Dzieki za wszystkie komentarze. Są napraw emotywujące.
Macie Nowy rozdział.
...............................................................................................................................
(Z punktu Anne)
Wysiadając z samolotu poczułam chłód. Będę się musiała przyzwyczaić do braku słońca i zachmurzonego nieba. Przynajmniej na razie. Tak jak mówił Demetri na lotnisku czekał transport. Chłopak w wieku 24/25 lat stał przy bramkach z moim imieniem i nazwiskiem na tabliczce. Widząc mnie mimowolnie zesztywniał i zaniemówił. Chyba nawet wstrzymał oddech. Byłam aż tak straszna? Po chwili jednak doszedł do siebie.
- Panienka Masen/ Volturi ? – Co tak oficjalnie?
-Anne – Uśmiechnęłam się chcąc dodać mu tym otuchy. Miało to odwrotny efekt. Czyli jednak się nie bał? Więc skąd to zakłopotanie? 1. - Jedziemy? Chciałabym jak najszybciej znaleźć się już w domu. – Westchnęłam widząc, że nie reaguje.
- Proszę pana?
- Ach tak, - No nareszcie!- Oczy.. oczywiście. Proszę za mną. – Więc Demetri wynajął limuzynę. Nie ma to jak nie wyróżniać się. Chłopak włączył jakąś płytę. Po kilku minutach zaczęłam mimowolnie nucić za wokalistą. Śpiewałam o oktawę wyżej. Słyszałam jak chłopak zaczerpnął nagle potężny haust powietrza.
- Coś się stało? – Pomimo iż zadałam pytanie sama znalazłam na nie odpowiedź w jego umyśle Jaki cudowny głos, piękniejszy niż u wokalistki. Istny anioł. Po chwili opamiętałam się co robię. Och, a więc teraz to już rutyna?2. No ale w końcu teraz nie mogę już nikomu zaufać. Poczułam jakbym została sama. I tak właśnie było, chociaż dopiero teraz to sobie uświadomiłam. Moją ostatnią deską ratunku byli Cullenowie. Najwyraźniej Demetri doszedł do tego wcześniej.
- Nie, wszystko ok. – Dopiero po chwili zdałam sobie prawdę, że była to odpowiedź na moje poprzednie pytanie. Kłamał, czyżbym jak na razie żyłą w iluzji? Najwyraźniej, bowiem wszyscy kłamią. Więc nie mam wyboru, od teraz będę korzystać ze swojej nadludzkości. Czas zacząć spełniać swoje przeznaczenie. Czas stać się tą najpotężniejszą.
Zajechaliśmy pod całkiem spory względem innych mijanych wcześniej budynek. Leżał w lesie. Widać było iż jest w stylu nowoczesnym. Przestronne okna, symetryczne kształty. Demetriemu wybudowanie go musiało zająć parę dni. Więc to tym między innymi się zajmował. Mój kierowca wysadził mnie i podał kluczyki.
- Bagaże panienki są już w domu rozpakowane. Wszystko jest już przygotowane do użytkowania. Mam jedynie przypomnieć panience, że jutro ma pani szkołę na 8 :00. To chyba wszystko.
- Dziękuję. Do widzenia.
- Do widzenia. – Weszłam do środka. Wnętrze znacznie różniło się od komnat do których byłam przyzwyczajona, ale najwyraźniej tak miało być. Duża przestrzeń, całe mnóstwo jasnych kolorów, można się przyzwyczaić. Salon miał całkiem spore rozmiary, kuchnia też była niczego sobie. Kuchnia, gotowanie, będę musiała się chyba tego nauczyć. No ale przecież mam być w wszystkim najlepsza, nie? Mam na to cały długi dzień. przeszłam do zwiedzania piętra. Tak właściwie to był to jeden wielki pokój i drzwi – łazienka. Przypominała bardzo tą w Volterze, duża, przestronna z wielkimi lustrami, prysznicem wanną- spa. Pokój był wyposażony w nowoczesny sprzęt, ale do tego byłam już raczej przyzwyczajona. Równie przestronny co pozostałe pomieszczenia, jasny, z wielkim łózkiem na środku. Całkiem przytulne miejsce.
