażenowanie.
- Bo męska część kursantów zamiast zajmować się tańcem, podrywała albo obserwowała zgrabne ruchy naszej siostrzyczki. – Alice i te jej trzy grosze..
- Alice! Nie mów nic za mnie.
- Więc dlaczego? – Rose ponowiła swoje pytanie
- Owszem, Alice ma po części rację ale…
- Ale najbardziej zdenerwował ją jej partner. Trafiła na Mika Newtona a ten ciągle ją podrywał i…
- Alice! – Nie no ta chochlika naprawdę doprowadza mnie do szału.
- Dobra, dobra już ci nie przerywam. – odpowiedziała z obrażoną miną. Opowiedziałam i m po skrócie co się stało a później poszłam z Edwardem do siebie i odpłynęłam…
( następnego dnia w szkole)
- No to jak, przyjdziesz? – głos Jessici wyrwał mnie z zamyślenia.
- Ale gdzie? – Chyba na długo się wyłączyłam bo była już geografia ( czyli czwarta lekcja) a ostatniego pamiętam to biologia z Edwardem na pierwszej lekcji…
- No na dyskotekę, to jak? – Nadal nie wiedziałam o co jej chodzi.
- Jaką dyskotekę? – Zdawałam sobie sprawę z tego co ona teraz musi sobie myśleć.
- No tą co będzie dzisiaj po szkole, słuchałaś w ogóle co do ciebie mówiłam? – Wolałam nie kłamać, i tak by mi nie wyszło jeżeli nie miałam zamiaru zajrzeć jej w umysł.
- Wiesz zamyśliłam się trochę…
- To idziesz? – Znając Alice pewnie nie miałam wyboru…
- Tak, jasne.
- I przyjdziesz z Edwardem? – Tak właściwie to nie znałam jego planów a wolałam nie wymuszać na nim takich rzeczy.
- Nie wiem czy on się wybiera.- Odpowiedziałam wymijająco.
Następne lekcje do lanchu minęły spokojnie i bez żadnych sensacji. Pod klasą czekał na mnie nie kto innych jak Edward.
- Dlaczego uważasz iż nie mam zamiaru udać się na tą zabawę? –Zaskoczył mnie tym pytaniem. N początku wręcz nie wiedziałam o co mu chodzi dopiero pochwali skojarzyłam fakty.
- Nie wiem czy lubisz takie imprezy. Poza tym nie mogę mówić że wybieram się tam z tobą skoro mnie nie zaprosiłeś.
- Wybacz, mój błąd. A więc, pójdziesz ze mną na te dyskotekę? – Owioną mnie słodki zapach jego oddechu.
- Jasne. – Odpowiedziałam wpijając się w jego usta. Wyrwał mi się natychmiast.
- Ach Anne.. Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę jak na mnie działasz? Ciężko jest mi powstrzymywać się kiedy zachowujesz się normalnie a co dopiero kiedy się tak zachowujesz… - No i o co mu chodzi? Zaraz podbiegła do mnie Alice z zaraźliwym uśmiechem na twarzy.
- Anne, zaraz po szkole chcę cię widzieć w mojej garderobie, muszę cię odpowiednio ubrać!
- Ale Alice… - nie miałam zamiaru stroić się przez całe popołudnie a Alice + garderoba = godziny męczarni.
- Nie ma żadnego „ale”, i tak mi się nie wywiniesz.
- Daj jej już spokój Alice. – Edward uciszył siostrę.
- Dzisiaj zaraz po szkole.. – To zabrzmiało wręcz jak groźba. Nie, zaraz to była groźba!
- Wiesz, już się nie mogę doczekać. – szepną mi do ucha.
- O co to, to nie! Nikt nie zobaczy mojego kopciuszka przed balem, i nawet nie próbuj tych nędznych sztuczek wkradania się! – Alice zagroziła Edwardowi.
- Zabronisz mi widywać się z Ann? Nie masz takiego prawa! –Edward zawarczał na siostrę.
