Jak widzicie, mam troche nowych pomysłów na rozwinięcie opowiadania. Jutro mam zamiar pożądnie zawagarować na całedj linii (szkoła,korki,koło teatralne, balet, wszystko, jednym słowem ) więc nie ma pewności czy coś napiszę. Ale obiecuję sie porządnie postarać coś naskrobać, a nawet wstawić.
I jak podoba wam się pierwszy dzień wiosny? Ja tę porę roku po prostu uwielbiam ;).
PS. Ja wiem, że długo mnie nie było, i mogłam stracić przez to sporo czytelników, ale zwracając się do tych co ciągle czytają, mam małą prośbę. Wyrażajcie pod każdym postem jakieś opinie, uwagi, może korekty? To pokazuje mi, że jesteście jako tako zainteresowani i wzmacnia moją motywację. Cieszyłoby mnie, gdybyście pod tym postem (Każdy kto czyta) coś tam napisał o ostatnich rozdziałach. Może coś więcej niż, dzięki, świetne/fatalne? To mówi niewiele, i nie daje wskazówek co poprawić, lub czego nie zmieniać. Na prawdę, to co mówicie, ma wielki wpływ na to jak piszę, i jak lubię wpisać. Poza tym, pozwoli mi ten komentarz oszacować listę moich czytelników. Dlatego, powtórzę, wrzućcie komentarz pod tym postem!
Rozdział 29
- Jeremy, ja wiem, że jesteś tu po to, żeby mnie chronić, ale bez przesady. Co może mi się stać na balu maturalnym u ludzi? – Kłóciliśmy się o to od kilku dni. Zaprzyjaźniłam się z Jeremym Hartleyem. Okazał się nie być żadnym sztywniakiem sennie wykonującym polecenia Aro. Na początku to ja traktowałam go chłodno. Jak wroga. A on odpłacał mi się pełną kulturą i szczerym uśmiechem. Chłopak musiał mieć niezwykłą motywację jeżeli chodzi o ta jego misję.
No dobra, wcale nie byłam taka honorowa. Nie raz próbowałam przetrząsnąć jego pamięć w poszukiwaniu takich właśnie odpowiedzi. Bezskutecznie, oczywiście. Jakim cudem udawało mu się mnie powstrzymywać? |Cóż, gdybym to ja wiedziała. Wyrzutów w każdym razie przez to nie miałam, w końcu i tak niczego się nie dowiedziałam.
- Ann, ludzie stwarzają dla ciebie niewielkie ryzyko. Ale będą tam też wampiry. – Powiedzieć, że nie tolerował Cullenów, to za mało. Największą awersję czół jednak do Edwarda. Oboje zachowywali się, jakby od wieków byli zaciekłymi wrogami. Doprawdy, straszne uczucie. Moje stosunki z Cullenami znacznie się ociepliły, i nabrałam do nich dużego zaufania.
Jeremy Hartley był dla mnie chodzącą zagadką z sarkastycznym spojrzeniem i wariackim uśmiechem. Na tym kończyła się moja wiedza o nim. Ale o dziwo, nie przeszkadzało mi to w zaprzyjaźnieniu się z nim. Naprawdę, naprawde go polubiłam. Nie można tego jednak powiedzieć o reszcie mojej „rodziny”. Demetri w ogóle mu nie ufał. To było jak toczące się w nieskończoność koło. Kiedy Demetri chciał ze mna Zamienić słowo, dosadnie pokazywał, że Jeremy nie jest mole widziany w domu.
- Słuchaj wampirze. –szepnęłam – Nie masz na de mną kontroli, i będę robić co mi się żywnie podoba. A wysłuchuję tej twojej gatki na temat „niebezpieczeństw jakie czychają na mnie ze strony Cullenów” tylko dlatego, że jestes moim przyjacielem. W innym wypadku już dawno potraktowałabym cię prądem. Albo gorzej. – Znowu się uśmiechnął. Pojawiały mu się wtedy w oczach takie świecące iskierki. Było to co najmniej dziwne,. Jakby nie było, Demetri nigdy tak na mnie nie patrzył.
- Próbuj szczęścia, piękna. – Nie lubiła, kiedy tak do mnie mówił, to niszczyło pomiędzy nami tę luźna atmosferę i było frustrujące. Walnęłam go poduszką.
- Nie podpuszczaj mnie. I nie mów tak do mnie. - Zaśmiał się, i zabrał mi poduszkę.
- Dlaczego? Przecież jesteś piękna. - Ach, on i te jego żarty. Przed przywaleniem mu, powstrzymał mnie tylko dźwięk silnika zbliżającego się w kierunku mojego domu. Samochód Edwarda. Poza nim w samochodzie były jeszcze dwie osoby. Kobiety. Alice i Rosaline. Mogłam to wyczuć, chociaż byli w odległości półtora kilometra ode mnie. Moje moce znacznie się rozwinęły przez miniony rok. I ciągle trenowałam z Demetrim nowe zdolności, o których nie informowałam Cullenów. Nie muszą tego wiedzieć.
- Jadą do mnie znajomi. Masz być miły, zrozumiano? Ostatnio pokazałeś niewiele klasy, warcząc na nich co chwilę. Pamiętaj, jesteś ochroniarzem, nie Panem Wszechmogącym. – Wstał podgenerowany.
- Jestem tez przyjacielem, czyż nie? I będę kulturalny. Muszę, Pani. – A teraz śie zgrywac poszkodowanego! Pff! Też mi coś! Nie ze mną!
- Kulturalny, pamiętaj.