piątek, 31 lipca 2009

(25) Forks

Dzieki za wszystkie komentarze. Są napraw emotywujące.

Macie Nowy rozdział.

...............................................................................................................................

(Z punktu Anne)


Wysiadając z samolotu poczułam chłód. Będę się musiała przyzwyczaić do braku słońca i zachmurzonego nieba. Przynajmniej na razie. Tak jak mówił Demetri na lotnisku czekał transport. Chłopak w wieku 24/25 lat stał przy bramkach z moim imieniem i nazwiskiem na tabliczce. Widząc mnie mimowolnie zesztywniał i zaniemówił. Chyba nawet wstrzymał oddech. Byłam aż tak straszna? Po chwili jednak doszedł do siebie.
- Panienka Masen/ Volturi ? – Co tak oficjalnie?
-Anne – Uśmiechnęłam się chcąc dodać mu tym otuchy. Miało to odwrotny efekt. Czyli jednak się nie bał? Więc skąd to zakłopotanie? 1. - Jedziemy? Chciałabym jak najszybciej znaleźć się już w domu. – Westchnęłam widząc, że nie reaguje. 
- Proszę pana?
- Ach tak, - No nareszcie!- Oczy.. oczywiście. Proszę za mną. – Więc Demetri wynajął limuzynę. Nie ma to jak nie wyróżniać się. Chłopak włączył jakąś płytę. Po kilku minutach zaczęłam mimowolnie nucić za wokalistą. Śpiewałam o oktawę wyżej. Słyszałam jak chłopak zaczerpnął nagle potężny haust powietrza.
- Coś się stało? – Pomimo iż zadałam pytanie sama znalazłam na nie odpowiedź w jego umyśle Jaki cudowny głos, piękniejszy niż u wokalistki. Istny anioł. Po chwili opamiętałam się co robię. Och, a więc teraz to już rutyna?2. No ale w końcu teraz nie mogę już nikomu zaufać. Poczułam jakbym została sama. I tak właśnie było, chociaż dopiero teraz to sobie uświadomiłam. Moją ostatnią deską ratunku byli Cullenowie. Najwyraźniej Demetri doszedł do tego wcześniej. 
- Nie, wszystko ok. – Dopiero po chwili zdałam sobie prawdę, że była to odpowiedź na moje poprzednie pytanie. Kłamał, czyżbym jak na razie żyłą w iluzji? Najwyraźniej, bowiem wszyscy kłamią. Więc nie mam wyboru, od teraz będę korzystać ze swojej nadludzkości. Czas zacząć spełniać swoje przeznaczenie. Czas stać się tą najpotężniejszą.
 Zajechaliśmy pod całkiem spory względem innych mijanych wcześniej budynek. Leżał w lesie. Widać było iż jest w stylu nowoczesnym. Przestronne okna, symetryczne kształty. Demetriemu wybudowanie go musiało zająć parę dni. Więc to tym między innymi się zajmował. Mój kierowca wysadził mnie i podał kluczyki.
- Bagaże panienki są już w domu rozpakowane. Wszystko jest już przygotowane do użytkowania. Mam jedynie przypomnieć panience, że jutro ma pani szkołę na 8 :00. To chyba wszystko.
- Dziękuję. Do widzenia.
- Do widzenia. – Weszłam do środka. Wnętrze znacznie różniło się od komnat do których byłam przyzwyczajona, ale najwyraźniej tak miało być. Duża przestrzeń, całe mnóstwo jasnych kolorów, można się przyzwyczaić. Salon miał całkiem spore rozmiary, kuchnia też była niczego sobie. Kuchnia, gotowanie, będę musiała się chyba tego nauczyć. No ale przecież mam być w wszystkim najlepsza, nie? Mam na to cały długi dzień. przeszłam do zwiedzania piętra. Tak właściwie to był to jeden wielki pokój i drzwi – łazienka. Przypominała bardzo tą w Volterze, duża, przestronna z wielkimi lustrami, prysznicem wanną- spa. Pokój był wyposażony w nowoczesny sprzęt, ale do tego byłam już raczej przyzwyczajona. Równie przestronny co pozostałe pomieszczenia, jasny, z wielkim łózkiem na środku. Całkiem przytulne miejsce.