- Ależ ja nie zabraniam ci widywania się z nią, ja tylko zabraniam ci zbliżania się do mojej garderoby dzisiaj, a to że to właśnie tam Anne spędzi popołudnie to już co innego.- Ich dyskusja nie trwała długo, Edward dał w końcu za wygraną kiedy ta przekonała go że zrobię większe wrażenie kiedy zobaczy mnie już w skompletowanym stroju na imprezie. Następne dwie ( i ostatnie lekcje) miałam z Alice. A ta oczywiście nie mówiła o niczym poza ciuchami i makijażem. Później bezceremonialnie wsadziła mnie do swojego auta. W sumie o mało nie powstrzymałam jej moimi zdolnościami ale pohamowało mnie tylko jedno „ to w końcu moja siostra”. Kiedy wróciłyśmy do domu łatwo można się domyślić co się działo. Alice wepchnęła mnie do swojej garderoby i zaczęła proces ‘znęcania się’. Wybierała co chwilę nowe stroje i przebierała mnie w sukienki, bluzki, spódniczki itp. To ciuchy do których założenia zmusiła mnie ostatecznie />
. Muszę przyznać że wyglądałam w tym bardzo ładnie ale to i tak nie zmienia faktu, że był to strój zbyt „ przyciągający” uwagę chłopców. Alice była z siebie wręcz dumna.
- Spodobasz się Edwardowi. – Żeby tylko.
- Mam nadzieję że tylko jemu.
- Złudne nadzieje.- Powiedziała z uśmiechem.
(z punktu widzenia Edwarda)
Siedzę w swoim pokoju i po prostu nie mogę wytrzymać. Alice siedzi z nią w tej garderobie z dobre dwie godziny i nawet o niej nie myśli. Rose zresztą też o niej nie myśli. I przez to czuję się jeszcze bardziej sfrustrowany.
- Gotowe! – Alice krzyknęła. Czyli zaraz ją zobaczę.
-Zbierajmy się już. – Emment zawołał po Rose. Wszyscy zeszli na dół. Tylko An została jeszcze w łazience.
- Anne, wyłaź już, bo cię zostawimy! – Emment.
- Naprawdę, zrobicie to dla mnie?
- Emment, nawet nie składaj jej takich propozycji! – Rosaline puściła mu sójkę w bok. I zeszła na dół. Wyglądała anielsko. A ja dopiero po chwili zorientowałem się iż stoję i wpatruję się w nią z rozdziawionymi ustami.
-Hej! Zatkało? – Emment pomachał mi ręką przed oczami. Wróciłem do rzeczywistości.
- Ślicznie ci w niebieskim, skarbie. – Posłała mi słodki uśmieszek.
- Oby reakcja reszty chłopców nie była podobna, bo Edward będzie się musiał podzielić..- Anne spojrzała na Emmenta zabójczym spojrzeniem.
- Em, czy mam ci pokazać jak zamierzam ich od siebie odstraszyć?! –An powoli wywoływała wiatr w pomieszczeniu.
- Spokojne dzieci, musicie zachowywać się przecież normalnie. An, skarbie? – Carlise dotkną jej ramienia. Rozpromieniła się natychmiast i odgryzła Emmentowi.
- Lepiej pilnuj Rose, bo jeszcze tobie nawinie się jakaś konkurencja Emment. – W ciszy udaliśmy się do garażu.
- Jedziesz ze mną? – Zapytałem.
-Jasne. – Dźwięk tych słów był dla mnie jak wspaniała melodia. Najpiękniejsza istota na świecie chciała towarzyszyć właśnie mi! I co ważniejsze kochała mnie. A ja na tę miłość nie zasługiwałem. Byłem potworem i swoją obecnością narażałem ją na niebezpieczeństwo.
- Jedziemy? – Dźwięk jej anielskiego głosu wyrwał mnie z zamyślenia.
- Tak.- I otworzyłem przed nią drzwi. Jechaliśmy w ciszy a ja nie mogłem odciągnąć od niej wzroku.
- Czemu tak mi się przyglądasz? Coś nie tak?- No tak. W końcu musiała o to zapytać. Przecież wpatruję się w nią od dobrych piętnastu minut.
- Nie, nie. Wszystko w porządku. Po prostu wyglądasz dzisiaj tak niesamowicie kusząco…
(Z punktu widzenia Anne)
Wiedziałam! Ja to porostu wiedziałam. Jak Alice mogła nie przewidzieć reakcji chłopców na mój wygląd? Zaraz, zaraz. Ona dokładnie znała ich reakcję! T było specjalnie! Już ja jej pokarzę w domu. Chociaż fakt iż podobam się w tym Edwardowi był nadzwyczaj przyjemny. Niestety cała ta przyjemność wyparowała, kiedy dostrzegłam reakcję reszty chłopców na imprezie. Mike przyszedł w towarzystwie Jessici ale kiedy zobaczył iż przyszłam z Edwardem wywołał u niego iskierki zazdrości w oczach. Było całkiem fajnie. Niemal cały czas tańczyłam z Edwardem. Jedynym momentem w którym przerwałam był ten kiedy o taniec poprosili mnie nasi bracia. Wypalili z „ Edward, to nie ładnie tak przywłaszczać sobie Anne, należy się przecież dzielić” Edward tylko warknął i przekazał im mnie. Później znów wirowaliśmy razem na parkiecie.