Zaplanowałam sobie mój pierwszy dzień. Postanowiłam już dzisiaj wyjść na miasto, może akurat spotkałabym któregoś Cullena i mogła od razu przejść do rzeczy, a nie odgrywać całą tę szopkę ze szkołą. Ubrałam się w miarę ciepło, nie miałam ochoty testować mojej odporności w taką pogodę. Jeszcze przeziębiłabym się. A tego nie chciałam. Weszłam do garażu i zobaczyłam kilka wyrafinowanych wozów. No super Demetri, a niby jak ja mam się w tym nie wyróżniać?! Przecież w takiej dziuże, to takie wozy pojawiają się co najwyżej na okładkach magazynów. Postanowiłam nie wybierać tylko wzięłam pierwsze z brzegu kluczyki. Nacisnęłam przycisk otwierający drzwi, i okazało się, że kluczyki są od tego autka. W sumie mogło być gorzej. Mogłam trafić na porsche bez dachu, które równe jest w tej okolicy zapaleniu płuc. Wyjechałam na podjazd i skierowałam się na główną ulicę. Postanowiłam najpierw zacząć od odwiedzenia pobliskiego sklepu z artykułami spożywczymi. Zajechałam na parking jakiegoś marketu i wysiadłam. Wszystkie moje ruchy wykonywałam z gracją, było to dla mnie normalne, jednak dla pozostałych klientów najwyraźniej nie. Wszyscy wlepili we mnie wzrok jak tylko wysiadłam. Uśmiechnęłam się tylko przyjaźnie nieco speszona takim zachowaniem. Czy przyglądanie się komuś z natarczywością nie było czasami dowodem na brak kultury i dobrych manier? Najwyraźniej tutaj się tym nie przejmowano, i ludzie nie odwracali wzroku nawet kiedy odwzajemniałam spojrzenie. Postanowiłam zignorować to zainteresowanie moją osobą i weszłam do sklepu. Minęło mnie dwóch chłopców. szeptali sobie na ucho. Zapewne nie zdawali sobie sprawy z tego, że ich słyszę. Chociaż chyba normalny człowiek nie powinien tego słyszeć.
- To ta nowa z Włoch?
- Tak, widziałeś czym przyjechała?! To dowód na to, że kasy jej nie brakuje.
- Ale nie przypomina mi normalnej włoszki. Nie powinna być opalona?
- masz rację, tam jest tyle słońca, ale taka blada wygląda jeszcze seksowniej, no nie?
- Tak, niezła jest.
No świetnie. Czyli jestem tutaj na językach. Trudno, będę się musiała przyzwyczaić. Zaczęłam pakować do koszyka musli, jogurty niskotłuszczowe i mleko sojowe. Do tego kilka litrów wody mineralnej nie gazowanej. Powinno wystarczyć. Podeszłam do kasy. Ekspedientka przyglądała mi się natarczywie.
- 50$ panienko Volturi.
- Masen – Powiedziałam podając jej złotą kartę.
- Co słoneczko ?- Chyba nie zrozumiała.
- Masen – Volturi. – Odpowiedziałam. Uśmiechnęła się.
- No tak. Rzeczywiście. – Mimowolnie zerknęłam w jej myśli. Boże 18 lat i już żonata?! No po prostu świetnie! Nie dość że wiedzą nawet ile mam lat, to jeszcze uważają mnie za żonatą. Nie wytrzymałam i musiałam wyprowadzić tę kobietę z błędu.
- To pierwsze to po mamie, drugie ojca. – Widziałam zmieszanie na jej twarzy. Oczywiście to była nieprawda, ale tej już nie mogłam wyjawić każdemu. Wychodząc natknęłam się na jakiegoś chłopaka.
- przepraszam, nie chciałem. – Blondyn był w moim wieku, może rok starszy.
- Nic się nie stało.
- Jestem Mike. A ty to pewnie ta słynna księżniczka z Włoch? – Cała sympatia do tego chłopaka wyparowała jeszcze szybciej niż się pojawiła. Czy oni nie mają tytaj innych tematów do plotek?! Tylko jeden związany ze mną?
- Och, więc jestem teraz waszą nową sensacją? – Włożyłam w to zdanie tyle sarkazmu, że nawet idiota skojarzył by o co chodzi.
- Tak właściwie to jesteś tematem plotek odkąd wykupiłaś tu ten nowy Dom na przedmieściach. – Najwyraźniej do inteligentnych nie należał. Myślał, że pytam serio! Wsiadłam do auta i ruszyłam do domu. nie w smak było mi słuchać go dłużej.
(Z punktu Edwarda)
- Przyjechała! Przyjechała! – Piski Alice udawało się przekrzyczeć tylko Rose.
- Naprawdę nie wiem co w tym ciekawego. Zwykła dziewczyna przeprowadziła się do Forks. A wy zachowujecie się tak samo jak reszta tych przygłupów z naszej szkoły. – Oczywiście znałem już jej odpowiedź. Nie pierwszy raz mi jej udzielała.
- Ale to nie jest zwykła dziewczyna Edward. Czuję, że jest kimś więcej, i będzie naszą przyjaciółką!!! – Tak, bo nie ma co robić tylko chodzić z wampirzycami po sklepach.
- Alice, to człowiek. Jak wyobrażasz sobie przyjaźń z nią? Ciebie Rose też to dotyczy.
- Ugh… Do ciebie to jak do ściany. Nie słyszałeś Alice? Ona nie jest jakąś zwykłą nastolatką!
- Och, ależ oczywiście. Przecież jest włoską arystokratką z bogatymi rodzicami. – Chociaż przekomarzałem się z nimi, sam w duch wierzyłem, że ta dziewczyna okaże się ta którą już spotkałem we Włoszech. – Jadę do Port Angeles. – W tej samej chwili w głowie Alice pojawiła się wizja.
1. Wśród wampirów Anne nie spotykała się z widocznym wyraźnie zakłopotaniem na jej widok.
2.Czyt. Anne nie lubi łamać cudzej prywatności czytając mu w myślach
...........................................................................................................................................................
I jak?