 Zaplanowałam sobie mój pierwszy dzień. Postanowiłam już dzisiaj wyjść na miasto, może akurat spotkałabym któregoś Cullena i mogła od razu przejść do rzeczy, a nie odgrywać całą tę szopkę ze szkołą. Ubrałam się w miarę ciepło, nie miałam ochoty testować mojej odporności w taką pogodę. Jeszcze przeziębiłabym się. A tego nie chciałam. Weszłam do garażu i zobaczyłam kilka wyrafinowanych wozów. No super Demetri, a niby jak ja mam się w tym nie wyróżniać?! Przecież w takiej dziuże, to takie wozy pojawiają się co najwyżej na okładkach magazynów. Postanowiłam nie wybierać tylko wzięłam pierwsze z brzegu kluczyki. Nacisnęłam przycisk otwierający drzwi, i okazało się, że kluczyki są od tego autka. W sumie mogło być gorzej. Mogłam trafić na porsche bez dachu, które równe jest w tej okolicy zapaleniu płuc. Wyjechałam na podjazd i skierowałam się na główną ulicę. Postanowiłam najpierw zacząć od odwiedzenia pobliskiego sklepu z artykułami spożywczymi. Zajechałam na parking jakiegoś marketu i wysiadłam. Wszystkie moje ruchy wykonywałam z gracją, było to dla mnie normalne, jednak dla pozostałych klientów najwyraźniej nie. Wszyscy wlepili we mnie wzrok jak tylko wysiadłam. Uśmiechnęłam się tylko przyjaźnie nieco speszona takim zachowaniem. Czy przyglądanie się komuś z natarczywością nie było czasami dowodem na brak kultury i dobrych manier? Najwyraźniej tutaj się tym nie przejmowano, i ludzie nie odwracali wzroku nawet kiedy odwzajemniałam spojrzenie. Postanowiłam zignorować to zainteresowanie moją osobą i weszłam do sklepu. Minęło mnie dwóch chłopców. szeptali sobie na ucho. Zapewne nie zdawali sobie sprawy z tego, że ich słyszę. Chociaż chyba normalny człowiek nie powinien tego słyszeć.
- To ta nowa z Włoch?
- Tak, widziałeś czym przyjechała?! To dowód na to, że kasy jej nie brakuje.
- Ale nie przypomina mi normalnej włoszki. Nie powinna być opalona?
- masz rację, tam jest tyle słońca, ale taka blada wygląda jeszcze seksowniej, no nie?
- Tak, niezła jest.
No świetnie. Czyli jestem tutaj na językach. Trudno, będę się musiała przyzwyczaić. Zaczęłam pakować do koszyka musli, jogurty niskotłuszczowe i mleko sojowe. Do tego kilka litrów wody mineralnej nie gazowanej. Powinno wystarczyć. Podeszłam do kasy. Ekspedientka przyglądała mi się natarczywie.
- 50$ panienko Volturi.
- Masen – Powiedziałam podając jej złotą kartę.
- Co słoneczko ?- Chyba nie zrozumiała.
- Masen – Volturi. – Odpowiedziałam. Uśmiechnęła się.
- No tak. Rzeczywiście. – Mimowolnie zerknęłam w jej myśli. Boże 18 lat i już żonata?! No po prostu świetnie! Nie dość że wiedzą nawet ile mam lat, to jeszcze uważają mnie za żonatą. Nie wytrzymałam i musiałam wyprowadzić tę kobietę z błędu. 
- To pierwsze to po mamie, drugie ojca. – Widziałam zmieszanie na jej twarzy. Oczywiście to była nieprawda, ale tej już nie mogłam wyjawić każdemu. Wychodząc natknęłam się na jakiegoś chłopaka. 
- przepraszam, nie chciałem. – Blondyn był w moim wieku, może rok starszy.
- Nic się nie stało. 
- Jestem Mike. A ty to pewnie ta słynna księżniczka z Włoch? – Cała sympatia do tego chłopaka wyparowała jeszcze szybciej niż się pojawiła. Czy oni nie mają tytaj innych tematów do plotek?! Tylko jeden związany ze mną?
- Och, więc jestem teraz waszą nową sensacją? – Włożyłam w to zdanie tyle sarkazmu, że nawet idiota skojarzył by o co chodzi. 
- Tak właściwie to jesteś tematem plotek odkąd wykupiłaś tu ten nowy Dom na przedmieściach. – Najwyraźniej do inteligentnych nie należał. Myślał, że pytam serio! Wsiadłam do auta i ruszyłam do domu. nie w smak było mi słuchać go dłużej.