- Edwardzie, chyba muszę się czegoś napić. – Nie za bardzo chciało mi się przerywać taniec, ale pragnienie wzięło górę. – Pójdziesz ze mną? – W jego oczach zauważyłam iskierki szczęścia. Najwyraźniej nie tylko ja nie miałam ochoty oddalać się od swojego partnera.
- Jasne. – Przy napojach podszedł do nas Mike.
- Anne, czy mogłabyś coś zaśpiewać? Wiesz, masz śliczny głos.
(Z punktu widzenia Edwarda)
Ten chłopak naprawdę mnie wkurza. Mam straszną ochotę rzucać nim o ściany. Anne spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. Ja również miałem ochotę usłyszeć jej głos. Na mojej twarzy zagościł twierdzący uśmiech.
- Dobrze, Edwardzie? – O co jej chodziło? Podała mi rękę i pociągnęła ze sobą na środek parkietu. W ręce miała już mikrofon. Dała wcześniej Mike’owi wskazówki do melodii. Po chwili z jej ust popłynęły pierwsze słowa piosenki.
Czasami myślę co by było
Gdybym nie poznała Cię
Za kim tęskniła bym?
Kto tulił by mój sen?
Dzisiaj Ci chciałam podziękować
Że wciąż jesteś blisko mnie
Tylko Ty tak umiesz kochać
za to jaka jestem
Całe piękno jest w nas
W naszym sercu jest największy skarb
Całe piękno jest w nas
Tyle ciepła dla Ciebie mam
Moje szczęście to Ty
juz teraz mam dla kogo żyć
bo jesteś blisko
Od tego dnia gdy Cię poznałam
Wszystko tak zmieniło się
Mam już dla kogo śnić
A życie ma już sens
Dzisiaj Ci chciałam podziękować
że wybrałeś właśnie mnie
Tylko Ty tak umiesz kochać
za to jaka jestem
Całe piękno jest w nas
W naszym sercu jest największy skarb
Całe piękno jest w nas
Tyle ciepła dla Ciebie mam
Moje szczęście to Ty
już teraz mam dla kogo żyć
bo jesteś blisko
Tyle ciepła w sobie mam
Moje szczęście to Ty
już teraz mam dla kogo żyć
bo jesteś blisko
już teraz mam dla kogo żyć
bo jesteś blisko
Jej głos był taki piękny! Tańczyła ze mną a ja wsłuchiwałem się w słowa piosenki. Zamurowały mnie. Ona tak bardzo mnie kochała! Zalała mnie fala szczęścia. Pod koniec złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek.
........................................................................
Wybaczcie to małe spóźnienie ale w zamian mam długosci :))
...........................................................................
I co ja widzę? – Emment zaczął ze śmiechem. Edward warknął na niego.
- Ej, no Edward nie bądź taki nerwowy… -kolejne warknięcie. Ja zaś postanowiłam z zachowanym neutralnym tonem głosu przerwać tę dyskusję.
- Już wróciliście, i jak było?
- Super zabawa siostrzyczko – Emmet poderwał mnie z ziemi , uniósł do góry po czym posadził sobie na kolanach jak małą dziewczynkę. – a żebyś widziała jak pokonałem takiego jednego niedźwiedzia… - Udało mi się. Emment zaczął zdawać mi teraz relacje z polowania. Po chwili dołączyła reszta domowników.
- I co ? Opowiadaj co się działo na tych zajęciach. – Rose.
- Nic ciekawego i więcej się już na nie nie wybiorę.
- A to dlaczego? – Do dyskusji włączył się Jasper. Musiał wyczytać z moich uczuć zażenowanie.
- Bo męska część kursantów zamiast zajmować się tańcem, podrywała albo obserwowała zgrabne ruchy naszej siostrzyczki. – Alice i te jej trzy grosze..
- Alice! Nie mów nic za mnie.
- Więc dlaczego? – Rose ponowiła swoje pytanie
- Owszem, Alice ma po części rację ale…
- Ale najbardziej zdenerwował ją jej partner. Trafiła na Mika Newtona a ten ciągle ją podrywał i…
- Alice! – Nie no ta chochlika naprawdę doprowadza mnie do szału.
- Dobra, dobra już ci nie przerywam. – odpowiedziała z obrażoną miną. Opowiedziałam i m po skrócie co się stało a później poszłam z Edwardem do siebie i odpłynęłam…
( następnego dnia w szkole)
- No to jak, przyjdziesz? – głos Jessici wyrwał mnie z zamyślenia.
- Ale gdzie? – Chyba na długo się wyłączyłam bo była już geografia ( czyli czwarta lekcja) a ostatniego pamiętam to biologia z Edwardem na pierwszej lekcji…
- No na dyskotekę, to jak? – Nadal nie wiedziałam o co jej chodzi.
- Jaką dyskotekę? – Zdawałam sobie sprawę z tego co ona teraz musi sobie myśleć.
- No tą co będzie dzisiaj po szkole, słuchałaś w ogóle co do ciebie mówiłam? – Wolałam nie kłamać, i tak by mi nie wyszło jeżeli nie miałam zamiaru zajrzeć jej w umysł.
- Wiesz zamyśliłam się trochę…
- To idziesz? – Znając Alice pewnie nie miałam wyboru…
- Tak, jasne.
- I przyjdziesz z Edwardem? – Tak właściwie to nie znałam jego planów a wolałam nie wymuszać na nim takich rzeczy.
- Nie wiem czy on się wybiera.- Odpowiedziałam wymijająco.
Następne lekcje do lanchu minęły spokojnie i bez żadnych sensacji. Pod klasą czekał na mnie nie kto innych jak Edward.
- Dlaczego uważasz iż nie mam zamiaru udać się na tą zabawę? –Zaskoczył mnie tym pytaniem. N początku wręcz nie wiedziałam o co mu chodzi dopiero pochwali skojarzyłam fakty.
- Nie wiem czy lubisz takie imprezy. Poza tym nie mogę mówić że wybieram się tam z tobą skoro mnie nie zaprosiłeś.
- Wybacz, mój błąd. A więc, pójdziesz ze mną na te dyskotekę? – Owioną mnie słodki zapach jego oddechu.
- Jasne. – Odpowiedziałam wpijając się w jego usta. Wyrwał mi się natychmiast.
- Ach Anne.. Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę jak na mnie działasz? Ciężko jest mi powstrzymywać się kiedy zachowujesz się normalnie a co dopiero kiedy się tak zachowujesz… - No i o co mu chodzi? Zaraz podbiegła do mnie Alice z zaraźliwym uśmiechem na twarzy.
- Anne, zaraz po szkole chcę cię widzieć w mojej garderobie, muszę cię odpowiednio ubrać!
- Ale Alice… - nie miałam zamiaru stroić się przez całe popołudnie a Alice + garderoba = godziny męczarni.
- Nie ma żadnego „ale”, i tak mi się nie wywiniesz.
- Daj jej już spokój Alice. – Edward uciszył siostrę.
- Dzisiaj zaraz po szkole.. – To zabrzmiało wręcz jak groźba. Nie, zaraz to była groźba!
- Wiesz, już się nie mogę doczekać. – szepną mi do ucha.
- O co to, to nie! Nikt nie zobaczy mojego kopciuszka przed balem, i nawet nie próbuj tych nędznych sztuczek wkradania się! – Alice zagroziła Edwardowi.
- Zabronisz mi widywać się z Ann? Nie masz takiego prawa! –Edward zawarczał na siostrę.
- Ależ ja nie zabraniam ci widywania się z nią, ja tylko zabraniam ci zbliżania się do mojej garderoby dzisiaj, a to że to właśnie tam Anne spędzi popołudnie to już co innego.- Ich dyskusja nie trwała długo, Edward dał w końcu za wygraną kiedy ta przekonała go że zrobię większe wrażenie kiedy zobaczy mnie już w skompletowanym stroju na imprezie. Następne dwie ( i ostatnie lekcje) miałam z Alice. A ta oczywiście nie mówiła o niczym poza ciuchami i makijażem. Później bezceremonialnie wsadziła mnie do swojego auta. W sumie o mało nie powstrzymałam jej moimi zdolnościami ale pohamowało mnie tylko jedno „ to w końcu moja siostra”. Kiedy wróciłyśmy do domu łatwo można się domyślić co się działo. Alice wepchnęła mnie do swojej garderoby i zaczęła proces ‘znęcania się’. Wybierała co chwilę nowe stroje i przebierała mnie w sukienki, bluzki, spódniczki itp. To ciuchy do których założenia zmusiła mnie ostatecznie />
. Muszę przyznać że wyglądałam w tym bardzo ładnie ale to i tak nie zmienia faktu, że był to strój zbyt „ przyciągający” uwagę chłopców. Alice była z siebie wręcz dumna.