(Z punktu Edwarda)

- Przyjechała! Przyjechała! – Piski Alice udawało się przekrzyczeć tylko Rose.
- Naprawdę nie wiem co w tym ciekawego. Zwykła dziewczyna przeprowadziła się do Forks. A wy zachowujecie się tak samo jak reszta tych przygłupów z naszej szkoły. – Oczywiście znałem już jej odpowiedź. Nie pierwszy raz mi jej udzielała.
- Ale to nie jest zwykła dziewczyna Edward. Czuję, że jest kimś więcej, i będzie naszą przyjaciółką!!! – Tak, bo nie ma co robić tylko chodzić z wampirzycami po sklepach. 
- Alice, to człowiek. Jak wyobrażasz sobie przyjaźń z nią? Ciebie Rose też to dotyczy.
- Ugh… Do ciebie to jak do ściany. Nie słyszałeś Alice? Ona nie jest jakąś zwykłą nastolatką!

- Och, ależ oczywiście. Przecież jest włoską arystokratką z bogatymi rodzicami. – Chociaż przekomarzałem się z nimi, sam w duch wierzyłem, że ta dziewczyna okaże się ta którą już spotkałem we Włoszech. – Jadę do Port Angeles. – W tej samej chwili w głowie Alice pojawiła się wizja.

 1. Wśród wampirów Anne nie spotykała się z widocznym wyraźnie zakłopotaniem na jej widok.
  2.Czyt. Anne nie lubi łamać cudzej prywatności czytając mu w myślach


...........................................................................................................................................................

I jak?

sobota, 25 lipca 2009

(24) Ucieczka

Dodaję wcześniej. A co mi tam!
Dzisiaj trochę dłuższy. Miłego czytania!
....................................................................................
(Z punktu Anne)