- Spodobasz się Edwardowi. – Żeby tylko.
- Mam nadzieję że tylko jemu.
- Złudne nadzieje.- Powiedziała z uśmiechem.
(z punktu widzenia Edwarda)
Siedzę w swoim pokoju i po prostu nie mogę wytrzymać. Alice siedzi z nią w tej garderobie z dobre dwie godziny i nawet o niej nie myśli. Rose zresztą też o niej nie myśli. I przez to czuję się jeszcze bardziej sfrustrowany.
- Gotowe! – Alice krzyknęła. Czyli zaraz ją zobaczę.
-Zbierajmy się już. – Emment zawołał po Rose. Wszyscy zeszli na dół. Tylko An została jeszcze w łazience.
- Anne, wyłaź już, bo cię zostawimy! – Emment.
- Naprawdę, zrobicie to dla mnie?
- Emment, nawet nie składaj jej takich propozycji! – Rosaline puściła mu sójkę w bok. I zeszła na dół. Wyglądała anielsko. A ja dopiero po chwili zorientowałem się iż stoję i wpatruję się w nią z rozdziawionymi ustami.
-Hej! Zatkało? – Emment pomachał mi ręką przed oczami. Wróciłem do rzeczywistości.
- Ślicznie ci w niebieskim, skarbie. – Posłała mi słodki uśmieszek.
- Oby reakcja reszty chłopców nie była podobna, bo Edward będzie się musiał podzielić..- Anne spojrzała na Emmenta zabójczym spojrzeniem.
- Em, czy mam ci pokazać jak zamierzam ich od siebie odstraszyć?! –An powoli wywoływała wiatr w pomieszczeniu.
- Spokojne dzieci, musicie zachowywać się przecież normalnie. An, skarbie? – Carlise dotkną jej ramienia. Rozpromieniła się natychmiast i odgryzła Emmentowi.
- Lepiej pilnuj Rose, bo jeszcze tobie nawinie się jakaś konkurencja Emment. – W ciszy udaliśmy się do garażu.
- Jedziesz ze mną? – Zapytałem.
-Jasne. – Dźwięk tych słów był dla mnie jak wspaniała melodia. Najpiękniejsza istota na świecie chciała towarzyszyć właśnie mi! I co ważniejsze kochała mnie. A ja na tę miłość nie zasługiwałem. Byłem potworem i swoją obecnością narażałem ją na niebezpieczeństwo.
- Jedziemy? – Dźwięk jej anielskiego głosu wyrwał mnie z zamyślenia.
- Tak.- I otworzyłem przed nią drzwi. Jechaliśmy w ciszy a ja nie mogłem odciągnąć od niej wzroku.
- Czemu tak mi się przyglądasz? Coś nie tak?- No tak. W końcu musiała o to zapytać. Przecież wpatruję się w nią od dobrych piętnastu minut.
- Nie, nie. Wszystko w porządku. Po prostu wyglądasz dzisiaj tak niesamowicie kusząco…
(Z punktu widzenia Anne)
Wiedziałam! Ja to porostu wiedziałam. Jak Alice mogła nie przewidzieć reakcji chłopców na mój wygląd? Zaraz, zaraz. Ona dokładnie znała ich reakcję! T było specjalnie! Już ja jej pokarzę w domu. Chociaż fakt iż podobam się w tym Edwardowi był nadzwyczaj przyjemny. Niestety cała ta przyjemność wyparowała, kiedy dostrzegłam reakcję reszty chłopców na imprezie. Mike przyszedł w towarzystwie Jessici ale kiedy zobaczył iż przyszłam z Edwardem wywołał u niego iskierki zazdrości w oczach. Było całkiem fajnie. Niemal cały czas tańczyłam z Edwardem. Jedynym momentem w którym przerwałam był ten kiedy o taniec poprosili mnie nasi bracia. Wypalili z „ Edward, to nie ładnie tak przywłaszczać sobie Anne, należy się przecież dzielić” Edward tylko warknął i przekazał im mnie. Później znów wirowaliśmy razem na parkiecie.
- Edwardzie, chyba muszę się czegoś napić. – Nie za bardzo chciało mi się przerywać taniec, ale pragnienie wzięło górę. – Pójdziesz ze mną? – W jego oczach zauważyłam iskierki szczęścia. Najwyraźniej nie tylko ja nie miałam ochoty oddalać się od swojego partnera.
- Jasne. – Przy napojach podszedł do nas Mike.
- Anne, czy mogłabyś coś zaśpiewać? Wiesz, masz śliczny głos.
(Z punktu widzenia Edwarda)
Ten chłopak naprawdę mnie wkurza. Mam straszną ochotę rzucać nim o ściany. Anne spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. Ja również miałem ochotę usłyszeć jej głos. Na mojej twarzy zagościł twierdzący uśmiech.
- Dobrze, Edwardzie? – O co jej chodziło? Podała mi rękę i pociągnęła ze sobą na środek parkietu. W ręce miała już mikrofon. Dała wcześniej Mike’owi wskazówki do melodii. Po chwili z jej ust popłynęły pierwsze słowa piosenki.
Czasami myślę co by było
Gdybym nie poznała Cię
Za kim tęskniła bym?
Kto tulił by mój sen?
Dzisiaj Ci chciałam podziękować
Że wciąż jesteś blisko mnie
Tylko Ty tak umiesz kochać
za to jaka jestem
Całe piękno jest w nas
W naszym sercu jest największy skarb
Całe piękno jest w nas
Tyle ciepła dla Ciebie mam
Moje szczęście to Ty
juz teraz mam dla kogo żyć
bo jesteś blisko
Od tego dnia gdy Cię poznałam
Wszystko tak zmieniło się
Mam już dla kogo śnić
A życie ma już sens
Dzisiaj Ci chciałam podziękować
że wybrałeś właśnie mnie
Tylko Ty tak umiesz kochać
za to jaka jestem
Całe piękno jest w nas
W naszym sercu jest największy skarb
Całe piękno jest w nas
Tyle ciepła dla Ciebie mam
Moje szczęście to Ty
już teraz mam dla kogo żyć
bo jesteś blisko
Tyle ciepła w sobie mam
Moje szczęście to Ty
już teraz mam dla kogo żyć
bo jesteś blisko
już teraz mam dla kogo żyć
bo jesteś blisko
Jej głos był taki piękny! Tańczyła ze mną a ja wsłuchiwałem się w słowa piosenki. Zamurowały mnie. Ona tak bardzo mnie kochała! Zalała mnie fala szczęścia. Pod koniec złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek.
........................................................................
Wybaczcie to małe spóźnienie ale w zamian mam długosci :))
czwartek, 7 maja 2009
(15) Zazdrość
Co do tego poinformowania to bardzo was przepraszam, ale dodając posta zamiast„ publikuj” dałam „ Zapisz” przez co rozdział zapisał mi się na dysku i nie pojawił na blogu. Nie sprawdziłam czy już się ukazał tylko zaczełam was informować. Jeszcze raz przepraszam.
....................................................................
(Z punktu widzenia Edwarda)
Anne pojechała na te zajęcia jakieś dziesięć minut temu a ja już odchodzę od zmysłów. To nie to samo co w szkole, tam po mimo rozłąki i tak mogę ją obserwować przez myśli innych. Nagle Alice wybuchła śmiechem.
- Co ci się stało siostrzyczko? – Śmiejąc się tak wyglądała nadzwyczaj zabawnie.
-Anne.- o co jej chodzi? – Padniesz jak ci powiem kto ma z nią tańczyć w parze.
- Przecież zapisała się na taniec grupowy nie towarzyski. – Stwierdziłem. Gdyby było inaczej, już dawno by mnie tu nie było. Ale i tak się poświęcę i zapiszę się na te zajęcia. Nie wytrzymam bez niej tak długo.
- Tak, ale w takim tańcu też trzeba mieć partnera.- Nie chciałem się z nią sprzeczać. W końcu ona znała się na tym doskonale, a ja Ze tak to nazwę byłem w tym temacie „zielony”.