On wyjechał, a ze mną było z dnia na dzień coraz gorzej. Dodatkowo nurtowało mnie zachowanie Ara. Ciągle uważnie mi się przyglądał, jak gdyby chciał się upewni czy się czegoś nie domyślam. Prawdą było, że nasza ostatnia rozmowa nie dawała mi spokoju. W mojej głowie ciągle wirowało to jego niedokończone zdanie. Tyle pytań cisnęło mi się do głowy pod wpływem jednej wypowiedzi. Dlaczego przerwał? Co chciał powiedzie? Co przede mną ukrywa? Jeśli tak to czy ma więcej tajemnic? Te i wiele innych pozostawały bez odpowiedzi. Próbowałam zagadać o to Kajusza, ale ten zwinnie wywiną się od odpowiedzi mówiąc że nie wie o czym mówię. Ale to tylko potwierdziło moje podejrzenia dotyczące ich tajemnicy. Aro oczywiście również niemiał zamiaru szczerze mi odpowiedzieć. Poczułam się wręcz zdradzona. W tej sytuacji wczytywałam się w ich myśli. Było to jednak bezskuteczne. Przynajmniej na razie. Ich myśli było zbyt wiele, w końcu gromadzili je przez tysiąclecia, a ja sama nie wiedziałam czego powinnam szukać. Może gdybym miała większe doświadczenie z moimi zdolnościami poradziłabym sobie z tym wszystkim o wiele sprawniej. Z każdym dniem dowiadywałam się coraz więcej, miałam rację, te moje zdolności rozwijały się z czasem, ale w zawrotnym tempie. Intuicja podpowiadała mi, że zbliżam się do poznania prawdy, Jakby tego było mało od kilku dnie nie widziałam Demetriego. Czyżby on też zaczął mnie unikać? Od dwóch tygodni w pałacu niebyło Kajusza i Marka, Aro mówił iż wybrali się na "misję" do Ameryki Południowej. Ale nie zajęło by im to aż tyle czasu. Nie im. Wszyscy inni również nie widywali się ze mną zbyt często. Jedynie sam Aro towarzyszył mi w ciągu dnia - w nocy sypiałam- i przy posiłkach. Jednak był bardzo wybiórczy w tym co mówi bojąc się jakby, że mogę wywnioskować coś z samego tonu jego głosu. Znalazłam sobie pewne wytłumaczenie tej całej szopki jaka miała miejsce w Volterze. Przede wszystkim, wszyscy wiedzieli o czymś, o czym ja nie miałam pojęcia i najwyraźniej bali się, że dowiem się co to jest. Wiedzieli, i dlatego unikali mnie w obawie, iż mogę się czegoś domyśli. Jedynie Aro miał mnie " pilnować" i nadzorować moje zachowanie. Czułam się jak w klatce, chociaż nikt nie zmuszał mnie do pozostawania całe dnie w pałacu. Ale musiałam przedzierać się przez myśli ojca. Tak, tak go postrzegałam. To wszystko było niczym genialny spisek. Aro najlepiej potrafił coś zatajać, i choć mogłam przeglądać jego umysł, to, to czego szukałam mogło być ukryte gdzieś w głębi jego błyskotliwego umysłu. Jak szukanie igły w stogu siana, tyle że nie wiadomo którym. Pomyślałam.
Dzisiejszy dzień nie różnił się niczym od poprzednim w ostatnim miesiącu. Aro, jego umysł przestudiowałam już w 80 % i wciąż nie natrafiłam na nic co dotyczyło mnie, z czego bym nie wiedziała. Oczywiście Volterra była pusta (czyt. Nie było tam wampirów) i moim jedynym towarzyszem był Aro. Nie wiem czemu, może dlatego, że wszystko zaczęło się od ich wyjazdu, Albo dlatego, iż poczułam iż łączy mnie niesamowita więź z jednym z członków tej wegetariańskiej rodziny, ale wydawało mi się że to całe zamieszanie i Culenowie mają ze sobą coś wspólnego. Nie wiedziałam co. Prawdopodobnie miał mi to uświadomi ten ukrywany przez Aro fakt. To powodowało, że moja determinacja do osiągnięcia celu była jeszcze większa. A może po prostu byłam zbytnio zaślepiona tamtym chłopakiem? Może to było powodem dla którego wszędzie widziałam intrygi i szachrajstwa? Może mi po prostu odwaliło? Może Aro niczego nie ukrywał, Kajusz i Marek rzeczywiście pojechali spełnić swój obowiązek, a cała reszta mnie nie unikała?! Mylisz się. Nigdy nie wolno ci zwątpić w swoją intuicję. Nie daj się okłamywać...
- Mówiłeś coś Aro? - Ciągle czytałam mu w myślach więc nie musiałam czekać na jego przecząca odpowiedź.
- Pójdę już do siebie, czuję się taka zaspana powinnam już zasnąć. - Wiedziałam, że jeżeli chodziło o moje potrzeby, czegokolwiek bym potrzebowała miało być mi dane. Taką zasadą kierował się Aro. Jednak wcale nie byłam jeszcze zmęczona. Chociaż omamy słuchowe nie świadczyły o poczytalności umysłu...
- Anne! Chodź ze mną na wieżę! Szybko, musisz się pospieszyć! - ten głos był mi znajomy.
- Demetri? - zdołałam wykrztusi jedynie jego imię. Wrócił? Och, ile ja mam do niego pytań! - Musimy.. - przerwał mi w pół słowa.
- Cii...Na razie podążaj tylko za moim głosem na wieżę. Nie zadawaj zbędnych pytań. Za chwilę wszystko ci wytłumaczę. Zaufaj mi i chodź - Co miałam zrobi? Jeszcze kilka tygodni temu był moim najlepszym przyjacielem, wręcz bratem. Poszłam wiec za jego głosem. Czekał na mnie na szczycie wieży.
- Och, Demetri! -- Rzuciłam mu się na szyje. Dopiero po chwili oderwałam się od niego.
- Też miło mi cię znowu widzieć mała. - Powiedział to z dziwnym bladym półuśmiechem. A co z moim wiecznie żartobliwym Demetrim?
- Co się stało? Czemu tak długo cię nie było? Wszystko w porządku? - Zaczęłam zasypywać go masą pytań nie czekając na odpowiedzi. Wiedziałam, że każde z nich będzie doskonale pamiętał przy odpowiedzi, a ja nie potrafiłam zmusic się do czekania.
- Najpierw muszę cię przeprosić. - A niby za co? Moje pytanie było chyba wypisane na mojej twarzy.
- Kiedy ci wszystko wyjaśnię, nie jestem pewny czy będziesz chciała mnie znać. - Postanowiłam słucha dalej, nie odpowiadając na ten komentarz. - Widzisz, jest cos o czym nie wiesz. - A jednak! - Chodzi, chodzi o twoje pojawienie się w Volterze. - W Volterze? Czyli kwestia z Cullenami to nieporozumienie... - Wcale nie mieszkałaś tu przed przemianą. Nie byłaś umierająca, kiedy Aro cię przemieniał. Miałaś by czymś w rodzaju niezawodnej broni. Wszystko poszłoby po jego myśli, gdyby nie to, że zaczął się do ciebie przywiązywać. Jak do córki. Coraz trudniej było nam wszystkim ukrywać wszystko przed tobą w tajemnicy. I wtedy pojawili się Cullenowie. Nie wiem do końca jaki mają związek z tobą, ale wtedy z samego zachowania Ara można było wywnioskować, że martwi się twoją reakcja. Bał się, że jeżeli się dowiesz tego od kogoś z zewnątrz możesz go znienawidzić i opuścić Volterrę.
- Jeśli dowiem się czego? - Tyle rewelacji na raz! Tyle pytań, na które dostałam odpowiedzi, a zarazem tyle nowych!
- Tego co ci zrobili. Anne, nie zastanawiałaś się może dlaczego nic nie pamiętasz? - Oczywiście, że tak. Ale to było jedno z pierwszych rzeczy o jakich dowiedziałam się od Ara.- No tak, przecież według oficjalnej wersji straciłaś pamięć w wyniku wypadku. Na prawdę było inaczej. Nie było wypadku. Wiem tylko, ze Haidi wymazała ci przeszłość abyś uwierzyła w ich historyjkę. Nie znam szczegółów, nic nie wiem o twojej przeszłości. Wybacz, przez ostatni miesiąc starałem się czegoś dowiedzieć, ale najwyraźniej dokładnie pozbyli się wszelkich dowodów. Ale jednego jestem pewien, twoja przeszłośc ma coś wspólnego z Cullenami, i wydaje mi się, że są oni jedynymi od których możesz dowiedzieć się prawdy. - Przetworzyłam sobie to wszystko w ułamek sekundy. Kłamał, wszyscy kłamali.
- Oszukałeś mnie? Jak mogłeś Demetri?
- Wybacz. Aro nie przewidział iż możemy się tak z tobą zżyć. Że sam cię pokocha. Ale teraz musisz mnie wysłuchać i zaufa mi. Dobrze? - Jak mogłam się na niego gniewać? W końcu to on wyznał mi prawdę.
- Dobrze.
- Pomyślałem, że chciałabyś dowiedzieć się czegoś o sobie. Porozmawiać z Cullenami. Załatwiłem ci dom na obrzeżach Forks.
- Forks? - Ta nazwa niewiele mi mówiła.
- Tam mieszkają Cullenowie. Pomyślałem, że chciałabyś pożyć trochę jak normalna nastolatka. Zapisałem cię tam do szkoły, na wszelki wypadek, gdybyś miała zostać tam dłużej niż jeden dzień.
- Przecież w szkole mają bardzo niski zakres nauczania. Będę się nudziła.
- To kamuflaż. Ale wracając do tematu, zawiozę cię dzisiaj na lotnisko i polecisz do Seattle. Tam będzie na ciebie czekał szofer, który odwiezie cię pod sam dom. Ja nie mogę z tobą jechać. Przykro mi. - To było strasznie dziwne, takie inne. Chodzenie do szkoły, lotnisko. Nie posługiwałam się samolotami, nie były mi potrzebne. Mogłam w każdej chwili być tam gdzie chciałam bez ograniczeń. Ale zgrywanie pozorów i normalne zachowanie. Właśnie.
- A Jak ma się zachowywać?
- Tak jak wszyscy inni. Nie powinnaś mieć problemów. - Tu miał racje. Łatwo przychodziła mi nauka.
- Dlaczego to dla mnie zrobiłeś? Ryzykujesz, Aro..
- Jesteś jak siostra. Nie mogłem patrzeć na to jaka jesteś tutaj nieszczęśliwa. - Tak, zdecydowanie cieszyłam się z tego jak mnie postrzega.
- Kiedy dowiem się wszystkiego, odwiedzę cię.
- Trzymam cię za słowo mała. - Uśmiechnął się delikatnie. - Musimy już jechać, zaraz masz samolot.
- Nie mogę dostać się tam w swój sposób?
- nie, no coś ty! Wiesz ile musiałem da kasy takiemu facetowi, żeby dobrowolnie oddał ci swój bilet? - Wiedziałam, że to ten najmniej istotny powód. - Co do pieniędzy, musisz trochę mieć przy sobie. - Tym nie musiałam się przejmować. Miałam już kilkanaście pełnych kont, wystarczyło wyciągną tylko z komnaty lśniące karty.
- Zaraz je wezmę. Czy jest coś jeszcze co jest mi niezbędne?
- Tak właściwie, to chyba powinnaś założy na siebie inne ubrania. W tych Kliknij będziesz się za bardzo wyróżniać. - Miałam na sobie długą satynową suknię.
- Jakieś pomysły?
- W Forks czeka na ciebie pełna szafa najnowszych trendów sezonu, w nich nie powinnaś się wyróżniać, ale na podróż też powinnaś założyć coś bardziej... młodzieżowego. Po drodze wstąpiłem do takiego jednego centrum, i pewna kobieta poleciła mi to . Chyba nie powinnaś się w tym tak strasznie wyróżniać.
- Dzięki, pomyślałeś o wszystkim.
- Czyli nie jesteś już zła? - Tak
-- Jasne, że nie. To jedziemy na to lotnisko? - W mgnieniu oka stałam już we wcześniej trzymanych przez niego ciuchach.
- Pewnie. Mam już wszystko.
Wsiadłam w samolot. Czekała mnie teraz kilkugodzinna podróż w miejsce gdzie być może miałam dowiedzieć się prawdy. Forks – Cel mojej podróży.