- Trafiła na Mika Newtona ! A Żebyś widział jaką miała minę – Natychmiast wyłapałem ten obraz w jej głowie. Pomimo skrzywionej i zrezygnowanej minie Anne, i tak poczułem ukłucie zazdrości. Pomimo iż nie dorastał jej do pięt to i tak znacznie odstawał od reszty uczniów. A ja strasznie zazdrościłem mu tego iż może z nią tańczyć. Chociaż Anne podobno bardziej lubi taniec towarzyski w którym jestem mistrzem i w którym można zachować większą bliskość… dosyć tego Edwardzie! Chyba będę musiał poprosić Alice o małą przysługę…
- Nie musisz się poświęcać Edwardzie, Anne chyba straciła zapał do tego tańca. – Albo ten chochlik też potrafi czytać w myślach albo moje pytanie było wypisane na twarzy ( Jakby ktoś nie wiedział to Edward chciał poprosić Alice o lekcje tańca grupowego). Przez resztę czasu Alice zadręczała mnie tym że byłem zazdrosny. Ten chochlik potrafi być naprawdę natrętny. Nawet nie spostrzegłem kiedy zrobiło się ciemno i usłyszałem samochód Anne na podjeździe.
(Z punktu widzenia Anne)
Wróciłam do domu i od razu wpadłam na coś twardego. Tym czymś twardym była oczywiście Alice, a za nią stał mój cudowny anioł…
- I jak było? - Jej entuzjazm mnie dobijał, jakby już dawno nie wiedziała…
- Alice, mówisz tak jakbyś tego jeszcze nie wiedziała. – Zrobiał tylko minę rozłoszczonego dziecka i ustąpiła miejsca Edwardowi.
- Witaj skarbie. – rzuciłam entuzjastycznie całując go w policzek. On jękną tylko i zbliżył się do moich ust. Moje serce natychmiast przyśpieszyło.
- Strasznie się za tobą stęskniłem moja ty piękności. – zwykle w takich momentach po prostu mnie zachwycał
- Jak bardzo? – spytałam całując przy tym jego ucho.
- Nawet nie wiesz jak bardzo…- Tę jakże cudowną chwilę przerwał mały piskliwy głosik. Ten natrętny chochlik zawsze musi dodać swoje trzy grosze.
- Stęsknił się za tobą tak bardzo iż już chciał się poświęcić i zapisać na kurs ale oprócz tęsknoty targało nim jeszcze jedno uczucie…
- Alice! – krzykną ale ja czułam się nadzwyczaj zaintrygowana jej wypowiedzią..
- O co ci chodzi Alice?
- O to że kiedy ty tańczyłaś z Mikem Edward płoną z nienawiści. – Że jak? On był zazdrosny?! Ale o co? O to że czułam się zażenowana w towarzystwie tego idioty?
- Byłeś zazdrosny? Ale o co?
- O ciebie skarbie, jesteś taka cudowna, mól aniele. Zrobiłbym dla ciebie niemal wszystko.
- Wszystko mówisz? – Wyszeptałam wplątując palce w jego włosy. Zaśmiał się tylko cicho a późnie usłyszałam za nami tubalny śmiech…
...................................................................
Mam nadzieję że się podobało. Wiem że trochę krótki ale nie mogłam go bardziej rozciągnąć. Postaram się dodać nowego Jutro ale niczego nie obiecuję.
....................................................................
(Z punktu widzenia Edwarda)
Anne pojechała na te zajęcia jakieś dziesięć minut temu a ja już odchodzę od zmysłów. To nie to samo co w szkole, tam po mimo rozłąki i tak mogę ją obserwować przez myśli innych. Nagle Alice wybuchła śmiechem.
- Co ci się stało siostrzyczko? – Śmiejąc się tak wyglądała nadzwyczaj zabawnie.
-Anne.- o co jej chodzi? – Padniesz jak ci powiem kto ma z nią tańczyć w parze.
- Przecież zapisała się na taniec grupowy nie towarzyski. – Stwierdziłem. Gdyby było inaczej, już dawno by mnie tu nie było. Ale i tak się poświęcę i zapiszę się na te zajęcia. Nie wytrzymam bez niej tak długo.
- Tak, ale w takim tańcu też trzeba mieć partnera.- Nie chciałem się z nią sprzeczać. W końcu ona znała się na tym doskonale, a ja Ze tak to nazwę byłem w tym temacie „zielony”.