(Z punktu widzenia Edwarda)

Dolecieliśmy do domu. Naszą nieobecność w szkole usprawiedliwiliśmy wyjazdem do znajomych rodziny. Po raz pierwszy nie było w tym aluzji. Szkoła niczym się nie zmieniła, jak zwykle ten sam nudny materiał powtarzany przez nas od tylu lat. Moje myśli ciągle były w Volterze. Cały czas zastanawiałem się nad tak prozaicznymi rzeczami jak co może w tej chwili robić. Było to dla mnie czymś nowym, nigdy nie skupiałem na kimś tyle uwagi. Było to do mnie nie podobne. Ale ona miała w sobie coś, co mnie do niej przyciągało. I nie była to bynajmniej jej wyjątkowość dostrzegana przez innych, było to coś więcej.

Miesiąc później…

W szkole od dłuższego czasu wszyscy mówili o tej nowej. Nikt nie wiedział jak ma się nazywać, i nie do końca wiedzieli skąd pochodzi ani dlaczego się przeprowadza.
- Mówię wam, to ma być jakaś włoska księżniczka! Wykupiła tę nową posiadłość na obrzeżach Forks, i jutro się tu przeprowadza. – Doszedł do mnie fragment rozmowy Mikea i jego paczki. Hmm, z Włoch? Księżniczka? Tylko jedna taka przychodziła mi do głowy.
- A to niby czemu miałaby się wyprowadzać ze słonecznej Italii do takiej zachmurzonej mieścinki jak Forks?!
- Nie mam pojęcia, ale musi być cholernie bogata, wiesz ile ta posiadłość musiała kosztować? Nie mówiąc już o tych wszystkich samochodach transporterowych jakie tam podjeżdżały z jej bagażem. Widziałem jak z jednego wyprowadzali nowiutkie Lamborghini!
- No coś ty?! – Nawet jeżeli to nie moja piękność z Volterry, i tak powinna swoim pojawieniem się wzbudzić niezłe zainteresowanie. W Forks nawet szara myszka byłaby atrakcją, a co dopiero włoska Princess*. Nie ma co, kimkolwiek jest, będzie miała pełno wielbicieli…
* Chodzi o księżniczkę ;P
...................................................................................
I jak? Czekam na opinię w komentarzach !!

poniedziałek, 20 lipca 2009

(23) Wyjazd

Witam was po długiej nieobecności. Dodaję Newsa, a kolejne dodam według podanych w poprzednim poście informacji.
2) Czy wiedzieliście, że 14 sierpnia ma się pojawić kolejny trailer New Moon? Już się nie mogę doczekać!
Miłego czytania, i komentujcie, to naprawdę motywuje! (A mi motywacja się przyda)
.............................................................
Charter 23

(z punktu widzenia Edwarda)

Przez całą noc nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Ciągle miałem dziwne uczucie deja vu.
Zupełnie jakbym już kiedyś spotkał zarówno Anne jak i Ara. Wiedziałem że to niemożliwe. Wampirza pamięć nie blaknie, a w ludzkim życiu nigdy nie opuściłem Chicago. Jednak mój instynkt podpowiadał mi iż wczorajsze spotkanie nie było naszym pierwszym. Co więcej czułem jakbym tę dziewczynę znał, i to bardzo dobrze. A w końcu nie siedziałem w jej głowie. Zastanawianie się nad tym zajęło mi całą noc i nawet nie spostrzegłem kiedy zaczęło świtać. W każdym razie są tylko dwa wytłumaczenia tego wszystkiego. Albo ktoś coś przed nami ukrywa, albo oszalałem. Pierwsza wersja wydarzeń z technicznego punktu widzenia jest w sumie bardziej prawdopodobna od drugiej, w końcu jestem wampirem, ale biorąc pod uwagę moje zachowanie w ciągu ostatnich miesięcy.. Ughhh. Nic nie układa się w logiczną całość. To wszystko nie ma sensu. Czułem jak najważniejszy element układanki sprytnie mi umyka. Jednak co to może być? Coś musi być wytłumaczeniem dla tej pustki, która towarzyszyła mi przez ponad pół roku i wraz z przyjazdem tutaj ulotniła się bez śladu. Moje rozmyślenia przerwało coś a raczej ktoś. Owa osoba wpadła na mnie niespodziewanie. Odruchowo złapałem ją. Okazało się, że była to Anne.
- Nic ci się nie stało? – Zapytałem pamiętając od Ara iż jest dość delikatna. To dziwne, ale poza tym, że zastanawiałem się w nocy nad swoimi uczuciami, cały czas podświadomie przywoływałem w myślach jej obraz i przetwarzałem każdą zdobytą o niej informację, chłonąc ją i pragnąc ich jeszcze więcej.
- Nie, w porządku. Przepraszam, zamyśliłam się. – Już miałem ją puścić, w końcu pomimo iż sprawiało mi to niewyjaśnioną przyjemność i za nić nie chciałem tego przerywać, trzymanie jej tak było w 100 procentach niestosowne. I wtedy Opadła na mnie bezwładnie. Najwyraźniej straciła przytomność. Zaraz, zaraz. Straciła przytomność?.. Dobra, może jednak coś jest ze mną nie tak, ale przecież ona nie powinna mdleć! Owszem, jest delikatna, ale omdlenia nie towarzyszą na co dzień nawet ludziom, a człowiekiem przecież nie była. Dobra Edward. Opanuj się i przypomnij sobie co Carlisle robi kiedy ludzie mdleją.. Cholera, czy tylko mi się wydaje czy mój mózg ostatnio coś za wolno kojarzy fakty?! Chwila, chyba sobie przypomniałem no tak!
- Coś ty jej zrobił?! – Wyczułem Demetriego. Kochany braciszek An był podenerwowany i jego myśli zaczęły zmierzać w nieodpowiednim kierunku. Musiałem coś powiedzieć, bo lada chwila był gotów roznieść mnie na strzępy. Zaczął już nawet wymyślać prze dziwaczne tortury…
- Chyba zemdlała, powinniśmy..- Nie zdążyłem dokończyć bo wszedł mi w słowo.
- Zemdlała?! Przecież ona … Nie to n niemożliwe Aro mówił.. – Z jego myśli nie dało się nic wyczytać. Najwyraźniej sam nad tym nie panował. Kiedy tak on układał swoje myśli i wypowiedzi Ara An zaczęła się przebudzać.
-Anne dobrze się czujesz? – To w sumie było najważniejsze z pytań ale Demetri najwyraźniej nie mógł się powstrzymać.
- Jak.. ty.. Co się… Dobrze.. Dobrze się czujesz? – Wydukał w końcu.
- Tak. W sumie to już nic mi Ne dolega. Jestem zmęczona więc jeżeli pozwolicie pójde teraz do siebie i położę się. Powinnam się zdrzemnąć na kilka godzin, żeby to się nie powtórzyło.
- Zdrzemnąć? Przecież ty nie sypiasz. Wampiry nie sypiają, i tak w ogóle to co to było z tym omdleniem? Na pewno dobrze się czujesz? Może zaprowadzić cię do Ara? – Demetri naprawdę się o nią martwił.
- Nie trzeba. Naprawdę już wszystko dobrze. Nic mi nie jest. Pośpię kilka godzin i będę jak nowonarodzona. – Nie czekając na dalszą odpowiedź zniknęła.
- Czułeś? – Od razu zrozumiałem o co mu chodzi. Był świetnym tropicielem więc nic dziwnego, że poczuł jej zapach. – Taki wyjątkowy, nigdy takiego nie czułem. – Miał rację. To był najcudowniejszy zapach jaki w życiu poczułem. Coś niesamowitego.
- Tak, wczoraj też. – Przypomniałem sobie jak wczoraj musiała włączyć tarczę, żebym nie musiał się męczyć przy tym cudownym zapachu.
- Z każdym dniem jest intensywniejszy, i wyczuwałem już jej krew. Coś tu nie gra. Będę musiał się dowiedzieć od niej co się tutaj dzieje. – A więc była coraz bardziej wyjątkowa. Z każdym dniem.
- A, właśnie. Aro cię szuka. Masz się u niego stawić. Twoja rodzina już tam jest. – U Ara? O co chodzi? I co się tutaj dzieje?
Wszedłem do komnaty Aro. Carlisle i reszta już tam byli.
- No to już wszyscy. Chciałbym was o coś zapytać przed wyjazdem – Wyjazdem? Jakim wyjazdem? Zaraz wracamy do domu Edwardzie. Nie ma powodów by zostawać tutaj dłużej, czyż nie? – No tak. Przecież przyjechaliśmy tylko na jeden dzień. A myślałem, że mógłbym się z nią jeszcze pożegnać.
- Chciałbym się was zapytać, czy któreś z was ma ochotę do nas dołączyć? – Nasze odpowiedzi były odruchowe i natychmiastowe, wszyscy zaprzeczyliśmy. Dołączyć? I stać się kimś takim? Żywić się ludzką krwią?
- To my już odejdziemy. – Carlisle zakończył naszą dyskusję.
- Mam jednak nadzieję, że wasza decyzja nie wpłynie na nasze stosunki?
- Oczywiście, że nie. – Po tej odpowiedzi wyszliśmy z pałacu. Czas wracać do domu, do Forks.