- Trafiła na Mika Newtona ! A Żebyś widział jaką miała minę – Natychmiast wyłapałem ten obraz w jej głowie. Pomimo skrzywionej i zrezygnowanej minie Anne, i tak poczułem ukłucie zazdrości. Pomimo iż nie dorastał jej do pięt to i tak znacznie odstawał od reszty uczniów. A ja strasznie zazdrościłem mu tego iż może z nią tańczyć. Chociaż Anne podobno bardziej lubi taniec towarzyski w którym jestem mistrzem i w którym można zachować większą bliskość… dosyć tego Edwardzie! Chyba będę musiał poprosić Alice o małą przysługę…
- Nie musisz się poświęcać Edwardzie, Anne chyba straciła zapał do tego tańca. – Albo ten chochlik też potrafi czytać w myślach albo moje pytanie było wypisane na twarzy ( Jakby ktoś nie wiedział to Edward chciał poprosić Alice o lekcje tańca grupowego). Przez resztę czasu Alice zadręczała mnie tym że byłem zazdrosny. Ten chochlik potrafi być naprawdę natrętny. Nawet nie spostrzegłem kiedy zrobiło się ciemno i usłyszałem samochód Anne na podjeździe.
(Z punktu widzenia Anne)
Wróciłam do domu i od razu wpadłam na coś twardego. Tym czymś twardym była oczywiście Alice, a za nią stał mój cudowny anioł…
- I jak było? - Jej entuzjazm mnie dobijał, jakby już dawno nie wiedziała…
- Alice, mówisz tak jakbyś tego jeszcze nie wiedziała. – Zrobiał tylko minę rozłoszczonego dziecka i ustąpiła miejsca Edwardowi.
- Witaj skarbie. – rzuciłam entuzjastycznie całując go w policzek. On jękną tylko i zbliżył się do moich ust. Moje serce natychmiast przyśpieszyło.
- Strasznie się za tobą stęskniłem moja ty piękności. – zwykle w takich momentach po prostu mnie zachwycał
- Jak bardzo? – spytałam całując przy tym jego ucho.
- Nawet nie wiesz jak bardzo…- Tę jakże cudowną chwilę przerwał mały piskliwy głosik. Ten natrętny chochlik zawsze musi dodać swoje trzy grosze.
- Stęsknił się za tobą tak bardzo iż już chciał się poświęcić i zapisać na kurs ale oprócz tęsknoty targało nim jeszcze jedno uczucie…
- Alice! – krzykną ale ja czułam się nadzwyczaj zaintrygowana jej wypowiedzią..
- O co ci chodzi Alice?
- O to że kiedy ty tańczyłaś z Mikem Edward płoną z nienawiści. – Że jak? On był zazdrosny?! Ale o co? O to że czułam się zażenowana w towarzystwie tego idioty?
- Byłeś zazdrosny? Ale o co?
- O ciebie skarbie, jesteś taka cudowna, mól aniele. Zrobiłbym dla ciebie niemal wszystko.
- Wszystko mówisz? – Wyszeptałam wplątując palce w jego włosy. Zaśmiał się tylko cicho a późnie usłyszałam za nami tubalny śmiech…
...................................................................
Mam nadzieję że się podobało. Wiem że trochę krótki ale nie mogłam go bardziej rozciągnąć. Postaram się dodać nowego Jutro ale niczego nie obiecuję.
środa, 6 maja 2009
Przepraszam
Przepraszam za to że nie dodaję nowego rozdziału ale jestem teraz kompletnie pozbawiona czasu. Mój tato rozmawiając ze mną wczoraj przez Skaypa oznajmił mi że w czerwcu zabiera mnie na dwa tygodnie do siebie do Stanów. ( Jest amerykaninem a ostatni raz widziałam go dwa lata temu). I to nie koniec. Dziadkowie chcą abym jaką częć wakacji spędziła u nich we Francji. ( Koszmar, mówię wam. Rodzice rozwiedli się siedem lat temu i od tamtej pory mieszkam z mamą w Polsce, ale tato ma prawa do opieki nademną a dziadkowie odkąd się od nich wyprowadzilimy ciągle mnie do siebie zapraszają, zresztą mamę też.) Ale dzisiaj obiecuję zasiąć prtzed klawiaturę i napisać nowy rozdział albo chociaż jego częsć. Mam nadzieję że się nie gniewacie ale inaczej się nie da ale mam nadzieję że klimat Nowego Yorku doda mi nowych pomysłów:)). Oczywiscie to dopiero w czerwcu.(rozdział powinien pojawić się dzi albo jutro)
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Edward&Anne Story
Anne Cullen(Anne Masen) jest główną bohaterką mojego bloga. Jest wyjątkowa....A szczegółów dowiecie się z opowiadania. Miłego czytania:))