(Z punktu widzenia Anne)

Przebudziłam się. Było już dobre dwie godziny po południu, jednak tu w Volterze, człowiek nie zauważyłby różnicy. Słońce wciąż znajdowało się wysoko i niemiłosiernie grzało. Ale ja nie byłam człowiekiem, i ta różnica była dla mnie oczywista. Wampirem też nie byłam, i nikt nie wie czym jestem. Postanowiłam jednak ujrzeć Edwarda. Nie wiem dlaczego akurat jego. Przecież znałam go zaledwie od wczoraj, podczas kiedy taki Demetri był dla mnie prawie jak brat. Pomimo iż nie potrafiłam sprecyzować powodu postanowiłam udać się w poszukiwaniu go. Chciałam po prostu z nim porozmawiać, znów go zobaczyć. Wyszłam z komnaty i zmaterializowałam się u Demetriego. Pomimo iż sama mogłam wysilić się na poszukanie go, wolałam nie ryzykować. Chciałam być w pełni na siłach kiedy już go spotkam.
- Witaj, Demetri.
- An, jak wyspałaś się?
- Tak, mógłbyś powiedzieć mi gdzie aktualnie przebywa Edward Cullen? – Byłam tak ciekawa tego iż omal nie złamałam jednej ze swoich zasad i nie zajrzałam do jego umysłu.
- Och, ty jeszcze nić nie wiesz. – Zaraz, o czym on mówi? O czym nie wiem?
- Cullenowie wyjechali o dziesiątej. Tak jak pozostali goście. – Wyjechali? Nie pożegnał się ze mną? Dlaczego? No tak, w końcu znaliśmy się zaledwie jeden dzień.
- Dziękuję Demetri. – Odparłam wypartym z emocji głosem i wyszłam.
............................................................................
Mam taką sprawę do was, jeżeli chcielibyście być informowani o NN To podajcie adresy waszych blogów w komentarzach z informacją "typu chcę być informowany/a o NN" i adres bloga. Gdzieś mi się zapodziały poprzednie takie informacje a nie chce mi się przeglądać wszystkich postów od początku. Z góry dziękuję.

Sorry

Proszę (jeżeli ktoś to jeszcze czyta) o chwilę cierpliwości. Właśnie zasiadam przed klawiaturę i przepisuję kolejny rozdział. Trzeba w końcu zdusić tego lenia. Jak tylko skończę przepisywać ten rozdział, biorę się za kolejne dwa. Postaram się nie zejść dziś z komputera póki tego nie skończę. Będę je dodawać w następującej kolejności:
1. Zaraz jak tylko skończę przepisywać.
2. Kiedy pod pierwszym będzie co najmniej 16 komentarzy.
3. Kiedy pod 2 będzie tyle komentarzy co pod 1 (lub więcej).
Cierpliwości, już kończę!!!!!!!!

Edward&Anne Story

Anne Cullen(Anne Masen) jest główną bohaterką mojego bloga. Jest wyjątkowa....A szczegółów dowiecie się z opowiadania. Miłego czytania:))